W zaktualizowanej 7 stycznia 2022 roku informacji dotyczącej liczby uchyleń od szczepień obowiązkowych Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego PZH wylicza, że w ostatnich latach liczba niezaszczepionych dzieci zwiększyła się dwukrotnie, od 23 tys. w 2016 roku do 50,5 tys. w roku 2020. A zestawiając ten wynik z sytuacją sprzed 19 lat, wzrosła aż 10-krotnie. Dane przerażają. 50 tys. niezaszczepionych dzieci Z danych wynika, że liczba przypadków uchyleń z roku na rok dramatycznie rośnie. Pracujący na oddziałach zakaźnych lekarze przyznają, że widzą na szpitalnych łóżkach konsekwencję tego zjawiska. Wspominają o wirusowym zapaleniu wątroby typu A, które przed laty praktycznie zniknęło z pandemicznej mapy Polski, po to by pięć lat temu odrodzić się z ogromną siłą. W 2017 roku w naszym kraju odnotowano ponad 3 tys. przypadków wzw A. 80-krotnie więcej niż rok wcześniej, kiedy było ich zaledwie 35. Podobnie było z odrą. Po 10-letnim okresie z niewielkimi ogniskami po kilka, kilkanaście zachorowań cztery lata temu nastąpił wzrost zachorowań. W 2019 roku odnotowano 1492 przypadki odry. Czterokrotnie więcej niż rok wcześniej. Powrót wygaszonej już niemalże choroby wiązano ze wzrostem liczby zachorowań na odrę w krajach bezpośrednio graniczących z Polską, jak również wieloletnią aktywnością przeciwników szczepień, wiążących szczepienie dzieci szczepionką MMR z autyzmem. Teorię tę obalono w licznych badaniach, ale opór części rodziców pozostał. Dr Grzesiowski komentuje W dniu finału XIII Ogólnopolskiego Dnia Szczepień 2022 pytamy dr Pawła Grzesiowskiego o niechęć Polaków do szczepień obowiązkowych. - Problem jest, ale nie na taką skalę - mówi ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. pandemii COVID-19, pediatra i immunolog. Zapewnia, że liczba ponad 50 tys. jest zawyżona. - To są dane skumulowane, nie odzwierciedlają prawdziwej sytuacji. Cały problem polega na tym, że w Polsce nie podaje się, ile nowych rodzin corocznie odmawia szczepienia, tylko sumuje się te nowe ze starymi. W tych danych są dzieci, których rodzice odmówili szczepienia na przykład pięć lat temu, a potem te dzieci zostały zaszczepione, mają już teraz indywidualny program szczepień i nadrabiają zaległości, ale w tych statystykach nadal są. Rodzina, która raz do bazy trafiła, a potem zmieniła zdanie, nie jest wymazywana ze statystyki, chyba że dziecko skończy 18 lat - mówi Interii dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. pandemii COVID-19, pediatra i immunolog. I dodaje: - Jeśli się coś zlicza co roku, to wiadomo, że będzie więcej. Pięć tysięcy plus pięć tysięcy i już mamy 10 tysięcy - to tworzy ogromne i zafałszowane dane. Ale na tej podstawie absolutnie nie można wyciągać wniosku, że liczba odmów rośnie lawinowo. Ważne ile nowych rodzin co roku odmawia, a ile starych zdanie zmienia. Ale takich danych nie mamy. Zdaniem doktora Grzesiowskiego takie zliczanie niezaszczepionych dzieci zakrzywia prawdziwy obraz, bo wiele rodzin po czasie decyduje się na zaszczepienie swoich dzieci. - Dzisiaj szczepiłem dziecko, które od czterech lat było nieszczepione. Zawsze w takich sytuacjach pytam rodziców dlaczego dopiero teraz. Odpowiedzieli, że wcześniej mieli na to inny pomysł, ale teraz wizja im się zmieniła. Dziś to dziecko ma już ustalony indywidualny kalendarz szczepień, ale nadal będzie w statystykach dzieci podlegających pod szczepienie w swoim roczniku - wyjaśnia dr Paweł Grzesiowski. "Taki sposób liczenia to woda na młyn antyszczepionkowców, a z tym walczymy" Dr Grzesiowski podkreśla, że sygnalizuje problem niewłaściwego zliczania osób uchylających się od szczepień od lat. - Apelowaliśmy do inspekcji sanitarnej jeszcze przed pandemią, żeby ten sposób mówienia o odmowach szczepień zmienić, bo on de facto wspiera antyszczepionkowców, którzy mówią: "Hurra, mamy coraz więcej uchyleń, czyli nasza koncepcja wygrywa". W 2019 roku rozmawialiśmy z ówczesnym głównym inspektorem sanitarnym prof. Jarosławem Pinkasem o zmianie ankiety, która zupełnie inaczej liczyłaby odmowy szczepień w sanepidach - opowiada Interii dr Grzesiowski. - Szło dobrze, ale zaczęła się pandemia i pomysł zmian upadł. Z