Izabela Rzepecka, Interia: W tym miesiącu Wielka Brytania opuści Unię Europejską. Wydarzenie historyczne. Natomiast, nie tylko na Wyspach, o wiele większe emocje budzi megxit, jak potocznie określa się krok, na który zdecydowała się para książęca Sussex. Dlaczego? Dr Janusz Sibora, historyk, badacz dziejów dyplomacji oraz protokołu dyplomatycznego, ekspert w dziedzinie ceremoniału królewskiego, etykiety i komunikacji społecznej: - Gdybyśmy byli zwolennikami spiskowej teorii dziejów, to moglibyśmy powiedzieć, że ogłoszenie megxitu było zasłoną dymną, która miała na celu odwrócenie uwagi od brexitu i wzbudzenie zainteresowania, jak ja to nazwałem, "małym kryzysem abdykacyjnym". Nie sądzę jednak, aby rzeczywiście władze brytyjskie wraz z panującymi podjęły takie kroki. Natomiast, chcąc nie chcąc, decyzja Meghan i Harry’ego przesłoniła na kilka dni rozmowy o brexicie. Brytyjczycy odpoczęli na swój sposób od tego nielubianego słowa i skupili się na, trochę jednak, moim zdaniem, wyolbrzymionym kryzysie w rodzinie królewskiej. Wśród Brytyjczyków brexit zszedł na drugi plan. A w Pałacu Buckingham? - Sygnały, które Brytyjczycy otrzymali ostatnio od królowej Elżbiety II, były dość precyzyjne. Pamięta pani dwa ostatnie zdjęcia, które opublikowała rodzina królewska? Pierwsze - tuż przed Bożym Narodzeniem, na którym widać królową, jej syna księcia Karola, wnuka księcia Williama oraz jej prawnuka księcia George’a, przygotowujących świąteczny pudding. Te same osoby widnieją na drugim zdjęciu, a pierwszym "nowej dekady". Książę George ma na sobie spodnie w szkocką kratę. Ten wzór - tartan szkocki - odczytujemy jako pewne przesłanie, a mianowicie: utrzymujemy jedność Zjednoczonego Królestwa. Rodzina królewska musi językiem ezopowym mówić o swoim stosunku do brexitu, jak to w formule brytyjskiej: "Król panuje, a nie rządzi". To właśnie zaledwie kilka dni po opublikowaniu tej drugiej fotografii księżna Meghan i książę Harry oświadczyli, że "zamierzają wycofać się jako ‘wysocy rangą’ członkowie rodziny królewskiej i pracować, aby stać się niezależnymi finansowo, jednocześnie nadal w pełni wspierając Jej Królewską Mość". Pan mówi "mały kryzys abdykacyjny", "wyolbrzymiony", a wielu, zwłaszcza śledzących na co dzień życie monarchii, mam wrażenie, jeszcze nie otrząsnęło się z szoku. - Nawiązuję w ten sposób do historii sprzed lat i kryzysu z 1936 roku - abdykacji króla Edwarda VIII (w 1936 roku panujący w Wielkiej Brytanii król Edward VIII zrzekł się tronu, by poślubić Bessie Wallis Simpson, Amerykankę i dwukrotną rozwódkę - przyp. red.) Kryzys dotyczył koronowanej głowy, faktycznie panującego. Harry jest szósty w kolejce do tronu. Echa skandalu wokół księcia Yorku, a syna królowej Elżbiety, Andrzeja, oskarżanego o kontakty z amerykańskim przestępcą seksualnym, Jeffreyem Epsteinem, jeszcze nie ucichły, a tu taki cios, kolejna gruba rysa na wizerunku. - Ja bym powiedział, że skandal z księciem Andrzejem to rysa, ale sprawa księcia Harry’ego i księżnej Meghan to ich ucieczka do przodu. Świadczy to o tym, że monarchia królewska musi się zmieniać, żeby żyć. Nie może być monarchią skostniałą. Z tych kryzysów wychodzi poobijana, ale wychodzi. Kiedyś było takie powiedzenie dotyczące "royalsów": "Nieważne, ile tych mleczy na łące byś ściął, one i tak znowu wyrosną". To jest ta witalna siła rodzin królewskich. W jakim miejscu jest dzisiaj w takim razie brytyjska monarchia? - Królowa się poddała. Właściwie została zobligowana do zaakceptowania decyzji książęcej pary co do wyboru drogi życiowej. Oficjalny komunikat po spotkaniu w Sandringham należy odczytywać w ten sposób: kryzys w zasadzie został zażegnany. My go nie zobaczymy. "Okres przejściowy", to tajemnicze określenie, które padło po naradzie - tak naprawdę nie wiemy, co się za nim kryje. Jedno jest pewne - królowa wraca do swoich obowiązków. 