Afera w policji. "Wlepialiśmy mandaty, powinniśmy być na kwarantannie"
Policjanci z Wałbrzycha przerywają milczenie. - W czasie gdy cała Polska walczyła z kolejnymi falami COVID-19, w naszej komendzie zasada była prosta: jeśli jesteś z kontaktu i masz podejrzenie zakażenia, to nie idziesz jak każdy na kwarantannę, tylko albo udajesz zdrowego, albo wybierasz swoje nadgodziny - opowiadają Interii funkcjonariusze wałbrzyskiej komendy.
Ministerstwo Zdrowia informuje dziś o ponad 15 tysiącach nowych przypadków koronawirusa w Polsce. Z najnowszych danych wynika, że 380 tys. osób objętych jest kwarantanną.
- Ale nie w naszej komendzie. My, czekając na wynik, pracujemy i zarażamy - mówią Interii wałbrzyscy policjanci.
Kwiecień 2020. W I Komisariacie Policji w Wałbrzychu coraz więcej policjantów skarży się na złe samopoczucie.
- Najpierw choruje jeden, potem coś bierze drugiego. Początkowo kierownictwo twierdzi, że to żaden COVID-19 tylko zwykłe przeziębienia, że jesteśmy przewrażliwieni. Komendanta komisariatu stawia się nawet jako wzór do naśladowania. "Twardy gość, który nie uległ panice". Ale chłopaki zaczynają się skarżyć do wojewódzkiej. No i w końcu zaczyna się robić grubo, słyszymy, że podejście się zmienia, że już nie chwalą komendanta komisariatu, teraz twierdzą, że to co robi to skandal i zapada decyzja: testujemy - opowiada jeden z funkcjonariuszy.
- Zrobili około 40 testów. Trzy z nich były pozytywne, a kilka dały wynik niejednoznaczny. Już wiedzieliśmy, że mamy w komisariacie ognisko COVID-19 - dodaje drugi policjant.
Funkcjonariusze byli przekonani, że wszyscy, którzy mieli kontakt z chorymi kolegami trafią na obowiązkową kwarantannę. Wiosną 2020 roku, według przepisów, każdy po kontakcie z osobą chorą powinien być na kwarantannę skierowany.
- Przecież myśmy w jednym pokoju siedzieli, w jednym aucie jeździli. Ale u nas przetestowali kilkadziesiąt osób i zaraz po teście kazano nam przyjść normalnie do pracy - opowiadają wzburzeni funkcjonariusze. - Jeden z chłopaków pisał, że mieszka ze starszymi schorowanymi dziadkami, wiedział, że jak przyniesie im coś do domu to ich zabije. "Przestań pier..., do roboty". Takie było podejście - opowiada informator Interii.
- Oni sobie żonglowali naszym zdrowiem i życiem. Naszym i naszych rodzin, no i tych z którymi mieliśmy jako policjanci kontakt. Do mnie codziennie przychodzili interesanci, po kilkanaście osób dziennie - opowiada kolejny funkcjonariusz.
Wałbrzyscy policjanci może i zapomnieliby o tym, co działo się poprzedniej wiosny w komisariacie nr 1, gdyby w marcu tego roku sytuacja się nie powtórzyła.
17 marca 2021 roku jeden z funkcjonariuszy Wydziału Kryminalnego Komendy Miejskiej Policji w Wałbrzychu otrzymuje pozytywny wynik testu na koronawirusa. Od tego czasu przebywa w izolacji. Ale zanim na nią trafił pełnił służbę z wieloma policjantami.
Nasi rozmówcy twierdzą, że żaden funkcjonariusz z pełniących służbę ze zdiagnozowanym kolegą, nie został wysłany na kwarantannę. Także i ci niezaszczepieni.
- Temu, który pełnił najdłużej służbę z zakażonym koronawirusem policjantem zasugerowano, aby wziął wolne ze swoich nadgodzin. Kiedy się nie zgodził i powiedział, że powinien być objęty kwarantanną, a nie wykorzystywać swoje nadgodziny, kazano mu napisać oświadczenie, że czuje się dobrze i przychodzić do pracy. Usłyszał też od przełożonego, że nie jest możliwe zarażenie się od innego funkcjonariusza, kiedy nosi się maseczkę - opowiadają policjanci.
