Zeszłoroczna jesień przewróciła wyobrażenia Polaków o pogrzebach do góry nogami. Kolejki do zakładów pogrzebowych, pękające w szwach chłodnie, brak trumien i nekrologi wieszane wszędzie, gdzie się tylko dało, bo przeznaczone do tego tablice zapełniały się w jednej chwili. Interia sprawdza, jak wygląda sytuacja po roku, kiedy covidowe żniwo zbiera czwarta fala pandemii. Plastikowy worek zamiast ubrania - Przyzwyczailiśmy się do życia z covidem, ale koronapogrzeby wciąż nie przypominają tych, które znamy sprzed lat - przyznaje Krzysztof Wolicki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego. Kiedy pytamy o największe zło nowej rzeczywistości, od razu wskazuje na brak możliwości umycia i ubrania zwłok przed pochówkiem. - Rozporządzenie Ministra Zdrowia w sprawie postępowania ze zwłokami i szczątkami ludzkimi mówi, że w przypadku zwłok osób zmarłych na chorobę wywołaną wirusem SARS-CoV-2 należy odstąpić od standardowych procedur mycia zwłoki i unikać ubierania ciała do pochówku. Efekt jest taki, że jeśli ciało idzie do ziemi, to pakuje się je w jeden worek i wkłada do trumny. Natomiast jeśli idzie do kremacji, to wkłada się w dwa worki plastikowe i te dwa worki idą z dymem. Sensu tu nie ma, a obok ekologii to nawet nie stało - mówi Krzysztof Wolicki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego. Jego słowa potwierdzają pracownicy zakładów pogrzebowych z różnych zakątków Polski. - Takie są restrykcje, że ciał covidowych nie można ani umyć, ani przygotować. Zmarły jest zdezynfekowany i chowany w dwóch pokrowcach medycznych. Sanepid nakazał, nikt tego nie zmienił i tak się robi - mówi w rozmowie z Interią pracownica szczecińskiego zakładu pogrzebowego. - Rodziny przyjmują to z pokorą, bo jak jest covid to wiadomo, nikt się nie chce zarazić, ale jak słyszą taki komunikat, że mama czy tata nie będą ubrani, to są w szoku. Pierwsze wrażenie jest straszne - dodaje pracownica stykająca się każdego dnia z rodzinami zmarłych. - Nikt z nas nie umie tego zaakceptować, bo ten pochówek nie jest tak godny jak być powinien. Ciężko przyjąć rodzinie, że nie może pochować swego bliskiego w ubraniu, w którym by chciała. Teraz to wszystko jest takie nieludzkie, ale później w przypadku ekshumacji to będzie katastrofa. Ciało w dwóch workach. Jak puszka z konserwą - mówi Agnieszka Lipińska z Zakładu Pogrzebowego "Szeol" w Ostrzeszowie. "Należy unikać" nie oznacza zakazu Ale o tym, że nie zawsze musi być tak bezdusznie, przekonuje Robert Czyżak z Polskiej Izby Branży Pogrzebowej. - Rozporządzenie mówi: należy unikać, ale nie mówi wprost, że tego zabrania. Nie ma przepisu, który zakazuje umyć i przygotować ciało do pochówku. Więc przy zachowaniu pewnych procedur naprawdę można to zrobić. Godnie i po ludzku - mówi prezes Polskiej Izby Branży Pogrzebowej. I dodaje, że niektóre zakłady pogrzebowe zgodnie z tą wykładnią przygotowują i ubierają zwłoki. Ale do tego potrzebne jest odpowiednie zaplecze. - Pomieszczenia prosektoryjne, pomieszczenia, w których można dokonać tego typu czynności, pełne zabezpieczenie dla pracowników, czyli kombinezony ochronne barierowe, maski, gogle, rękawice, ochraniacze, pełen rynsztunek. My akurat jesteśmy przygotowani na tego typu działania, ale nie wszystkie firmy mogą sobie na to pozwolić - mówi Robert Czyżak. Dlatego w przeważającej większości wypadków zmarły z powodu koronawirusa wkładany jest do trumny bez wyciągania go ze szpitalnego worka. - Mamy świadomość, że większość zakładów wychodzi z założenia, że to jest niebezpieczne, nie wiedzą, jak się do tego zabrać, nie mają zaplecza i pozostawiają ciało takiej formie, w jakiej odebrali ze szpitala. U wielu to wynika z niewiedzy, u innych z niechęci albo poczucia zagrożenia, żeby się nie zarazić. Ale są sytuacje, w których ja nie wiem, jak miałbym odmówić. Chociażby wczoraj do mojego zakładu przyjechała rodzina 27-latka, który zmarł na covid. Matka nie wyobrażała sobie sytuacji, że nie można będzie tego syna przygotować i my to niniejszym robimy - dodaje Robert Czyżak. "Kosmitów" na cmentarzach już nie ma, kolejki jeszcze zostały" Pracownicy zakładów pogrzebowych opowiadają, że odmawianie pogrążonym w żałobie rodzinom przychodzi im z trudem. Ale lęk przed konsekwencjami bywa silniejszy. Właśnie przez to na początku pandemii dochodziło do takich absurdów jak owijanie