Historię Bogumiły Sawickiej, siedleckiej pielęgniarki, która nie zgodziła się na podanie piłkarzom kroplówek w klubowej szatni, a kiedy przełożeni nie zareagowali na jej sprzeciw, zgłosiła sprawę do Polskiej Agencji Antydopingowej, Interia opisywała dwa tygodnie temu. Sawicka, prócz bycia od 1995 roku pielęgniarką, kształciła się także w zakresie zarządzania w ochronie zdrowia i audytu systemu zarządzania antykorupcyjnego. Miała też sporą wiedzę o dopingu w sporcie. Do października 2019 roku nie miała jednak pojęcia, jak szybko przyjdzie jej zderzyć uczelnianą wiedzę z rzeczywistością i jakie piętno odciśnie to na jej życiu. Tu możesz przeczytać jak potoczyły się losy pielęgniarki-sygnalistki - Nie zabiłam, nie skrzywdziłam, nie okradłam. Odebrano mi jednak godność, pracę, syna. Jedyne co jeszcze mi zostało to życie - mówiła Interii kilkanaście dni temu. Nie wierzyła już w to, że ktokolwiek wyciągnie do niej pomocną dłoń. Ale okazuje się, że są tacy, których los odważnej pielęgniarki, bardzo poruszył. Pomocna dłoń. "Nie zostawiajmy tej kobiety samej" Kilka dni temu do redakcji Interii dociera mail z portalu Pomagam.pl. - To co spotkało panią Bogumiłę to jest niewyobrażalna sprawa. Jesteśmy poruszeni tą historią i uważamy, że tej kobiety nie można tak zostawić - mówi Interii Emilia Niemiec z Pomagam.pl. Od razu dzwonimy do Bogumiły Sawickiej. Nie potrafi ukryć wzruszenia. - Przyznam szczerze, że się popłakałam. Ja za każdą pomoc jestem niezmiernie wdzięczna, bo tak bardzo zależy mi na odzyskaniu syna i powrocie chociaż w części do normalnego życia. A z moim zapleczem finansowym, nie mam na to żadnych szans. Nie jestem w stanie sama odrobić zaległości jakie powstały po tym ujawnieniu z powodu braku pracy - mówi Interii Bogumiła Sawicka. - Nawet nie wie pani, jak ta wiadomość podniosła mnie na duchu - przyznaje pielęgniarka. "Odzyskać syna" odmienia w czasie rozmowy przez wszystkie przypadki. Sawicka: "Serce matki pęka" - To, że straciłam pracę, zostałam szpiclem, nie mogłam znaleźć następnego zatrudnienia, to jest trudne. To, że podupadłam na zdrowiu, też. Ale nic tak nie boli jak to, że zabrano mi syna. Z tym się nigdy nie pogodzę - mówi Bogumiła Sawicka. Sawicka opowiada, że kiedy sprawa afery dopingowej nabrała rozgłosu, a na nią zaczęły spadać dotkliwe konsekwencje, coraz gorzej radziła sobie z sytuacją. Kiedy pojawiły się wobec niej groźby karalne, które prokurator umorzył, kompletnie się rozsypała. - W marcu ubiegłego roku przeszłam załamanie nerwowe. Ktoś, do dziś nie wiem nawet kto, wezwał kuratorkę i policję, bo zauważono, że zachowuję się dziwnie. To działo się dosłownie w ciągu jednego dnia. Trafiłam do szpitala. Trzeba było zorganizować opiekę dla mojego nastoletniego syna, którego wychowuję sama. Jak zapewniała mnie kuratorka jedynie na czas mojego pobytu w szpitalu. Ponieważ jego ojciec ma odebraną władzę rodzicielską, nie mam rodziny, syn trafił do mieszkających w miejscowości oddalonej o kilkaset kilometrów od Siedlec znajomych, których znałam od ponad dwudziestu lat - opowiada Bogumiła Sawicka. Po niecałym tygodniu hospitalizacji Sawicka wróciła do domu. - Po wyjściu ze szpitala zadzwoniłam do opiekunów. Ponieważ nie odbierali ode mnie