Policja z Australii Zachodniej przekazała wiadomość o szczęśliwym zakończeniu poszukiwań Cleo Smith. Czterolatka zaginęła 16 października podczas wakacji z rodzicami na kempingu. Po trzech tygodniach intensywnych poszukiwań dziewczynka została odnaleziona w jednym z domów w Carnarvon. W związku z tym zdarzeniem zatrzymano mężczyznę, który ma zostać przesłuchany przez detektywów. - Nie wiemy, kim był zatrzymany człowiek i jakie miał zamiary, ale to że Cleo Smith się odnalazła to cud. Dziewczynka żyje, a niewiele jest takich historii z happy endem - mówi Interii Janusz Szostak, prezes Fundacji "Na Tropie", autor książki "Urwane ślady". "Poszedł na plac zabaw i już nigdy nie wrócił" Sprawą zaginięcia 11-letniego Sebastiana z Katowic żyła cała Polska. W sobotę 22 maja chłopiec wyszedł na plac zabaw, ustalił z mamą SMS-em, że będzie na nim do 19:30. Kiedy po tej godzinie nie wrócił, rozpoczęto poszukiwania. W niedzielę wieczorem było już wiadomo, że Sebastian nie żyje. Do porwania i zabójstwa Sebastiana przyznał się Tomasz M., optyk z Sosnowca. Z ustaleń śledczych wynika, że 41-latek wciągnął chłopca do auta, kiedy ten wracał ze szkolnego boiska, następnie więził go, by ostatecznie udusić i ukryć ciało na budowie domu. Dwa lata wcześniej równie tragiczny los spotkał 10-letnią Kristinę. 13 czerwca 2019 roku około południa dziewczynka wyszła ze szkoły w Mrowinach i przepadła. Ostatni raz widziano ją niespełna 200 metrów od rodzinnego domu. Jej zakrwawione zwłoki bez odzieży znaleziono w lesie kilka kilometrów od Mrowin. Do zbrodni przyznał się Jakuba A., krewny zamordowanej dziewczynki. Mężczyzna zakochał się w mamie 10-latki i uznał, że na drodze jego szczęścia stoi Kristina. Dlatego postanowił się jej pozbyć. Według prokuratury wywiózł 10-latkę do lasu, zadał ponad 30 ciosów nożem, a żeby zmylić śledczych, upozorował napaść. We wrześniu przed Sądem Okręgowym w Świdnicy ruszył jego proces. Jak wynika ze statystyk policji, każdego roku w Polsce do bazy zaginionych trafiało około siedem tysięcy dzieci. W ubiegłym roku z racji pandemii, zamkniętych szkół, problemów ze swobodnym przemieszczaniem się, skala zaginięć także i dzieci była mniejsza. Oficjalne statystyki mówią o zgłoszeniu 2016 przypadków zaginionych nieletnich. Wśród nich 67 zaginionych to, podobnie jak Cleo Smith, dzieci poniżej szóstego roku życia. - To jest najbardziej tragiczne jak zaginie dziecko, bo ono jest bezbronne. Dorosły człowiek może sobie jakoś poradzić, ale dziecko nie - mówi Janusz Szostak, prezes Fundacji "Na Tropie". Baza ludzkich dramatów Policja podkreśla, że większość zaginionych zostaje odnaleziona w ciągu pierwszych 14 dni po zaginięciu. Ale nie wszyscy mają tyle szczęścia. W bazie osób zaginionych nadal sporo jest tych, którzy zniknęli jeszcze jako dzieci i od lat pozostają nieodnalezieni. - To nie jest tak, że to dzieje się tylko w odległej galaktyce. Głośne zaginięcie Kariny Surmacz z Warszawy, która zniknęła w Boże Narodzenie 2002 roku. Historia jak z "Leona Zawodowca". Ukryta w domu pod łóżkiem czy w szafie siedmiolatka widzi egzekucję własnej matki i jej partnera. Potem dzwoni do swojego chrzestnego i razem z nim znika - opowiada Janusz Szostak, autor książki "Urwane ślady". Urwanych dziecięcych śladów jest więcej. 11-letni Mateusz Żukowski z Ujazdowa pod Zamościem 26 maja 2007 roku pobiegł z kolegami z sąsiedniej miejscowości pobawić się w pobliskim parku. Do domu nigdy już nie wrócił. Jego rzeczy znaleziono zwinięte w rulon tuż nad brzegiem rzeki Wieprz. W pierwszej wersji przyjęto więc, że chłopiec utonął. Do akcji włączono płetwonurków. Centymetr po centymetrze przeszukali 20 km rzeki. Orzekli jednoznacznie, że ciała chłopca w rzece nie ma. - Gdyby się utopił, tobyśmy go znaleźli. Jestem sceptycznie nastawiony do tego, że chłopiec w ogóle utonął w tym zbiorniku - twierdził rok po zaginięciu Ryszard Koper, płetwonurek z Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie. Ciała Mateusza nigdy nie znaleziono, a on sam nadal figuruje jako zaginiony. Dziś miałby 25 lat. Bliscy chłopca nie ustają w jego poszukiwaniach. Jak kamień w wodę. "Dzieci, które dziś byłyby już dorosłe" - To są historie, które chwytają za gardło. Było dziecko i nagle go nie ma. Zniknęło, jakby rozpłynęło się we mgle. Tak jak Ewa Wołyńska. 