14 stycznia przez urzędników dworu królewskiego została podana informacja, że królowa przygotowuje się do przyjęcia w przyszłym tygodniu nowego cesarza Japonii wraz z małżonką. Wizyta będzie miała charakter państwowy i będzie miała ogromne znaczenie polityczne, a za tym stoją oczywiście olbrzymie interesy gospodarcze. Na tych kilka dni przed brexitem monarchia, zredukowana do czterech osób, co najmniej na zewnątrz, będzie silniejsza. Brytyjczycy nie "zrezygnują" z królowej? - Po oświadczeniu Meghan i Harry’ego pojawiły się głosy, że może nadszedł czas przemyślenia zmian ustrojowych w Zjednoczonym Królestwie. Nie zabrakło też głosów, że monarchia się przeżyła, trzeba powiedzieć królom "dziękuję" i odstawić ich do muzeum. Myślę jednak, że póki co im to nie grozi. Monarchia działa precyzyjne i natychmiast reaguje na polecenia rządu, realizuje politykę zagraniczną w służbie Wielkiej Brytanii. Gdy w Omanie umarł władca, książę Karol pojechał tam, by złożyć kondolencje. Przybył już pierwszego dnia żałoby. Nie słyszałem, żeby ze strony polskiej były wykonane podobne gesty. Pytam się: dlaczego? Wtedy mówimy o prowincjonalizmie naszej polityki zagranicznej. W tym miejscu nasuwa się też wątek braku obecności prezydenta Andrzeja Dudy w Yad Vashem. A kto będzie reprezentował Wielką Brytanię w Jerozolimie? Będzie tam książę Karol, następca tronu, z dwudniową wizytą. Do Polski na te obchody przyjedzie tylko małżonka księcia Karola, Camila. Na tym przykładzie widać, jaką rolę spełnia w polityce zagranicznej rodzina królewska. Dlatego królową mógł tak bardzo zaboleć krok jej wnuka. To znaczy? - Królowa pełni służbę na rzecz monarchii. W słynnym orędziu wygłoszonym do młodzieży jako księżniczka mówiła: "Czy moje życie będzie długie, czy krótkie, to całe poświęcę monarchii". I rzeczywiście tak czyni. Jej pierwsza aktywność publiczna miała miejsce, kiedy miała zaledwie sześć, siedem lat. Wręczała wtedy puchar w zawodach, w których udział brały dzieci. Jej poczucie obowiązku wobec monarchii stoi tak wysoko, że ona rzeczywiście uważała, że z racji honoru, jakiego Harry dostąpił, powinien swoje obowiązki kontynuować. Warto też wspomnieć, że Harry posiada tytuł aide-de-camp - najwyższy tytuł osoby, która reprezentuje królową podczas uroczystości zagranicznych i w kraju. Takiej osoby będzie królowej brakować. Do tego dochodzi poinformowanie o ważnej dla przyszłości monarchii decyzji za pomocą mediów społecznościowych. Pan, jako znawca etykiety, jak ocenia ten krok? - Dokonali pewnego wybiegu, nieeleganckiego. To się nie mieści w zwyczajach. Jeśli sięgniemy pamięcią do lat 20. czy 40., do odtajnionych już źródeł dotyczących rodziny królewskiej, to znajdziemy informacje o wielu problemach dotyczących m.in. ślubu królowej Elżbiety z księciem Filipem. Wtedy wszystko tygodniami było konsultowane przez służby pałacowe i administrację rządową. Odpowiedni ministrowie załatwiali poszczególne fragmenty sprawy. Harry nie pukał do drzwi, nie chodził do królowej. Decyzję jego i jego