Pani Izabela pierwszy raz o giełdzie kryptowalut słyszy na początku września. - Nigdy wcześniej nie miałam z tym żadnej styczności, ale pewnego dnia w jakimś programie zobaczyłam, jak pewna celebrytka zachwalała platformę z kryptowalutami. Niewiele myśląc zarejestrowałam się na stronie, o której mówiła - przyznaje pani Izabela. "Inwestycja" w bitcoina - 250 dolarów "wpisowego" Na reakcję ze strony obsługi platformy nie musiała długo czekać. - Po kilkunastu minutach zadzwonił telefon. Pan się przedstawił, opowiedział jak wyglądają inwestycje u nich, że to tzw. bierny zarobek. Tłumaczył, że jedyne co muszę zrobić to wpłacić 250 dolarów - opowiada dziewczyna. Zobacz: Rynek kryptowalut. Bitcoin na absolutnych szczytach Młoda kobieta nie chciała przelewać tak dużej dla niej kwoty. Ale "doradca" przekonywał, że to tylko warunek rozpoczęcia inwestycji, a potem może zostawić tyle, ile chce, a resztę wycofać. - Ja na tą ich giełdę chciałam przelać tylko 10 dolarów, bo każdy grosz jest dla mnie ważny. Mowa była o tym, że mogą to być minimalne stawki i że za chwilę dostanę osobistego brokera, który pomoże mi inwestować - opowiada pani Izabela. I rzeczywiście, broker, który skontaktował się z dziewczyną pomógł jej założyć konto na giełdzie kryptowalut. - Poprosił o ściągnięcie programu AnyDesk, dzięki któremu będzie mógł mnie przeprowadzić przez cały proces. Potem wprowadził mój numer telefonu i email, a hasło i Google Authenticator założył sam. A na koniec dokonał mojej weryfikacji z dowodem osobistym i skanem twarzy, co podobno jest akurat standardową procedurą, jeśli chodzi o tę stronę - tłumaczy pani Izabela. Zamiast zysku, przelewy na tysiące złotych Pierwsza lampka ostrzegawcza zapaliła się w głowie pani Izabeli, kiedy przez jej rachunek bankowy zaczęły przechodzić nieznane przelewy na duże kwoty. - Od kilkuset do kilkudziesięciu tysięcy złotych, najwyższy przelew opiewał na 50 tysięcy. Pieniądze wpływały na mój rachunek od osób, których nazwiska nic mi nie mówiły i zaraz były przelewane na giełdę kryptowalut. Ja miałam tylko zatwierdzać te przelewy w aplikacji mobilnej i sama ich nie wykonywać. Zaczęłam się denerwować, bo to były potężne kwoty i na pewno nie należały do mnie - opowiada kobieta. Dziewczyna pyta "doradcę" co się dzieje na jej rachunku. Ten odpowiada, że nic złego. - Tłumaczył, że to normalna procedura i że robią tak, bo od większych kwot nie ma prowizji, a od mojej byłaby i to duża. Kiedy prosiłam o zwrot 240 dolarów, o którym od początku była mowa, ciągle mnie zwodził, że tak się stanie, ale za jakiś czas - opowiada pani Izabela. 27 września na rachunek kobiety trafiają kolejne przelewy od nieznanego jej nadawcy. Łącznie 12 900 zł. - Zaraz po zaksięgowaniu "doradca" przelał te pieniądze z mojego rachunku bankowego na moje konto na giełdzie kryptowalut. Chwilę później dostałam telefon z banku, że prawdopodobnie padłam ofiarą oszustwa, żebym jak najszybciej zgłosiła sprawę na policję i że natychmiast blokują mi rachunek - mówi pani Izabela. Pracownik banku doradził oszukanej, żeby od razu ukróciła kontakt z "doradcą". Kobieta wpadła więc na pomysł, że zmieni wszystkie hasła do logowań, także i to do konta na giełdzie kryptowalut. - Tym ruchem pozbawiła oszustów dostępu do swojego konta, na które przelali prawie 13 tysięcy złotych. Bez nowego hasła nie mogą się do nich dostać i przelać na inny portfel kryptowalut, co było ich celem - tłumaczy Szymon Bagrowski. Bagrowski przez dziesięć lat był wolontariuszem w fundacji namierzającej tych, którzy rozpowszechniali w sieci dziecięcą pornografię. Dziś ściga w internecie oszustów okradających ludzi na kryptowaluty. Pomaga także oszukanym, takim jak pani Izabela. "Pamiętaj, że wiemy gdzie mieszkasz" Pozbawieni dostępu do konta kryptowalutowego kobiety, "doradcy" natychmiast przystąpili do ofensywy. - Tego samego dnia dostałam maila, że dokonałam kradzieży ich środków i mam natychmiast przelać im pieniądze. Kiedy mówiłam, że dzwonili do mnie z banku, ostrzegając, że to oszustwo, "doradca" tłumaczył, że to nie jest prawda - opowiada pani Izabela. - Dopominali się zwrotu pieniędzy bardzo mocno. Nawet do tego stopnia, że "doradca" wysłał dziewczynie skan dowodu osobistego, żeby zapewnić ją, że naprawdę istnieje, a środki pochodzą z legalnych źródeł. Tyle, że ten skan był oczywiście fałszywy - opowiada Szymon Bagrowski. W skrzynce pani Izabeli niemal codziennie zaczęły pojawiać się maile z zapewnieniami, że jeśli nie odda pieniędzy, lada chwila zajmie się nią policja. - Znowu dałam się wciągnąć w rozmowę i tłumaczyłam, że nawet gdybym chciała, to nie ma takiej możliwości, bo te pieniądze są nie u mnie, ale na moim koncie na giełdzie kryptowalut. A do ponownej weryfikacji na niej muszę mieć dowód osobisty, a po