Funkcjonariusz dalej pracował. 19 marca został wysłany na test. Zaraz po nim wrócił do pracy. Brał m.in. udział w realizacji sprawy wspólnie z funkcjonariuszami CBŚP i Wydziału Kryminalnego KWP we Wrocławiu, pilnował zatrzymanego oraz odwiedził kilka urzędów.
23 marca, po czterech dniach od testu, otrzymał pozytywny wynik.
- Za trzy dni trzech następnych było objawowych. Ci koledzy pozarażali swoje rodziny. I taka zabawa w ciuciubabkę trwa. A najgorsze jest to, że w komendzie wałbrzyskiej to normalny proceder, bo tu ludzi z kontaktu nie kieruje się na kwarantannę - twierdzi jeden z naszych rozmówców.
- Chłopaki śmieją się, że naczelnik - ten, który dopuścił policjanta do pracy na podstawie oświadczenia o stanie zdrowia - to taki nasz "główny epidemiolog" i że ciekawe czy wyjeżdżając na wczasy np. do Egiptu można powołać się na jego opinię i przedstawić zaświadczenie z jego dekretacją - ironizuje jeden z naszych rozmówców.
Ale wszyscy zgodnie podkreślają, że sprawa jest bardzo poważna. Opowiadają, że 23 marca w komendzie zawrzało. Postanowiono, że policjantów z kontaktu trzeba jednak izolować. Zwłaszcza, że do dziś nie wszyscy funkcjonariusze są zaszczepieni.
- Ale nie broń Boże kierując na kwarantannę. Ta nadal tylko dla objawowych. W innym wypadku wolne za nadgodziny, jeden lub dwa dni, bo kto będzie wystawiał mandaty za brak maseczek. A ponadto planowana była akcja "Poszukiwany". Ta polega na chodzeniu po domach i sprawdzaniu, czy nie ma w nich osób poszukiwanych przez policję. Więc nie mogliśmy wypaść z grafiku - mówi jeden z wałbrzyskich policjantów.
25 marca policjanci piszą pismo do Komendy Głównej Policji i Dolnośląskiej Komendy Wojewódzkiej. Donoszą o rażącym lekceważeniu przez przełożonych Komendy Miejskiej Policji w Wałbrzychu obostrzeń, co może skutkować narażeniem życia i zdrowia nie tylko funkcjonariuszy, ale i mieszkańców Wałbrzycha. Proszą o wstrzymanie akcji "Poszukiwany".
- Te pisma nie przyniosły żadnego efektu. Akcja "Poszukiwany" odbyła się, odwiedziliśmy kilkadziesiąt mieszkań. Nie zatrzymaliśmy osób poszukiwanych, ale z pewnością roznieśliśmy chorobę - podkreśla jeden z policjantów.
Nasi rozmówcy wyjaśniają, że powód dla którego policjanci z kontaktu z chorym nie trafiają na kwarantannę jest prosty.
- Żeby nie było chorowania na komisariatach, żeby wszystko elegancko wyglądało. Statystyka rzecz święta. My jesteśmy dla nich tylko numerkami, a słupki muszą się zgadzać - tłumaczą.
- Poza tym jeśli byśmy wszyscy tak jak trzeba poszli na kwarantannę to 75 proc. siedziałaby w domu zamiast pracować. A ciągłość służby rzeczą najważniejszą - dodaje kolejny policjant.
Pytamy policjantów czy komendanci wiedzieli o tym, co dzieje się w kolejnych wydziałach.
- Czy wiedzieli? Z naszej wiedzy wynika, że "Niech napisze oświadczenie, że jest zdrowy i pracuje" to było polecenie komendanta - odpowiadają policjanci.
Kierownictwo Komendy Miejskiej Policji w Wałbrzychu stanowczo temu zaprzecza.
- Wszystko robimy zgodnie z procedurą, opisywane przez anonimowe źródła sytuacje nie miały miejsca - mówi Interii Arkadiusz Wojnowski, zastępca Komendanta Miejskiego Policji w Wałbrzychu.
