Molestowanie, przemoc, manipulacja czy alienacja rodzicielska. To tylko kilka terminów, które "wpisane" są w rodzinne historie, od których włos jeży się na głowie. Zaraz obok nich - dotychczasowy "bat" na rodziców niewywiązujących się z ustalonych przez sąd kontaktów: kary finansowe za utrudnianie spotkań dziecka z rodzicem. Kary, ważniejsze dotychczas, niż to, czego chcą dzieci. Sąd: Kontakty są po to, by je realizować - Jeśli mój syn mówi, że matka się nad nim znęca, to ja mu wierzę - mówi pan Łukasz, kartkując segregatory, w których zamkniętych jest kilka lat walki o prawo do opieki nad Aleksandrem. Pierwsze sygnały, że matka stosuje wobec chłopca przemoc psychiczną, pierwszy pobyt w szpitalu psychiatrycznym, pierwsze rany, które chłopiec sam sobie zadał. W końcu listy, które Olek pisze po tym, jak mama przyjechała po niego z policją. I słowa chłopca: "Nie chcę do niej jechać, bo się jej boję, bo rzucała mną na łóżko i mnie szarpała". Sprawą zajęła się prokuratura. Postępowanie umorzyła, nie znajdując dowodów na jakąkolwiek przemoc. - Syn wszystko zeznał. Ale Aleksandra nikt nie słucha - zapewnia pan Łukasz. Matka chłopca od początku zaprzecza każdemu słowu ojca. Uważa, że syn nie chce mieć z nią kontaktu, bo tata nim manipuluje. Oskarża pana Łukasza o rodzicielską alienację i wrogie nastawianie syna wobec matki. Swoje kontakty z synem określa jako bardzo dobre. I podkreśla, że opinia OZSS (Opiniodawczego Zespołu Sądowych Specjalistów) jest na jej korzyść. Ponieważ nie widuje syna, kilka miesięcy temu złożyła do sądu wniosek o nałożenie na pana Łukasza kary za niezrealizowane kontakty. Łącznie ponad 41 tys. zł. - 500 zł za każdy kontakt. Wyliczyła ich kilkadziesiąt. Także te, gdzie syn odbierał telefon i mówił: "Nie chcę się z tobą widzieć" - opowiada pan Łukasz. Mama Aleksandra podkreśla, że wierzy, iż nałożenie finansowych sankcji na pana Łukasza pomoże sprawie, a dzięki dotkliwej karze "były mąż się opamięta". Pani Beata na hasło "kara za niezrealizowane kontakty" zaczyna płakać. - Zadłużę się u całej rodziny, ale Leny do niego nigdy nie puszczę - podkreśla stanowczo. Opowiada o oskarżeniach, jakie wysuwa wobec byłego męża. Wśród nich to najcięższe: molestowanie seksualne córki. - Prokuratura sprawę umorzyła. Sąd ustalając kontakty, tego co mówi moje dziecko, pod uwagę nie bierze. Mam prywatną opinie psychologa, że Lena nie konfabuluje. Ale panie z OZSS-u wystawiły ojcu piękną laurkę, o całe zło oskarżając mnie - przekonuje pani Beata. - Jak widzę, że Lena na jego widok wpada w histerię, to wiem, że nie robi tego bez powodu. Nie zaryzykuję jej życia wykonując to, co orzekł sąd - zarzeka się kobieta. Przed sądem toczy się właśnie sprawa o 8 tys. zł, które pani Beata ma zapłacić byłemu mężowi za niezrealizowane kontakty. Ojciec Leny z mediami nie rozmawia. Licytacje mieszkań, pozajmowane hipoteki. "Te kary do symbolicznych nie należą" Kary nakładane na rodziców niestosujących się do orzeczonych przez sąd kontaktów, to codzienność tysięcy rodzin, toczących boje przed polskimi sądami. - Stawki za niezrealizowane kontakty wahają się od 200 do 5 tys. zł za jeden kontakt. Szybko powstaje gigantyczna dziura w budżecie. Mamy posprzedawane mieszkania, pozajmowane hipoteki. Jedna pani, nie widząc już innej drogi, ogłosiła upadłość konsumencką - opowiada prawniczka Anna Siedlecka. - Rekord? 