tym jak dowiedziałam się o całej sprawie, zastrzegłam dokument, bo wiedziałam, że oni go mają. Wtedy "doradca" zaczął mnie przekonywać, że nie muszę czekać na nowy dowód - opowiada dziewczyna. "Proszę się podłączyć do AnyDesk, ja pani dokonam weryfikacji. Może pani użyć starych zdjęć dowodu. Nie będzie z tym problemu" - pisał w mailu "doradca". Kiedy tym razem dziewczyna odmówiła dostępu do swego urządzenia i podania haseł, doradca zmienił ton. "Czy rozumie pani ze posiadamy wszystkie pani dane, żeby panią znaleźć? Czekam na przelew. W innym wypadku będziemy działać inaczej. Pani chyba zapomina, że mamy pani dowód i adres zamieszkania" - Boję się. Najbardziej tego, że mogą przyjechać pod mój dom, bo widzę, że nie cofną się przed niczym - przyznaje kobieta. Bagrowski przyznaje, że takie zachowanie to smutna norma. - Należy się przygotować na to, że oszuści będą nadal dzwonić i grozić nawet śmiercią danej osobie i jej bliskim. Takie przypadki się zdarzają. To jest zastraszanie i ma na celu wyłudzenie kolejnych pieniędzy - tłumaczy Szymon Bagrowski. Prócz straszenia oszuści nie zaprzestają prób odzyskania przelanych przez konto pani Izabeli pieniędzy każdym dostępnym sposobem. Złożyli w banku dziewczyny reklamację, z której wynika, że 12 900 złotych, które trafiło na jej konto było... pomyłką. Bank, który sam zablokował dziewczynie rachunek, przysłał pismo, że pani Izabela ma środki odesłać nadawcy. Nic nie kasować, wszystko zapisać Przed inwestowaniem w kryptowaluty od dłuższego czasu ostrzega między innymi Komisja Nadzoru Finansowego. "Rynek kryptowalut nie jest w Polsce rynkiem regulowanym ani nadzorowanym. KNF nie licencjonuje, nie nadzoruje, ani też nie wykonuje żadnych innych uprawnień władczych w odniesieniu do działalności w zakresie obrotu kryptowalutami" - czytamy w oficjalnym komunikacie KNF. SPRAWDŹ: Dostałeś informacje o zaległości w płatności podatku? To może być oszustwo! - Generalna zasada brzmi: nie ufać i nic nie ściągać na swoje urządzenie. Ale jeśli już padniemy ofiarą takiego oszustwa, to iść na policje, zastrzec dowód osobisty i z całą pewnością nie kasować danych z komórki. Nie wolno formatować telefonu, zmieniać numeru, adresu mailowego, a już na pewno nie niszczyć tych sprzętów, na których sprawcy działali. W aplikacji do pulpitu zdalnego są tzw. logi, które trzeba zarchiwizować, tak samo jak numery telefonów, z których dzwonili, maile, które wysłali oraz maile wysyłane przy ruchu wykonywanym na koncie do handlu kryptowalutami - mówi Szymon Bagrowski. Jak dodaje, wiele spraw komplikuje to, że ludzie w panice usuwają wszelkie ślady przestępstwa. Często za radą innych. - Miałem ostatnio taki przypadek, gdzie kobieta, kiedy się zorientowała, że ktoś ją oszukuje, sama poszła do banku. A tam pracownica nie dość, że kazała jej odinstalować aplikację do zdalnego pulpitu, to nakazała też sformatować dziewczynie komórkę. Rozumiem, że z dobrego serca, ale tym samym pozbawiła ją ważnych dowodów. Znam też przypadek, że takiej rady udzielono innej osobie na komendzie policji, kiedy pobiegła zgłosić sprawę - mówi Szymon Bagrowski. "Patentów na oszustwo będzie coraz więcej" Pani Izabela zgłosiła sprawę policji. Pocieszające jest to, że coraz więcej spraw związanych z oszustwami na kryptowaluty wychodzi na światło dzienne. Ostatnio policjanci z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu zatrzymali mężczyznę, który za pośrednictwem portali ogłoszeniowych oferował zyski z "kopania" kryptowalut. - Mężczyzna ogłaszał się na portalach aukcyjnych i przekonywał przyszłych klientów, że ma własne koparki kryptowalut, czyli zestawy komputerów lub kart graficznych o dużych mocach obliczeniowych, które może wynająć. Oferowane przez niego zyski były dość wysokie. Zainwestowanie 100 złotych miało skutkować wypłatą złotówki dziennie przez najbliższy rok - mówi Iwona Liszczyńska z Wielkopolskiej Policji. - To jeden zapewne z wielu wcześniejszych jak i przyszłych patentów związanych z kryptowalutami na wyłudzenie od kogokolwiek, czegokolwiek. Takich tematów będzie przyszłościowo bardziej niż wiele, a ewolucja tych patentów będzie szła cały czas w jednym celu, aby jak najskuteczniej oszukać klienta - mówi Szymon Bagrowski. Zatrzymany w Poznaniu 37-latek w przeszłości był już notowany za podobne przestępstwa. Śledczy ustalili, że oszukał kilkadziesiąt osób na terenie całego kraju na ponad 250 tysięcy złotych. Policjanci cały czas ustalają kolejnych pokrzywdzonych w tej sprawie. - Czy ja też doczekam tego, że policja zatrzyma tych, którzy mnie oszukali? Nie mam pojęcia. Wiem, że czuje się z tym wszystkim fatalnie. Chciałam tylko dorobić, a straciłam pieniądze i nabawiłam się ogromnego stresu. Mam żal do siebie, że w ogóle w to weszłam - podsumowuje pani Izabela.