Sklepowe awantury o maseczki. "Wyzwiska i krzyki są normą"
Stowarzyszenie STOP Nieuczciwym Pracodawcom przedstawiło podsumowanie pracowniczych skarg z ostatnich kilku miesięcy. - Pierwszy raz od lat pracownicy nie skarżą się na zarobki. Ale sen z powiek spędzają im klienci bez maseczek i nieustająca walka o przestrzeganie reżimu sanitarnego - mówi Interii Małgorzata Marczulewska. Swymi opowieściami dzielą się też pracownicy sklepów i aptek, dla których krzyk, wyzwiska i awantury stają się już smutną normą.
Tylko w ostatnim kwartale Stowarzyszenie STOP Nieuczciwym Pracodawcom odebrało od pracowników sklepów kilkaset skarg. Jednym z najbardziej zapalnych tematów, prócz pracy w niedzielę, okazują się konflikty dotyczące maseczek i kontroli przestrzegania przepisów sanitarnych.
- Pracownicy sklepów mają obecnie bardzo trudną sytuację. To się zaczęło z początkiem pandemii, kiedy sklepy mogły być otwarte, ale wprowadzono limity wpuszczanych osób. Pojawiło się niezrozumienie ze strony klientów i pierwsze awantury. A potem to już tylko ewoluowało - mówi Interii Małgorzata Marczulewska, prezes Stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom.
Od początku pandemii media informują o tych, którzy z nakazem zasłaniania ust i nosa nie chcą się pogodzić. Pojawiają się też doniesienia o brutalnych atakach na tych, którzy ośmielili się zwrócić uwagę przeciwnikom maseczek ochronnych.
Polsat News: Jednym ciosem znokautował ekspedientkę w sklepie. Poszło o brak maseczki
- Krzyki i wyzwiska pod adresem tego, który zwraca uwagę, to smutny standard. Przeciwnicy szczepień przeciwko COVID-19 i maseczek to grupa dosyć głośno manifestująca swoje przekonania. Nie zgadzają się z tym, co wynika z przepisów, że taką maseczkę trzeba nosić, więc na zwróconą uwagę często reagują złością - mówi Małgorzata Marczulewska, prezes Stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom.
- Są tacy, którzy niechętnie, ale jednak, po zwróconej uwadze maseczkę założą. Najwyżej trochę pogadają pod nosem, czasem przeklną, ale nie robią problemów, bo wiedzą, że to nie nasz wymysł - mówi Monika Skórka, pracownica osiedlowego marketu na warszawskiej Ochocie. - Ale zdarzają się i tacy, którzy prędzej rzucą koszykiem i wyjdą z pustymi rękami, niż zasłonią usta i nos - dodaje.
Pani Agnieszka pracuje w jednym dyskontów w Poznaniu. Narzeka, że do najgorszych awantur dochodzi wtedy, kiedy w sklepie spotykają się zwolennicy sanitarnych restrykcji z ich przeciwnikami.
- Nie dalej jak tydzień temu mieliśmy sytuację, gdzie naprawdę nie wiedzieliśmy, czym się ona zakończy. Wszedł klient bez maseczki, koleżanka poprosiła go o zasłonięcie ust i nosa, on odburknął, że nie zamierza. I że jak mamy problem, to możemy sobie wzywać policję. Był środek tygodnia, nie było tłumu, machnęłyśmy ręką. Ale wtedy krzyk podniósł kolejny kupujący, który napadł na nas, że lekceważymy przepisy i nie reagując, stwarzamy zagrożenie. Ten miał maseczkę. I stanowczo się domagał, żebyśmy zmusiły tego pierwszego albo do zakrycia twarzy, albo do wyjścia. Przeklinał wcale nie mniej niż ten bez maseczki. I co taki sprzedawca ma wtedy zrobić? Jesteśmy między młotem a kowadłem - mówi pani Agnieszka.
- Generalnie sytuacja jest patowa i najbardziej obrywa się pracownikom dyskontów. Z trafiających do nas skarg wynika, że tam takich sytuacji są setki miesięcznie - mówi Małgorzata Marczulewska. - Wielu pracowników pisało do nas naprawdę na granicy wytrzymałości, na skraju załamania, bo już nie wiedzieli co robić. Każą nakładać maseczki - klient ich wyzywa. Nie reagują jak ktoś maseczki nie ma - też dostają wyzwiska.