żony porównałbym do przewietrzenia królewskich salonów. Do Pałacu Buckingham wpuścili więcej świeżego powietrza. Nie pojawiły się wcześniej sygnały mogące świadczyć co najmniej o wątpliwościach księcia i jego żony? - Być może sygnały w sprawie Meghan i Harry’ego były wysyłane, tylko nie zostały przez królową należycie odczytane. Na przykład w czerwcu zeszłego roku dość ostentacyjnie odmówili oni udziału w obchodach Orderu Podwiązki. Co prawda Harry tego odznaczenia nie ma, jednak w uroczystościach udział wziął król Hiszpanii z małżonką, więc wnukowi królowej wypadało się pojawić. Być może już wtedy robili wszystko, żeby jak najrzadziej przebywać na dworze królewskim. Innym przykładem może być rezygnacja pary z udziału we wspólnym, bo prowadzonym wraz z Williamem i Kate, przedsięwzięciu, a mianowicie w The Royal Foundation. Moim zdaniem młodzi, ta najbardziej nowoczesna część rodziny królewskiej, dokonała ucieczki do przodu - złamała zasady protokolarne, złamała obyczaj, postawiła królową wobec faktów dokonanych. Ja nawet mam swoją teorię na ten temat. Podejrzewam, że gdyby oni zaczęli normalnie pukać do jej drzwi i prosić o zgodę, to by tej zgody nie otrzymali. Książę Harry musiał wiedzieć o tym, że jest to jedyna metoda "wytupania" tego, o co im chodzi. I stąd ta trochę mało elegancka forma zakomunikowania królowej o swojej decyzji. On na pewno lepiej zna babcię aniżeli my. Co mogło wpłynąć na decyzję pary książęcej Sussex? - Motorem tej decyzji była zdecydowanie Meghan. To jej musiał nie odpowiadać styl życia dworskiego. Nie została też chyba zbyt ciepło przyjęta przez rodzinę królewską, szeroko rozumianą. Media także się do tego nie przysłużyły. Na swój sposób ją "grillowano", przypominano jej problemy rodzinne. W mediach brytyjskich, między wierszami, pojawia się też problem kulturowy. Według mnie, ta decyzja ma też drugie dno, ale w tym wypadku możemy tylko spekulować. Te dwa zdjęcia, o których mówiliśmy wcześniej, ściśle określają następców tronu, pokazują, kto tak naprawdę jest w centrum zainteresowania. Można by snuć przypuszczenia, że jeśli były jakieś niesnaski między Kate, żoną księcia Williama, a Meghan, to ta druga mogła sobie pomyśleć: "Z jakiego powodu ja mam wkładać tyle pracy, ciągle się uśmiechać, wychodzić w czasie urodzin królowej na ten balkon tylko po to, by Kate lepiej błyszczała?". Meghan nie jest z arystokracji, Kate też nie, ale jest Brytyjką i łatwiej wyczuwa tamtejsze klimaty. Meghan jako Amerykanka ma całkiem inne widzenie świata. Można powiedzieć, że ta rywalizacja między dwiema paniami była takim podskórnym elementem. Między małżonkami Kate i Meghan, jak donoszą brytyjskie media, też zdaje się panować pewne napięcie. - Do "rozejścia się" braci doszło krótko po ślubie Harry’ego i narodzinach jego dziecka. Jednak ich drogi musiały się rozchodzić miesiącami. Harry’emu nie odpowiadała chyba rola kogoś na balkonie, składania kwiatów przez całe życie i uśmiechania się. W wywiadzie dla "Newsweeka" mówił przecież: "Nawet gdybym był królem, to i tak będę chodził po zakupy samemu" - czyli nie dam się zwariować, jestem normalnym człowiekiem i chcę normalnie żyć. Drugie mocne zdanie, jakie tam padło to: "Nie ma chyba w rodzinie królewskiej kogoś, kto chciałby być królem". Meghan i Harry mają świadomość konieczności unowocześnienia monarchii, bo "kto nie idzie z duchem czasu, musi z czasem odejść". Nie chcą być tłem dla Kate i Williama