Nasi rozmówcy na to oświadczenie tylko się uśmiechają.
- Kilku funkcjonariuszy, którzy zachorowali i trafili w końcu na kwarantannę napisało raporty, aby im zwrócono 20 proc. wynagrodzenia, bo oni powinni mieć kwarantannę w związku ze służbą, czyli pełnopłatną. Napisali w raportach, że zarazili się od swojego kolegi, który de facto zgodnie z przepisami nie powinien być w pracy, tylko powinien być na kwarantannie. I komendant rozpatrzył ich pisma pozytywnie. Czyli dla mnie przyznał rację, że tego człowieka, który zarażał nie powinno być w pracy, a był - mówi jeden z naszych rozmówców.
Zastępca Komendanta Miejskiego Policji w Wałbrzychu podkreśla jednak, że w jego komendzie wszystko jest pod kontrolą i nie ma mowy o żadnych zaniedbaniach.
- Nie mamy niczego do ukrycia. Komenda Wojewódzka prowadziła postępowanie i ono nie wykazało żadnych nieprawidłowości - dodaje Arkadiusz Wojnowski.
- Kontrola była, owszem. Już dzień przed kontrolą wiadomo było, że będą rozmawiać tylko z tymi, którzy mieli pozytywny test. Z tego też powodu zapewne funkcjonariusze ci najpierw odbyli długie rozmowy z kierownictwem Wydziału Kryminalnego KMP w Wałbrzychu. Jakiego instruktażu udzielono im przed rozmową z Wydziałem Kontroli możemy się tylko domyślać. Z pozostałymi, którzy powinni trafić na kwarantannę, ale nie trafili, nikt nie rozmawiał - dodaje policjant.
- Pięć lat temu po takich doniesieniach wydział kontroli tak by tutaj pozamiatał, że by kamień na kamieniu nie został, a teraz nie dzieje się nic. Mi się to nie mieści w głowie - dodaje drugi z funkcjonariuszy.
27 kwietnia 2021 roku wałbrzyscy policjanci piszą do prokuratury anonimowe zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.
- Przeanalizowaliśmy pisma, które wpłynęły do prokuratury i 14 czerwca podjęliśmy decyzję o wszczęciu śledztwa. Badanych jest sześć wątków. W tej chwili wykonujemy czynności dowodowe - mówi Interii prokurator Marek Rusin z Prokuratury Rejonowej w Świdnicy.
Pytamy, co udało się ustalić śledczym przez ostatnich pięć miesięcy.
- Nie będę tutaj szafował informacjami i mówił o szczegółach, bo to zaszkodziłoby prowadzonemu postępowaniu. Ono toczy się w prawie, a nie przeciwko danej osobie, ale jest to sprawa dotycząca konkretnych osób, są konkretne zarzuty, no i ona musi się toczyć w sposób dyskrecjonalny - ucina prokurator.
- Naszym zdaniem chcą to "uwalić". Bo materiał na postawienie zarzutów to mieli już w lipcu. Każdy rozsądny prokurator zdając sobie sprawę z tego co się dzieje - czwarta fala, rekordy zakażeń - działałby natychmiastowo - twierdzi jeden z policjantów.
- Jak znam życie to myślę, że z końcem roku ta sprawa będzie umorzona. Żeby się statystyka na koniec roku zgadzała - dodaje kolejny funkcjonariusz.
Zdaniem policjantów bardzo intensywne "śledztwo" prowadzone jest za to na komendzie.
- Nasi przełożeni usilnie szukają źródła przecieku i koniecznie chcą ustalić, kto poinformował jednostki nadrzędne i prokuraturę. Z każdym policjantem przeprowadzono rozmowę podczas, której był straszony odpowiedzialnością karną i dyscyplinarną - opowiadają Interii wałbrzyscy funkcjonariusze.
- Dla nas zwykłych policjantów to jest patologia, bo nie po to żeśmy szli do tej instytucji, żeby tak to wyglądało. Jak ja mam w takiej sytuacji wyjść do ludzi, spojrzeć im w twarz i nakładać na nich mandaty wiedząc, że u nas w komendzie dzieją się takie rzeczy? - zastanawia się nasz rozmówca.