- Nie ma zgody Porozumienia na głoszenie haseł faszystowskich i antysemickich oraz zarabianie na tym pieniędzy. Jako ugrupowanie rozsądne, dbające o dobro publiczne składamy wniosek do Urzędu Skarbowego o przeprowadzenie kontroli skarbowej wobec Wojciecha O. oraz Marcina O. Nie ma naszego przyzwolenia na tego typu działalność - podkreślili na konferencji prasowej Mariusz Niżniowski, Szymon Furman i Filip Herman z Porozumienia Jarosława Gowina w Kaliszu. Według kaliskich działaczy Porozumienia podczas marszu była prowadzona działalność handlowa. W masowej liczbie sprzedawano koszulki, flagi, książki, płyty. Zdaniem działaczy - wszystko to bez paragonów. Porozumienie: Prawie 100 tys. zł z samych koszulek Tego, że organizatorzy marszu prowadzili sprzedaż bez paragonów i nabijania czegokolwiek na kasę fiskalną przedstawiciele kaliskiego Porozumienia są pewni, bo sami to sprawdzili. - Poszedłem na ten marsz i poświęciłem 50 zł, żeby kupić ich koszulkę. I jestem dowodem na to, że paragonu nie dawali. A z naszych informacji wynika, że takich koszulek sprzedali około 1700, co daje 85 tys. zł z samych koszulek - mówi Szymon Furman, prezes Porozumienia w Kaliszu. Do tego, jak dodaje, należy doliczyć dochód ze sprzedanych flag po 120 zł za sztukę czy dowodów tożsamości obywatela II RP po 200, 300 zł za sztukę. W ofercie były także płyty i książki, które, jak wynika z informacji obecnych na marszu członków Porozumienia, reklamowane były jako egzemplarze z podpisem ambasadora Rosji. - Z informacji, które posiadamy, wynika, że dzięki owemu wydarzeniu organizatorzy zarobili od 350 000 zł do nawet 500 000 zł. I naszym zdaniem nie był to pierwszy raz, kiedy panowie wykorzystywali demonstracje do wzbogacenia się. Już w Warszawie sprzedawali masowo rzeczy, też prawdopodobnie nieopodatkowane, bo bez żadnych kas fiskalnych czy paragonów, co w świetle obowiązujących przepisów stanowi ukrywanie dochodów - mówi Szymon Furman. Haniebny marsz W czwartek 11 listopada w Kaliszu zorganizowano marsz, którego uczestnicy, wznosząc antysemickie hasła, przemaszerowali na Główny Rynek, gdzie spalili tekst Statutu Kaliskiego - przywileju tolerancyjnego dla Żydów wydanego przez księcia kaliskiego Bolesława Pobożnego w 1264 r. Dzień później zawiadomienie do prokuratury w sprawie możliwości popełnienia przestępstwa przez organizatorów marszu złożył prezydent Kalisza Krystian Kinastowski. W poniedziałek zatrzymano organizatorów wydarzenia. Cała trójka: Wojciech O., znany jako Aleksander J., Piotr R. i Marcin O. to mężczyźni znani z antysemickich poglądów. Marcin R. był już w przeszłości karany m.in. za spalenie kukły Żyda we Wrocławiu w 2015 r. Mężczyznom postawiono zarzuty m.in. publicznego nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych. Decyzją Sądu Rejonowego w Kaliszu cała trójka trafiła do aresztu. "Krytyka marszu to zbijanie politycznego kapitału. Tu trzeba działać inaczej" Obrazy płonącego Statutu Kaliskiego wywołały falę krytyki i oburzenia z każdej strony politycznej sceny. Mariusz Kamiński oceniał decyzję o areszcie jako "dobrą i oczekiwaną", posłowie Koalicji Obywatelskiej przygotowali projekt uchwały potępiającej wydarzenia w Kaliszu. - Sejm musi zatrzymać pochód nienawiści, ksenofobii, faszyzmu i nietolerancji, który rozpędza się w Polsce. Nie wyobrażam sobie, by stać obojętnie - podkreślał poseł Dariusz Joński. - Zirytowało mnie to, że politycy, którzy są zobowiązani do reagowania na tego typu wydarzenia, podeszli do tematu typowo populistycznie. Pogadali, pogrozili palcem, a tak naprawdę zaczęli zbijać na tym obrzydliwym marszu kapitał polityczny. Mówienie, że to jest złe, robienie dziesięciu konferencji krytykujących marsz - jaki to ma sens? Wszyscy to wiedzą, że takie historie nie powinny mieć miejsca - komentuje dla Interii Szymon Furman, prezes kaliskiego Porozumienia Jarosława Gowina. I dlatego kaliskie Porozumienie zdecydowało się pójść o krok dalej i wymierzyć organizatorom konkretny cios. Finansowy. - Ci ludzie już wielokrotnie bywali przez prokuraturę aresztowani, ale nigdy nie odpowiedzieli w sposób adekwatny i co widać było 11 listopada, nie wyciągnęli z wcześniejszych sytuacji żadnych wniosków. Takich ludzi najbardziej zaboleć może kiedy dostaną po portfelu. Śledzę działalność tych panów od jakiegoś czasu i jestem pewien, że i tym razem chodziło im tylko i wyłącznie o biznes. Jeśli odczują z niego mniejsze korzyści to może to ukróci ich działalność - dodaje Furman. "Teatr i biznes" Przedstawiciel Porozumienia w rozmowie z Interią podkreśla, że jego zdaniem całe to przedsięwzięcie nie ma wiele wspólnego z ideologią. - Wojciech O. znany jako Aleksander J. jest patostreamerem, zarabia na tego typu działalności, wie, jak się robi show, żeby, mówiąc kolokwialnie, kasa się zgadzała. Z zawodu jest aktorem i reżyserem, więc umie zbudować wokół siebie zainteresowanie. To jest kluczowe, by zrozumieć, że to całe wydarzenie to zwykły "teatr" i biznes - mówi Szymon Furman. Furman dodaje, że chociaż organizatorzy trafili do aresztu ich zwolennicy są jeszcze bardziej zmotywowani do tego, by kontynuować haniebną działalność. - Dlatego jedyne co można zrobić to sprawić, żeby mieli na to jak najmniej pieniędzy. Czekamy na ruch urzędu skarbowego, jak do tego podejdą. Mam nadzieję, że poważnie i zajmą się konkretnie sprawą, bo co powtarzam cały czas, tego wymaga dobro publiczne. Działalność tych panów jest szkodliwa dla całego miasta, ale i Polski. W interesie nas, normalnych ludzi jest to, żeby takich obrzydliwości zakazać, bo kompromitujemy się jako kraj na arenie międzynarodowej - dodaje Furman. Więcej zdjęć ze zdarzenia można obejrzeć pod adresem www.ostrow24.tv