Jak wynika ze skarg wpływających do stowarzyszenia, bywa, że problemem nie jest samo zwracanie uwagi, ale i podejście do sprawy właścicieli sklepów. Bo jest ono bardzo zróżnicowane.
- Są tacy pracodawcy, którzy uczulali pracowników, aby zwracali klientom uwagę na przestrzegania nakazu noszenia maseczki. Spotkaliśmy się jednak z sytuacjami, kiedy pracodawcy wręcz kazali pracownikom, by ci wymuszali na klientach zasłanianie ust i nosa, za wszelką ceną. Ale byli też i tacy, którzy wprost zabraniali reagować na takie sytuacje, bojąc się, że klient wyjdzie i nic w ich sklepie nie zakupi - opowiada Małgorzata Marczulewska, prezes Stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom.
Problem pojawiał się zwłaszcza wtedy, kiedy w sklepach zaczęły się kontrole policji czy sanepidu.
- Konsekwencje spadają na personel, bo to on dostaje mandaty. Więc pojawiły się w dużej mierze zapytania, co taka osoba powinna zrobić, bo z jednej strony, jeżeli słucha pracodawcy i nie reaguje na to, że ktoś nie nosi maseczki, to potem naraża się na mandat i na odpowiedzialność za to. A jeżeli sprzeciwi się szefowi, bo szef nie każe zasłaniać ust i nosa, a jednak pracownik w obawie o swoje zdrowie czy zdrowie chciałby to egzekwować, to naraża się na zwolnienie z pracy - tłumaczy Małgorzata Marczulewska.
W grudniu ubiegłego roku Polskę obiegła historia aptekarza ze Zgorzelca pobitego przez dwóch braci tylko dlatego, że zwrócił jednemu z nich uwagę, by założył maseczkę ochronną.
- 20-letni mężczyzna, który chciał zrealizować receptę, został poproszony przez aptekarza o założenie maseczki zasłaniającej nos i usta. Mężczyzna odmówił. Został wyproszony z apteki. Wówczas, nie czekając na przyjazd policji, wrócił razem ze swoim bratem, aby "wyjaśnić" sytuację z pracownikiem apteki - informowała Agnieszka Goguł, rzeczniczka Komendy Powiatowej Policji w Zgorzelcu.
Po powrocie mężczyźni weszli na zaplecze apteki, pobili aptekarza i zniszczyli wyposażenie lokalu.
Tydzień wcześniej w Warszawie klient zdemolował aptekę, bo farmaceuta poprosił go o założenie maseczki. Przypomnienie o nakazie zasłaniania ust i nosa zakończyło się skopaniem lady i przewróceniem wystawionych na specjalnych stanowiskach medykamentów.
Pani Jolanta pracuje w aptece w Łodzi od 15 lat.
- Kiedy słyszę o takich przypadkach, zastanawiam się, czy my nadal pracujemy w aptekach, czy na ringu. Kiedyś było to nie do pomyślenia, żeby ktoś demolował aptekę czy bił farmaceutę. U nas do takiej sytuacji nigdy jeszcze nie doszło, ale dwukrotnie zostałam zwyzywana od najgorszych, a koleżance klient wygrażał zza szyby pięściami - mówi aptekarka.
I dodaje: - Nam szef zapowiedział, żebyśmy nigdy nie ryzykowały swoim zdrowiem. Zawsze grzecznie prosimy o zasłonięcie ust i nosa, ale jeśli klient idzie w zaparte, mamy po prostu odpuszczać. Staramy się jak możemy, by nasi klienci przestrzegali obostrzeń, ale nikt nie chce zostać kaleką w imię bycia bohaterem - przyznaje kobieta.
Apteczne frustracje, jak się okazuje, może budzić nie tylko spór o maseczkę. Kilka dni temu dr n. med. Piotr Merks opisał na Twitterze zaskakującą sytuację z jednej z aptek, w której można wykonać test na obecność wirusa SARS-CoV-2.
"Case: niestety syn jest pozytywny. Pacjent bierze krzesło i rzuca w drzwi apteki. Zepsuliście ferie mojemu dziecku. Nie wyjdę stąd jak nie będzie zaznaczony jako negatywny. Jest kryzys i mamy kryzys" - napisał farmaceuta.