telefonów, pojechałam do nich, żeby zobaczyć się z synem. Na miejscu okazało się, że nie mogą mi pozwolić na spotkanie, bo odbiorą im mojego syna - wspomina pielęgniarka-sygnalistka. Sawicka opowiada, że w siedleckim sądzie ruszyła sprawa o odebranie jej praw rodzicielskich. Dlaczego zdecydowano się na tak drastyczny krok? - Nie wiem. Chciałam zobaczyć akta. To już była pandemia, więc trzeba było się umówić na daną godzinę. Umówiłam się, pojechałam. Kiedy przyjechałam akt już nie było. Pół godziny przed moim przyjazdem pani kurator - ta, która obiecywała mi, że syn wróci do mnie zaraz po wyjściu ze szpitala, zabrała je nagle do siebie. I oczywiście nie było jej w czasie mojej wizyty na miejscu - wspomina w rozmowie z Interią Bogumiła Sawicka. Jeszcze przed wyjazdem Sawickiej do Niemiec odbyła się rozprawa o odebranie jej władzy rodzicielskiej. - Sędzia powiedziała, że nie widzi do tego podstaw. Wskazała potrzebę wykonania badań, ale ze względu na koronawirusa wszystko się przeciągało, a ja z każdym dniem miałam coraz mniej środków do życia. I w końcu w październiku ubiegłego roku musiałam wyjechać za granicę, żeby przeżyć - mówi pani Bogumiła. Od tamtego momentu nie ma pojęcia co dzieje się w sprawie. Nie ma też kontaktu z synem. - Wyobraża sobie pani, że nie widziałam syna od ponad roku? Jedyne co mi się udało, to uzyskać informacje do jakiej szkoły poszedł i że jest zdrowy - mówi Sawicka. - Od opiekunów mojego syna usłyszałam: mogłaś tego nie robić, nic nie ujawniać, byłby święty spokój, nikt by nie miał problemów - dodaje. W ubiegłą środę poprosiliśmy Sąd Rejonowy w Siedlcach o komentarz i odpowiedź na pytanie co się dzieje ze sprawą pani Sawickiej i jej syna. Do czasu publikacji tekstu odpowiedzi nie uzyskaliśmy. "Wzywamy panią do osobistego stawiennictwa przed rzecznikiem dyscyplinarnym..." Sawicka opowiada, że od miesięcy Okręgowa Izba Pielęgniarek i Położnych w Siedlcach przysyła jej wezwania do osobistego stawiennictwa przed rzecznikiem do spraw odpowiedzialności zawodowej. - W piśmie napisane jest, że w sprawie podejrzeń o spowodowanie zagrożenia dla życia i utraty zdrowia. Próbowałam załatwić to zdalnie, ale się nie da. A mnie nawet nie stać na bilet do Polski, żeby na takie przesłuchanie pojechać - mówi Bogumiła Sawicka. Od lat żyje w przeświadczeniu, że przed izbą pielęgniarską toczy się wobec niej sprawa. - Dokładnie nie wiem na czym stoję, bo izby mi nie odpisują. Kiedy ja się do nich odzywam, to przesyłają mi tylko to wezwania do stawienia się przed rzecznikiem. Ostatni raz wzywali mnie w lipcu - dodaje. "Postępowanie przeciwko Sawickiej? Nie toczy się i nie toczyło" Czemu rzecznik odpowiedzialności zawodowej od miesięcy wzywa panią Bogumiłę? Pytamy Martę Figlarz-Kardacz, Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Regionu Siedleckiego. Ta informuje nas, że wobec pani Bogumiły Sawickiej... nie toczyło się i nie toczy postępowanie wyjaśniające w przedmiocie odpowiedzialności zawodowej. - 17 stycznia zostało wszczęte postępowanie w sprawie dotyczącej stosowania zabronionych infuzji dożylnych u zawodników MKS Pogoń Siedlce, w których to zabiegach mógł uczestniczyć personel szczebla pielęgniarskiego, a więc mogło dojść do naruszenia zasad wykonywania zawodu pielęgniarki. 