12 mln zł za niewydanie dziecka. W przeliczeniu na złotówki. Bo to kara orzeczona w stosunku do Polki przez zagraniczny sąd - dodaje pani Anna. Siedlecka podkreśla, że dla jej klientek ma to jednak znaczenie drugoplanowe, bo "nie ma takiej kwoty, za którą matka wiedząc o nadużyciach typu pedofilia, przemoc fizyczna czy psychiczna, pozwoliłaby, żeby dziecko faktycznie trafiało pod opiekę drugiego rodzica". - Takie sprawy bardzo polaryzują społeczeństwo, bo z jednej strony jest rodzic, który broni dziecka, bo ono na samą myśl, że ma iść do ojca płacze, wymiotuje, ma gorączkę. Ale na drugim biegunie mamy rodziców, którzy występują o kary pieniężne, bo miesiącami czy latami nie widzieli swoich dzieci, a gromadzony materiał dowodowy nie potwierdza tego, aby byli dla nich zagrożeniem - mówi mec. Małgorzata Sokołowska, radczyni prawna, znana w mediach społecznościowych jako Mecenaska od Rodziny. TK: Kary za niezrealizowane kontakty, kiedy dziecko ich nie chce, są niekonstytucyjne Trybunał Konstytucyjny zajął się skargą matki, którą sąd zobowiązał do zapłaty na rzecz ojca ponad 10 tys. zł za niewykonywanie kontaktów z dzieckiem, chociaż ta miała opinie psychologów, że dziecko z ojcem widywać się nie chce i aby kontakty realizować, musiałaby córkę zmuszać. Pięcioosobowy skład TK pod przewodnictwem Krystyny Pawłowicz uznał stosowanie sankcji finansowych wobec rodzica, który nie wykonuje obowiązków dotyczących kontaktu dziecka z drugim rodzicem, z powodu woli samego dziecka, za niezgodne z konstytucją. Jak zaznaczył w uzasadnieniu wyroku sędzia Andrzej Zielonacki, w takim przypadku, zakwestionowane przepisy wkraczają swoim zakresem w sferę autonomii dziecka. Wyrok TK entuzjastycznie przyjęły mamy skupione w ruchu społecznym "Mamy mówią DOŚĆ". - Wyrok Trybunału Konstytucyjnego jest sygnałem dostrzeżenia problemu systemowego krzywdzenia dzieci. Po 11 latach od wprowadzenia w Dzień Matki, nowelizacji ustawy dotyczącej przymuszania dzieci do niechcianych kontaktów, na przykład ze sprawcami przemocy domowej, Trybunał Konstytucyjny uznał, że nie finansowe roszczenia rodzica, a dobro i zdanie dziecka w tej kwestii jest wartością nadrzędną - ocenia w rozmowie z Interią, jedna z adminek facebookowej grupy zrzeszającej walczące mamy. Nie chce podawać nazwiska. Stanowczo podkreśla jednak, że dotychczasowe praktyki, były dla mam nie do przyjęcia i w wielu sytuacjach stwarzały zagrożenie dla dzieci. - Ja wczoraj popłakałam się ze szczęścia. Bo może ktoś w końcu przestanie nas zmuszać do kontaktów, których moje dziecko nie chce? - zastanawia się mama Leny. Ale prawnicy studzą radość rodziców. - Ten wyrok tak naprawdę niewiele zmienia. Jest to krok w dobrą stronę, ale dalece niewystarczający, żeby wpłynąć na patologię, która ma miejsce w polskich sądach rodzinnych - mówi Anna Siedlecka, prawniczka. Jak zbadać wolę dziecka, czyli biegły do każdej sprawy Trybunał