trumny streczem lub pakowanie jej do kolejnego worka. - Ludzka pomysłowość granic nie zna, a to były początki, gdzie nie było wiadomo, jak ten wirus wygląda, jak on się rozprzestrzenia i dochodziło do pewnych "przedobrzeń". Były przypadki, gdzie pracownicy zakładów pogrzebowych idąc na pogrzeb covidowy ubrani byli jak kosmici, w uniformach, goglach. Dziś już na szczęście kosmitów się na cmentarzach nie widuje - mówi Krzysztof Wolicki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego. Po ubiegłorocznej jesieni, gdzie w ciągu tygodnia umierało od 14 do 16 tys. osób, dane z bieżącego roku mogłyby napawać optymizmem. - Gdyby nie to, że nadal jesteśmy grubo ponad wcześniejszą średnią zgonów - zastrzega Krzysztof Wolicki. I pokazuje dane, z których wynika, że niegdyś średnia tygodniowa liczba zgonów wynosiła w Polsce 7,5 tys. osób. W pierwszym tygodniu października poszybowała do 8,4 tys., w kolejnym wyniosła 9,3 tys. a drugi tydzień listopada zamknął się liczbą 9,7 tys. zmarłych. - Z tygodnia na tydzień liczba zmarłych rośnie i dlatego są rejony w Polsce, gdzie absurdy zniknęły, ale kolejka do pochówku pozostała - mówi Krzysztof Wolicki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego. W takich miejscowościach o czas oczekiwania na pogrzeb nawet trudno zapytać. - Teraz nie mam czasu na rozmowę, tyle pracy mamy. Powiem tylko pani, że w ostatnich dniach telefon nie przestaje dzwonić. Był dzień, kiedy naliczyliśmy prawie 100 zapytań w sprawie pogrzebu tradycyjnego, kremacji czy miejsca naszej w chłodni - mówi pracownik jednego z lubelskich zakładów pogrzebowych i szybko się rozłącza. - W dużych aglomeracjach rzeczywiście te kolejki ulegają wydłużeniu i czas oczekiwania wynosi dwa tygodnie. W mniejszych miastach powiatowych ten czas specjalnie się nie wydłużył i zbliżony jest do tego sprzed wybuchu epidemii - tłumaczy Robert Czyżak z Polskiej Izby Branży Pogrzebowej. Potwierdza to Agnieszka Lipińska z Zakładu Pogrzebowego "Szeol" w Ostrzeszowie. - Z naszej perspektywy to wygląda tak, że tych pogrzebów wcale nie jest więcej niż zwykle. Nie odczuliśmy, że COVID-19 dał nam iluś więcej klientów. Mówiło się, że branża się nie wyrabia, bo są kolejki, ale u nas na pogrzeb się nie czeka. Czy kremację, czy tradycyjny pogrzeb, jesteśmy w stanie załatwić w ciągu jednego, dwóch dni - mówi Agnieszka Lipińska z Zakładu Pogrzebowego "Szeol" w Ostrzeszowie. "My wiemy, czym ta choroba pachnie" Krzysztof Wolicki przyznaje, że większość branży ma świadomość, z czym przyszło im się mierzyć. Od początku apelował, by pracowników zakładów pogrzebowych szczepić w pierwszej kolejności. - Jak o to postulowaliśmy, to dostałem informację z GIS-u: "Ale jak to? Wy? Przecież jesteście ostatnim ogniwem. Do was trafia już nieboszczyk". No tak, ale my z tym nieboszczykiem mamy kontakt. Z nim, z rodziną, która przychodzi załatwiać formalności i często sama jest nosicielem, bo miała styczność ze zmarłym zanim trafił do szpitala z powodu koronawirusa - mówi Krzysztof Wolicki. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego podkreśla, że dziś w przynajmniej 90 proc. branża jest już zaszczepiona. - W tej branży nie ma ludzi, którzy mówią, że to jest trochę zjadliwsza postać zwykłej grypy i nie ma się czym przejmować. My wiemy, czym ta choroba pachnie - mówi Krzysztof Wolicki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego. Chociaż wie, że nie do każdego ten argument przemawia. - Jak wystąpiliśmy z apelem, żeby się szczepić, bo jako branża i bez pandemii mamy co robić, to dostawałem telefony, że jestem idiotą, że na pewno siedzę na garnuszku Pfizera, ile ja za to dostałem, bo przecież żadnej pandemii nie ma - wspomina prezes Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego. Branża zgodna jest w jednym. - Z kolejkami, czy bez, ciągle jesteśmy w stanie wyjątkowym, niemającym wiele wspólnego z czasami przedpandemicznymi i nie mamy pojęcia, kiedy to się skończy - mówi pracownica szczecińskiego zakładu pogrzebowego. - Boimy się okresu świątecznego, mamy nadzieję, że nie będzie zbyt wielkiego spiętrzenia. Na razie nie ma takiego stanu, jak to było jesienią ubiegłego roku, gdzie brakowało nam trumien i byliśmy zapełnieni pod przysłowiowy korek. Ale trzymamy rękę na pulsie, aby nie doszło do najgorszego - mówi Robert Czyżak z Polskiej Izby Branży Pogrzebowej.