danych prezentowanych przez PZH wynika, że w 2019 roku obowiązkowemu szczepieniu nie poddano 48 609 dzieci, a rok wcześniej 40 342. - Ja mam dane z tego okresu, kiedy zakwestionowaliśmy system liczenia. Zrobiliśmy zestawienie dla jednego województwa i okazało się, że wręcz przeciwnie. W 2019 roku mniej rodzin odmówiło szczepień niż rok wcześniej. Polacy mieli wówczas najwyższy poziom zaufania do szczepień od 10 lat. Według ankiety CBOS tylko 10 proc. uważało, że szczepionki są niebezpieczne dla dzieci i nie będą ich szczepić. Tak że naprawdę ta sytuacja wygląda zgoła inaczej niż przedstawiają dane prezentowane przez PZH. Nie mamy do czynienia z taką falą antyszczepionkowców. Tych betonowych, prawdziwych, nadal jest nie więcej niż kilka procent - wyjaśnia dr Grzesiowski. "To może pomóc szczepieniom obowiązkowym" Grzesiowski zaznacza, że między sprzeciwem wobec szczepień covidowych a uchylaniem się od obowiązkowych szczepień wynikających z kalendarza różnica jest ogromna. Wielu przeciwników szczepienia przeciw COVID-19 przyznaje, że ich dzieci są szczepione, a i oni innych szczepionek się nie lękają. - Z covidem jest tak jak kiedyś było ze szczepieniami przeciw grypie. Kiedyś robiliśmy analizy, jak ludzie podchodzą do różnych szczepionek. Jak do dziecięcych, jak do szczepienia przeciwko żółtaczce - była akceptacja 90 proc. Pytanie o grypę? Akceptacja 20 proc. Ci sami ludzie, którzy uważali, że warto szczepić dziecko czy dorosłego na żółtaczkę, mówili: "Nie, ale na grypę to my się nie będziemy szczepić". I to jest podobne zjawisko z COVID-19. Ci ludzie, którzy się nie zaszczepili, mają celowaną niechęć do szczepionki covidowej - tłumaczy dr Grzesiowski. Zdaniem Grzesiowskiego paradoksalnie burza, jaka przetoczyła się przez społeczeństwo, związana ze szczepieniem się przeciwko COVID-19, może obowiązkowym szczepieniom pomóc. - Przy okazji pandemii ludzie dowiedzieli się o samych szczepieniach więcej niż wcześniej. W związku z tym wydaje mi się, że świadomość społeczna po co są szczepionki i dlaczego one są ważne, wzrosła. Mimo wszystko Polacy odsiewają hejt antycovidowy, który jest w dużej mierze polityczny, od skuteczności szczepień jako takich - mówi dr Grzesiowski. Warszawa. 117 postępowań o ukaranie. Ile kar? Nie wiadomo. O przedstawione wyniki badań i komentarz do nich zapytaliśmy w środę rzeczniczkę Narodowego Instytutu Zdrowia PZH. Odpowiedzi od instytutu zdrowia nie otrzymaliśmy. - Sposób liczenia i przedstawiania powinien zostać urealniony, bo ten niszczy nasze starania. My się dwoimy i troimy, żeby zachęcać do szczepień, tłumaczymy, ile one dają, a publikowanie danych, że dramatycznie rośnie liczba uchylających się od szczepienia podcina nam skrzydła i zakłamuje rzeczywistość - mówi dr Grzesiowski. Chcąc sprawdzić rzeczywistą skalę problemu, rozesłaliśmy do wybranych Powiatowych Stacji Sanitarno-Epidemiologicznych zapytanie ile kar i w jakiś wysokościach nałożyły w ostatnich latach na rodziców odmawiających szczepień swoich dzieci. Odpowiedzi udzielił tylko stołeczny sanepid, informując, że od 2015 roku skierował do Wojewody Mazowieckiego 117 tytułów wykonawczych w celu przeprowadzenia postępowania egzekucyjnego - Wśród najczęściej stosowanych środków egzekucyjnych jest grzywna w celu przymuszenia, której wysokość w odniesieniu do osób fizycznych może wynieść maksymalnie jednorazowo 10 000 zł. Suma grzywien nałożonych na jednego zobowiązanego nie może przekroczyć 50 000 zł - tłumaczy Konrad Kalata z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w m.st. Warszawie - Osoby, w stosunku do których podejmowane są działania egzekucyjne, mają prawo do składania zażaleń od nakładanych grzywien a także zarzutów w stosunku do prowadzonego postępowania egzekucyjnego - dodał. Kalata nie podaje, ile z tych postępowań zakończyło się prawomocnym ukaraniem unikających szczepień rodziców i jakie kary przyszło im zapłacić. Podkreśla za to, że w związku z pandemią, pracownicy sanepidu dotychczas sprawujący nadzór nad realizacją obowiązkowych szczepień ochronnych zostali oddelegowani do innych obowiązków, a tym samym liczba wniosków o wszczęcie postępowania egzekucyjnego spadła.