na tym balkonie. Meghan i Harry "nie odchodzą, ale zmieniają swoje role" - mówi Johnny Dymond, specjalista BBC ds. rodziny królewskiej. - To ich wspólne oświadczenie jest trochę niespójne. Napisali, że nie chcą pełnić swoich dotychczasowych obowiązków w rodzinie królewskiej, ale nie tak do końca. Nie została postawiona kropka nad i, że w ogóle. Można by pomyśleć, że będą pojawiać się tylko wtedy, kiedy będą światła jupiterów, że z tego ciasta będą wyjadać rodzynki. A podział pracy między członkami rodziny królewskiej jest dość precyzyjnie dokonany. Wiadomo, kto jest od dziedzictwa narodowego, kto od muzeów, kto od danych kontynentów. Tę siatkę zobowiązań i harmonogramów królowa będzie musiała przeorganizować. Co do tej pory należało do książęcych obowiązków pary? - Czysto formalnie, jako członkowie rodziny królewskiej, brali udział we wszystkich uroczystościach oficjalnych, państwowych, czyli chociażby w urodzinach królowej czy obchodach Dnia Pamięci (z ang. Remembrance Day; to święto obchodzone 11 listopada w krajach Wspólnoty Narodów oraz we Francji na cześć poległych w wojnach żołnierzy - przyp. red.). Do tego dochodziło np. spędzanie Bożego Narodzenie z królową, czego oni ostentacyjnie w tym roku nie zrobili, oraz wyjazdy zagraniczne ocieplające wizerunek Zjednoczonego Królestwa. Teraz Harry nie będzie musiał tego typu obowiązków realizować. Jemu pozostanie prawo uczestniczenia w uroczystościach rodzinnych. W swoim oświadczeniu zaznaczyli, że chcą być "niezależni finansowo". To skarga: "Za mało dostawaliśmy"? Skąd do tej pory mieli pieniądze na życie? - Mieli część funduszy z Sovereign Grant Act 2011 - dokumentu uchwalonego przez parlament, na podstawie którego królowa uzyskuje pieniądze od rządu. Otrzymywali z tego pół procent, stosunkowo niewiele. Natomiast większość funduszy na funkcjonowanie dostawali od ojca, który otrzymuje olbrzymie kwoty - idące w setki milionów funtów - z posiadłości ziemskich. W przypadku obowiązków, które widzimy na zewnątrz, to oczywiście pokrywa je rząd bądź instytucje. W przypadku Williama i Kate każdą część ich wizyty w Polsce opłacała inna instytucja. Jest też jeszcze spadek po księżnej Dianie. - To raczej zaskórniaki. Wiemy również, że Meghan ma trzy miliony funtów oszczędności ze swojej pracy aktorskiej, a Harry wykazuje oszczędności w wysokości 34 milionów funtów. Teraz z całą pewnością chcą czerpać profity ze swojej rozpoznawalności. Mamy już tego pierwsze sygnały, bowiem Meghan zaoferowano wysoką funkcję w korporacji Disneya. Harry ma natomiast trochę taką złotą różdżkę, niczym z "Harry’ego Pottera" - czego się nie dotknie, to może być pewien, że odniesie sukces. Jeśli będzie chciał być dziennikarzem, to nim będzie, i każdy jego wywiad będzie oglądany przez miliony (to nawiązanie do wywiadu, który w grudniu 2017 roku książę Harry przeprowadził z byłym amerykańskim prezydentem Barackiem Obamą - przyp. red.). Nawet bez książęcych tytułów? - To, czy te tytuły zostaną im odebrane, czy sami z nich zrezygnują, jest jedną wielką niewiadomą. Aczkolwiek nie wszyscy członkowie brytyjskiej rodziny królewskiej, którym te tytuły przysługują, z nich korzystają. Tytuły jednak mogą być funkcjonalnie przydatne do wykonywania niektórych obowiązków. Dlatego powiedzieli, że rezygnują z ich części, tym samym zostawiając sobie otwarte boczne wejście do pałacu. A może nawet główne wejście, w połowie otwarte... Rozmawiała Izabela Rzepecka