12 października 2021 postępowanie wyjaśniające zostało zamknięte. Zgromadzony materiał dowody dostarczył podstaw do skierowania do Okręgowego Sądu Pielęgniarek i Położnych w Siedlcach wniosku o ukaranie pielęgniarki szczebla kierowniczego (czyli przełożonej Sawickiej - przyp. red.) - mówi Marta Figlarz-Kardacz. Zdaniem Rzecznika zeznania pani Bogumiły stanowiłyby istotny dowód w prowadzonym postępowaniu wyjaśniającym, jednak pani Sawicka nie stawiała się na wielokrotne wezwania. - Z punktu widzenia zakończonego postępowania wyjaśniającego, ewentualna gotowość pani Sawickiej do złożenia wyjaśnień wydaje się znacznie spóźniona i bezcelowa - mówi Marta Figlarz-Kardacz. Czytam Sawickiej pismo od rzecznika. Nie kryje zdumienia. - Aha... Tylko mnie nikt o tym nie poinformował w żaden sposób. Nikt mi nie wytłumaczył po ludzku, że nie ja jestem oskarżona, ale moje zeznania mają pomóc. Tylko kilkukrotne suche wezwania, że mam się stawić osobiście - mówi Sawicka. Kiedy o sprawie zrobiło się głośno za Sawicką stanęła Polska Agencja Antydopingowa POLADA, wydając oświadczenie, w którym podkreśliła, że postępowanie pielęgniarki zasługuje na najwyższe uznanie. Izby Pielęgniarskie nigdy oficjalnie nie oceniły postępowania swojej koleżanki-sygnalistki. - Czyli wychodzi na to, że w izbach sprawy przeciw mnie nie ma. Ale żal jest. Nigdy mi nie pomogły, nigdy nie dały światu znać, że jestem niewinna, że zrobiłam wszystko co możliwe. Przez ich milczenie środowisko pielęgniarskie i lekarskie mnie zlinczowało. Gdyby od początku za mną stanęły, nie byłabym szpiclem i kapusiem. Aż mi się płakać chce - urywa. - I wie pani co jest przykre? Że ja się tego dowiaduję od pani, a nie od mojej izby. Zbiórka: "Pomóżcie mi odzyskać syna" Teraz Sawicka ze wszystkich sił chce skupić się na odzyskaniu syna. Zbiórka na pomagam.pl już ruszyła. - Najbardziej zależy mi, żebym mogła wrócić do mojego domu w Siedlcach razem z synem, znaleźć pracę, w której mogłabym pomagać ludziom. Teraz trwam jak w śmierci klinicznej i sama sobie z tym nie poradzę. Ja już nie mam sił - przyznaje Bogumiła Sawicka. - Walczymy o powrót pani Bogumiły do normalności. Robimy wszystko, by nagłośnić tę sytuację. Liczymy na działanie i wsparcie także środowiska sportowego. Bo tam się to wszystko zaczęło. Chcemy, żeby pani Sawicka na nowo uwierzyła, że to co zrobiła, miało sens, że przez swój odważny krok nie straciła w życiu wszystkiego - tłumaczy Emilia Niemiec z Pomagam.pl. - Pokażmy jej, że nie jest sama. - Tak bym chciała, żeby to się udało - dodaje nieśmiało pani Bogumiła. Zgodnie z zapowiedziami Pomagam.pl zrezygnowało z jakiejkolwiek prowizji. - Nie jest to częsta praktyka, ona się zdarza, ale tylko w niecodziennych sytuacjach. Tutaj wiedzieliśmy od razu, że trzeba pomóc. Nie jesteśmy fundacją. Jesteśmy portalem, na którym można założyć zbiórkę. Służymy zakładającym radami, ale taka sytuacja, żeby komuś robić cały opis jak w przypadku pani Bogumiły, to chyba pierwszy raz się zdarzyła - tłumaczy Emilia Niemiec. Sawicka zebrane środki przeznaczyć chce na pomoc prawną, psychologiczną i wyjście z długów. Chce w końcu stanąć na nogi, by zapewnić synowi powrót do domu i odzyskać swoje dawne życie.