Plan czterodniowej interwencji w schronisku w Wojtyszkach trzymany był w ścisłej tajemnicy. - "Pogotowie dla Zwierząt" przygotowywało się do tej akcji ponad rok. To, że udało się tam w końcu wejść to ogromny sukces. Przez lata Wojtyszki były jak twierdza. Teraz, po kilku dniach szczegółowej kontroli, mamy dowody w jakich warunkach żyje ponad 1200 zamkniętych tam zwierząt. A to co tam zobaczyliśmy jest porażające - mówi Grzegorz Bielawski. "Te psy latami nie wychodziły z kojców" Kontrolujący schronisko obrońcy zwierząt twierdzą, że żyjące w nim czworonogi były wychudzone i zaniedbane. 104 zwierzęta w najgorszym stanie "Pogotowie dla Zwierząt" od razu w trybie interwencyjnym zabrało z placówki. W schronisku znaleziono też martwe zwierzęta, przechowywane w zlokalizowanych na terenie azylu zamrażarkach. - Koty, dorosłe psy, szczeniaki. Wszystkie owinięte foliówkami, poukładane jak mrożonki. Czasami same głowy, części ciała bez tułowia, martwe zwierzęta gospodarskie, no wszystko tam było. A te jeszcze żyjące brodziły w syfie, gnoju i błocie - mówią Interii interweniujący w Wojtyszkach obrońcy praw zwierząt. - Trzydziestkę najbardziej zaniedbanych mamy obecnie w azylu pod Mińskiem Mazowieckim. Naprawdę, jak je wypuścimy to są szkieletory, które nie mają pojęcia co to spacer, wybieganie się, bo przez dwanaście lat nigdy nie wyszły z boksu. Są zdziczałe, nie podchodzą do człowieka, My je wypuszczamy, a one stoją i zastygają w bezruchu - opowiada Grzegorz Bielawski. Obrońcy zwierząt dodają, że stan odebranych psów, kotów i królików wskazuje na koszmarne warunki, w jakich latami przebywały. - Te psy tak długo leżały w swoich odchodach, że po prostu nimi śmierdzą. Jednego psa dziewczyny u nas czyściły cały dzień, z pięć razy go kąpały, na drugi dzień znowu i on dalej śmierdzi. Musieliśmy go obciąć na łyso, wykąpaliśmy go siódmy raz i nic się nie zmienia. Jakby ten smród wszedł w jego DNA - mówi Grzegorz Bielawski. Obrońcy zwierząt: "Wszyscy wiedzieli, że to nie schronisko, a psi obóz koncentracyjny" Bielawski tłumaczy, że stowarzyszenie "Pogotowie dla Zwierząt" zbierało materiały dowodowe na schronisko w Wojtyszkach od kilkunastu lat. - W 2008 roku kiedy jeszcze nie było dronów lataliśmy nad Wojtyszkami motolotnią i robiliśmy zdjęcia dokumentujące stan tych zwierząt z góry. Wydaliśmy wtedy na to masę kasy, mieliśmy dowody, w tym zeznania lekarzy weterynarii, którzy tam pracowali ale nikt nie chciał się tym zająć. Bo to nie są prowadzący niewielki azyl ludzie w gumiakach, ale kuci na cztery łapy przedsiębiorcy - mówi Grzegorz Bielawski. Historia azylu w Wojtyszkach zaczyna się w 2004 roku kiedy łodzianin Longin S. kupuje liczącą 50 tysięcy metrów kwadratowych działkę ze stawem i lasem w powiecie sieradzkim. Na kilkunastu hektarach w odludnym miejscu buduje największe w Europie prywatne schronisko dla zwierząt. Zaczyna od 400 psów. Dziesięć lat później w schronisku przebywa już ich 3600, a prócz nich koty, osły, gołębie, kury, świnie, kaczki indyjskie czy papugi. Wśród organizacji społecznych zajmujących się ochroną zwierząt miejsce to od lat budziło przerażenie. "Wojtyszki od dawna przestały być schroniskiem, a zamieniły się w ogromny obóz koncentracyjny dla psów. Wg informacji publicznej uzyskanej z gmin, tylko w latach 2005-2010 S przyjął łącznie minimum 5 530 bezdomnych psów, za kwotę ok. 16 mln zł. Los 2,5 tys. psów do dzisiaj pozostaje nieznany. Nie jest on udokumentowany ani adopcjami, ani padnięciami, ani eutanazją. W obozie przez lata nie funkcjonowała ewidencja przyjęć, praktykowano za to fałszowanie dokumentacji, a ostatnio również wielokrotne chipowanie zwierząt" - czytamy na stronie Stowarzyszenia "Obrona Zwierząt" z Jędrzejowa. Miliony na współpracy z gminami W dobrych latach schronisko w Wojtyszkach miało podpisane umowy na zajmowanie się bezpańskimi psami z ponad setką gmin. Wygrywali wszystkie przetargi, bo oferowali najniższą stawkę. - Ich