19 lat temu wyszła pobawić się koło domu. O 18 mama widziała, jak jej córka bawi się z jakąś dziewczynką. Potem ślad po niej się urywa i od 2002 roku nikt nie wie, co się z nią stało - opowiada Janusz Szostak. Sprawą zaginięcia Ewy Wołyńskiej nadal zajmuje się policja w Białogardzie. - Wiele tych spraw ma wspólne mianowniki. Jedno dziecko odprowadziło drugie, rodzic widział dziecko i nagle zniknęło. To jest chwila, która zmieniła całe życie tych osób. Kiedyś mówiono: byłem dzieckiem chodzącym z kluczem na szyi, bawiliśmy się sami na podwórkach, nikt nas tak nie pilnował i nic nam się nie stało. Mnie zawsze to mierzi i zawsze wtedy myślę: jak dobrze, że miałeś tyle szczęścia. Bo jak widać w statystykach z tamtego okresu, nie wszyscy twoi rówieśnicy je mieli - mówi Izabela Jezierska-Świergiel z Fundacji Itaka. Child Alert w sytuacjach kryzysowych Kiedy pojawia się ryzyko, że zaginionemu dziecku realnie coś zagraża, uruchamiany jest Child Alert. W Polsce system działa od 2013 roku. Do tej pory uruchomiono go czterokrotnie. - W każdym z tych przypadków uruchomienie alertu doprowadziło do szczęśliwego powrotu dziecka do domu. Nie każde zaginięcie dziecka ma przesłanki do uruchomienia systemu, te kryteria są ściśle określone odpowiednimi przepisami, a o wdrożeniu Child Alert decyduje Wydział Poszukiwań i Identyfikacji Osób Biura Służby Kryminalnej Komendy Głównej Policji. Child Alert jest narzędziem, które nie może być wykorzystywane za często, by społeczeństwo nie uodporniło się na tego typu sygnały. Wdrażany jest w momentach naprawdę krytycznych, wówczas kiedy jego uruchomienie rzeczywiście może wspomóc poszukiwanie - wyjaśnia Izabela Jezierska-Świergiel. Porwania rodzicielskie. "Dzieci, których nie ma w statystykach" W bazie zaginionych Fundacji Itaka najmłodsze zaginione dzieci mają od kilku miesięcy do czterech lat. Najczęściej to ofiary porwań rodzicielskich. Ale tych po zarządzeniu komendanta głównego policji z 2018 roku do zaginięć się nie wlicza. - Do 2018 roku takich zaginięć było w statystykach około 600-700 rocznie. Wiemy, że ta liczba z całą pewnością się nie zmniejsza, wręcz przeciwnie. W takich sytuacjach sprawa najczęściej trafia najpierw do sądu, a poszukiwania, jako takie, nie są prowadzone - mówi Izabela Jezierska-Świergiel z Fundacji Itaka. Jezierska-Świergiel przyznaje, że porwania rodzicielskie są ogromnym problemem. - Często, ze względu na fakt posiadania pełni władzy rodzicielskiej przez oboje rodziców, policja nie może przyjąć zgłoszenia zaginięcia, a co się z tym wiąże, nie można wówczas udostępniać wizerunku dziecka, co ogranicza poszukiwania. I ten drugi rodzic zostaje praktycznie bez możliwości poszukiwań swego dziecka. W Polsce przyjmuje się niestety, że dziecko przebywające z rodzicem jest bezpieczne, ale życie nieraz pokazało już, że z tym bywa różnie - mówi Izabela Jezierska-Świergiel z Fundacji Itaka. Nadzieja umiera ostatnia Kiedy media donoszą o sytuacjach takich jak znalezienie Cleo Smith, w domach zaginionych na nowo rozpala się nadzieja. Jeszcze mocniej wybucha, gdy zagraniczne stacje donoszą o przypadkach dzieci odnalezionych po wielu latach. - Takie odnalezienia "po latach" zdarzały się do tej pory raczej poza naszym krajem, ale i tak wywołują w naszych rodzinach ogromną nadzieję. W Polsce odnalezienia dziecka po kilkunasty czy kilkudziesięciu latach jeszcze nie było. Rodzice zaginionych dzieci, często już starsze osoby, ciągle czekają na jakąkolwiek informację. My również. Wielu z nich na zawsze pozostanie w niewiedzy, co stało się z ich dziećmi. Ale to, że nie mieliśmy jeszcze przypadku odnalezienia po latach, nie oznacza, że nigdy się nie zdarzy - mówi Izabela Jezierska-Świergiel. - Na to czeka każdy zaginiony rodzic. Na szczęśliwe lub nie zakończenie. Bo nawet jeśli znajdziemy zwłoki, to rozpacz straszna, ale można dziecko pochować. A ci rodzice, których dzieci nadal są zaginione, każdego dnia budzą się i zasypiają z pytaniem, czy moje dziecko żyje, czy ktoś nie robi mu krzywdy. Patrzą każdego dnia w kalendarz i myślą: a może dziś będzie ten dzień, kiedy moje dziecko wróci do domu? Każdego dnia czekają na cud - dodaje Janusz Szostak.