Konstytucyjny podkreślił, że sądy przy rozpatrywaniu wniosków o zastosowanie zapłaty będą miały obowiązek z urzędu sprawdzić czy do utrudniania lub niewykonywania kontaktów doszło z powodu woli dziecka wyrażonej samodzielnie, bez wpływu osoby sprawującej nad nią pieczę. W teorii to dobra wiadomość. - To orzeczenie stawia dziecko w centrum. Do tej pory badało się czy rodzic właściwie wykonuje nałożone na niego obowiązki dotyczące kontaktów dziecka z drugim rodzicem, a w tej chwili sąd ma kłaść nacisk na wolę dziecka. Bo TK orzekł, że ten przepis jest niekonstytucyjny nie w ogóle, ale w zakresie w jakim to niewykonywanie bądź niewłaściwe wykonywanie orzeczeń jest związane z zachowaniem dziecka, niewywołanym przez osobę, pod której pieczą ono się znajduje - tłumaczy mec. Małgorzata Sokołowska. Anna Siedlecka nie patrzy jednak na tę zmianę z dużym optymizmem. - Bo wiem co zrobią z tym sądy. W Polsce nie ma sędziów sądu rodzinnego, którzy wybiorą opcję słuchania małoletniego w obecności psychologa i samodzielnej próby oceny sytuacji, czy decyzja, że dziecko nie idzie do rodzica jest jego własną, czy ktoś je zmanipulował. Sądy będą to zrzucały na OZSS-y. A wszystkie patologie z OZSS-ów są nadal aktualne. Tam się nic nie zmienia - mówi prawniczka. I opowiada jak jej zdaniem będzie to wyglądać w praktyce: - Sąd zapyta Opiniodawczy Zespół Sądowych Specjalistów czy to była wola dziecka, czy manipulacja. OZSS będzie mówił to, co zawsze: "Absolutnie, to nie jest wola dziecka, to wola rodzica, który mu to wmawia", a sąd całkowicie przychyli się do opinii OZSS-u - mówi Anna Siedlecka. Mec. Małgorzata Sokołowska. - Moim zdaniem nie w tym problem, czy dziecko wysłuchiwać będzie sąd, czy OZSS. Dramat w tym, że cały system dalej kuleje. Nie ma prawidłowej diagnozy rodzin na etapie ustalania kontaktów. Jest to robione bardzo powierzchownie i często bez dogłębnego wnikania w sytuację rodzin, w wyniku czego ustalone kontakty nie przystają do potrzeb dziecka. A jeśli jest orzeczenie nietrafione, to łatwo o wojny i niewykonywanie tych kontaktów - podkreśla prawniczka. "Kto najbardziej skorzysta? OZSS-y" Walczących rodziców ucieszyła wiadomość, że orzeczenie TK otwiera tym, którzy zostali już ukarani za utrudnianie kontaktów z drugim rodzicem, drogę do wznowienie postępowania, a tym samym odzyskanie pieniędzy. Ale i tu jest haczyk. - W praktyce to iluzja. Dochodzenie swych praw, będzie czasochłonne i bardzo kosztowne. To są kobiety, które za względu na nałożone kary traciły całe majątki: ziemię, mieszkania, samochody. Która z nich znajdzie środki na lata walki? A obstawiam, że uzyskanie takiego orzeczenia będzie w sądzie trwało od kilku do kilkunastu lat - ocenia Anna Siedlecka. Na koniec dodaje: - Jest grupa, która na tym orzeczeniu z pewnością skorzysta. To biegli i OZSS-y. Bo tam, po środowym wyroku, przerób będzie ogromny, a z nim gigantyczne wpływy. Przecież każda opinia to określone pieniądze. Dla OZSS-ów ten wyrok to złoto - podsumowuje Anna Siedlecka. Wyrok zapadł większością głosów. Orzeczenie trybunału jest ostateczne. * Imiona dzieci i rodziców zostały zmienione. Irmina Brachacz