stawka to jest 6-8 zł za dzień. Są w stanie zaproponować grosze, byle tylko wrzucić psa do boksu na kilka lat i mieć zapewniony stały pieniądz za tego zwierzaka. Chociażby 200 zł miesięcznie. Ale przy skali kilku tysięcy psów to daje milionowe kwoty - mówi Grzegorz Bielawski. Z czasem wiele gmin rozwiązało umowy ze schroniskiem w Wojtyszkach. Obrońcy zwierząt twierdzą, że wówczas los zwierząt jeszcze mocniej się pogorszył, bo zyski schroniska były mniejsze. - Jeżeli mamy 2500 psów i 30 pracowników to jakoś interes się kręcił. Jeśli masa gmin odebrała psy, bo wiele gmin widząc co tam się dzieje nie przedłużało umowy, zostało tych psów 1000, a pracowników nadal jest 30, to już się tak nie kręci. Więc trzeba na czymś oszczędzać - mówi Grzegorz Bielawski. Biorący udział w interwencji działacze podkreślają, że ich zdaniem oszczędzano tam na wszystkim. Głównie na jedzeniu, leczeniu i opiece weterynaryjnej. - Jak weszliśmy to zapas karmy na 1200 zwierząt był niewielki. Starczyłby na jeden dzień, może góra półtora. Te psy w mojej ocenie mogły dostawać jedzenie raz na kilka dni. Bo jak zrobiliśmy im badania krwi to tam się wszystkie wskaźniki, które odpowiadają za anemię, za stany zapalne świecą na czerwono - mówi Grzegorz Bielawski. Sprawa schroniska w Wojtyszkach wielokrotnie trafiała do lokalnej prokuratury. Liczne kontrole nie wykazywały jednak żadnych uchybień, a śledztwa prowadzone przez Prokuraturę Rejonową w Sieradzu kończyły się umorzeniem. Aż w tym roku nastąpił przełom. Prokuratura: "Skala czynności do wykonania jest ogromna" We wrześniu tego roku decyzją Prokuratury Regionalnej w Łodzi sprawa schroniska w Wojtyszkach trafiła z Prokuratury Rejonowej w Sieradzu do Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim. Śledczy z innego województwa prowadzą postępowanie dotyczące podejrzenia znęcania się nad zwierzętami trwającego od 2016 roku. - Prokurator po zapoznaniu się z dotychczas zgromadzonym materiałem podjął decyzję o wejściu do schroniska celem uzupełninia materiału. Przez ostatnie cztery dni w miejscu, gdzie znajduje się schronisko wykonywano czynności oględzin z udziałem biegłych z zakresu dobrostanu zwierząt oraz lekarzy weterynarii. Prokurator zarządził zabezpieczenie dokumentów dotyczących poszczególnych zwierząt. Na tym etapie zachodzi jeszcze konieczność pozyskania dowodów z zakresu opinii biegłych jak również odtworzenia pobytu zwierząt w schronisku. Skala czynności, które trzeba w tym postępowaniu wykonać jest ogromna - tłumaczy Maciej Meler, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim. - Wyłączono miejscową policję, miejscową prokuraturę, ale można powiedzieć, że i całe województwo, dlatego że była tam taka siatka zależności, która przez lata uniemożliwiała rozbicie tego procederu - mówi Grzegorz Bielawski z "Pogotowia dla Zwierząt". "Pogotowie dla Zwierząt" uruchomiło zbiórkę na ratowanie odebranych psów, ale także na ratunek tym, którzy dalej są w Wojtyszkach. - Zostało ponad 1000 zwierząt, które planujemy odebrać. Tylko potrzebujemy uzbierać na to środki. Jak w zeszłym roku likwidowaliśmy schronisko w Radysach koło Olsztyna i zabraliśmy stamtąd 1200 zwierząt to wyniosło nas to prawie 2 mln zł. Bielawski wylicza koszty. - Weźmy każdego jednego psa. Żeby zrobić mu wszystkie zęby, a połowę trzeba mu wyrwać, bo są skrajnie zaniedbane, to same zabiegi to 1000 zł. I to są tylko zęby, i tylko jeden pies, a do tego USG, badania krwi, i leczenie, bo wiele z tych psów ma choroby serca. To są skarbonki bez dna - mówi przedstawiciel "Pogotowia dla Zwierząt". I dodaje: - To się wydaje niemożliwe, ale zrobiliśmy to w Radysach i chcemy powtórzyć w Wojtyszkach. Tylko bez nagłośnienia tego nie damy rady. Dziś schroniskiem "Hotel Dla Zwierząt i Ptactwa Domowego" w Wojtyszkach zarządza wdowa po założycielu. Wielokrotnie próbowaliśmy z nią porozmawiać. Do czasu ukazania się tekstu nie zdecydowała się na rozmowę z Interią.