16 kwietnia 2016 roku około 400 członków i sympatyków Obozu Narodowo-Radykalnego świętuje w Białymstoku 82. rocznicę powstania ONR-u. Jednym z wydarzeń w ramach obchodów, obok mszy świętej w archikatedrze, jest przemarsz ulicami miasta. Narodowcy wykrzykują różne hasła. Od postulatu obrony Europy przed islamistami, po życzenia śmierci "wrogom ojczyzny". Zasada jest prosta. Hasła i przyśpiewki inicjuje przy użyciu mikrofonu Jarosław R., a uczestnicy trzykrotnie je powtarzają. Około 18, kiedy pochód zbliża się do ronda Lussy, Jarosław R. intonuje: "A na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści". Tłum powtarza. Wśród krzyczących Krzysztof Sz. To za te słowa obaj mężczyźni trafią cztery lata później przed sąd. Sąd Okręgowy w Białymstoku. "Historyczny wyrok" Przed sądem w Białymstoku staje łącznie siedmiu oskarżonych. Pięciu z nich zostaje uniewinnionych, bo na nagraniach, które są dowodami w sprawie, nie widać ich skandowania. Sąd nie ma za to wątpliwości, że Jarosław R. nawoływał publicznie do pozbawienia życia osób narodowości żydowskiej, a także do nienawiści na tle różnic narodowościowych i skazuje go za to na rok bezwzględnego więzienia. Krzysztof Sz. za skandowanie hasła dostaje pół roku w zawieszeniu na dwa lata. Obaj mają zapłacić także po 200 zł nawiązki. Członkowie Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, których przedstawiciel był w tej sprawie oskarżycielem subsydiarnym, nazywają proces historycznym. - Pierwszy raz po wojnie udało się nam doprowadzić do skazania liderów ONR na kary bezwzględnego pozbawienia wolności - podkreślają. Ale ich radość nie trwa długo. Bo od wyroku apelację wnosi prokuratura, która żąda uniewinnienia ONR-owców. Prokuratura: Syjonista to nie Żyd, a obraźliwe hasła to nie przestępstwa Składający apelację szef Prokuratury Rejonowej Warszawa-Żoliborz zaskarża wyrok w całości. Prokurator przyznaje, że "poziom niektórych z wyartykułowanych przez oskarżonego sformułowań pozostaje poza wszelką krytyką". Jednakże, jak dowodzi śledczy, "nie każde, choć moralnie niewłaściwe i niewątpliwie naganne zachowanie, może być utożsamiane z czynem zabronionym". Prokuratura stanowczo podkreśla, że sąd popełnił błąd, bo źle zinterpretował znaczenie wykrzyczanego słowa "syjonista", gdyż to skandowane na ulicach Białegostoku nie odnosiło się do narodu żydowskiego, ale do "uczestnika ruchu społeczno-politycznego". A nawoływanie do nienawiści z powodu przynależności politycznej karane nie jest. Takiej interpretacji mocno dziwią się działacze Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. - Tak można by uważać, gdyby analizować to sformułowanie w całkowitym oderwaniu, bez kontekstu. Ale wielokrotnie podczas tego marszu, najpierw z ust Jacka Międlara, potem z ust przemawiających, w tym przedstawiciela neofaszystowskiej Forza Nuova z Włoch, padały określenia dotyczące narodu żydowskiego. Więc doskonale wiadomo o kogo ONR-owcom chodziło - podkreśla Konrad Dulkowski, prezes Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. I dodaje: - Użyli słowa "syjoniści", dlatego, bo inne by im się nie rymowało. Groźby karalnej nie było Zdaniem prokuratury nie ma też mowy o groźbie karalnej, bo wypowiedź oskarżonych nie była adresowana do "skonkretyzowanej grupy osób". No i nie można traktować jej realnie, gdyż zdaniem skarżącego prokuratora, hasło "a na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści" może się kojarzyć z pozbawieniem życia poprzez powieszenie, "jednak nie można tego stwierdzić z całą pewnością". Apelację prokuratury działacze Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych określają mianem skandalicznej. "Prokurator działający w roli adwokata sprawców ze skrajnej prawicy, twierdzi, że w jego przekonaniu 'fajni chłopcy' z ONR, idąc przez środek miasta i wyjąc na całe gardło hasła nawołujące do mordowania ludzi z powodu ich pochodzenia i przekonań, tak naprawdę nie mieli nic złego na myśli i trzeba ich uniewinnić" - czytamy w pełnym oburzenia wpisie Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. "Chronienie skrajnej prawicy to w Polsce smutny standard" Konrad Dulkowski ocenia, że apelacja w sprawie białostockiego marszu z 2016 roku wpisuje się w całościowe podejście prokuratury do spraw narodowców. - To jest tylko taka wisienka na torcie, która podsumowuje to, co obserwujemy od długiego czasu, czyli chronienie przez prokuraturę wszelkiego rodzaju skrajnej prawicy. To staje się w Polsce smutnym standardem. Ale o czym my rozmawiamy, jeśli prokurator z Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście pisze nam, że sformułowanie: "Szkoda, że Hitler nie przerobił wszystkich Żydów na mydło" nie jest nawoływaniem do nienawiści, tylko wyrażeniem żalu, a białostocki prokurator uznaje swastykę za azjatycki symbol szczęścia. Wiemy, że hindusi faktycznie go używają, ale w Białymstoku swastyk na murach nie malują raczej zaklinający szczęście Azjaci - zaznacza prezes Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. Dodaje, że także i w sprawie białostockiego marszu prokuratura od początku nie chciała podjąć tematu, kilkukrotnie umarzając sprawę. - Za pierwszym razem przesłuchano tylko jednego świadka. Jedną osobę, która nawet nie była z ONR-u, miała być postronnym obserwatorem. Ten człowiek powiedział, że nic nie widział i na tej podstawie prokuratura umorzyła śledztwo - opowiada Konrad Dulkowski. - Sędzia zmiażdżyła w uzasadnieniu tę decyzję prokuratury, nakazała m.in. przesłuchać szefostwo ONR-u. Szefostwo ONR-u powiedziało: ja nic nie wiem, nie widziałem, nikogo z tych ludzi nie znam. I znowu sprawę zamknięto - relacjonuje szef ośrodka. Po drugim umorzeniu zgodnie z prawem Ośrodek złożył do sądu subsydiarny akt oskarżenia. - I tylko dlatego doszło do tego procesu - zaznacza Dulkowski. O komentarz do sprawy poprosiliśmy Prokuratora Rejonowego żoliborskiej prokuratury. Szefowa jednostki nie chciała z nami rozmawiać, odsyłając nas do rzeczniczki Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Z tą, mimo wielu prób, nie udało nam się dziś skontaktować. O losie apelacji zadecyduje we wtorek Sąd Apelacyjny w Białymstoku. AKTUALIZACJA 12.07.2022: Zaplanowana na dziś rozprawa, nie odbyła się. W ostatniej chwili spadła z wokandy z powodu choroby sędzi. Irmina Brachacz irmina.brachacz@firma.interia.pl