6 czerwca Polski Instytut Spraw Międzynarodowych opublikował dokument "Trends in Force Posture in Europe", w którym przeanalizowano szeroko pojęte inwestycje w obronność czterech zachodnioeuropejskich państw, Stanów Zjednoczonych i Rosji. Badanie dotyczy okresu między 2007 a 2016 rokiem. *** Ewelina Karpińska-Morek, Interia: Francja, Niemcy, Włochy, Wielka Brytania, USA ograniczały w ciągu ostatniej dekady wydatki na obronność, Rosja wyraźnie je zwiększała. Zwiększyła również gotowość bojową i ćwiczyła scenariusze konfliktu na terenie OBWE - wynika z raportu PISM opublikowanego 6 czerwca. Mamy więc do czynienia z dwiema tendencjami. Czy dane te należy uznać za niepokojące? Dr Marcin Terlikowski, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych: - Zdecydowanie te dane są niepokojące, bo pokazują, że tak naprawdę w Europie mamy sytuację, w której jedno z państw, i to mocarstwo jądrowe, którym Rosja jest, inwestuje w swoje siły zbrojne, modernizuje je, zwiększa ich gotowość, robiąc to pod kątem możliwości użycia siły w jakimś scenariuszu właśnie w Europie. Jednocześnie najsilniejsze kraje zachodnioeuropejskie i Stany Zjednoczone przez ostatnie 10 lat robiły coś zupełnie przeciwnego - ograniczały liczebność sił zbrojnych, wycofywały wiele rodzajów uzbrojenia, ograniczały budżety wojskowe. Oczywiście była to reakcja na kryzys finansowy - konieczne były oszczędności w budżetach, cięto więc wydatki obronne. Niemniej jednak w trakcie tych cięć sumaryczna zdolność wojskowa najsilniejszych krajów zachodnioeuropejskich oraz USA, a zwłaszcza obecność wojskowa USA w Europie malała, podczas gdy Rosjanie się unowocześniali i szli w innym kierunku. Mamy się czego bać? - Mamy do czynienia z sytuacją zachwiania równowagi, która może zachęcać Rosję do prób testowania Sojuszu Północnoatlantyckiego. Na pewno ta sytuacja przełożyła się na łatwość, z którą Rosja zaanektowała Krym i wywołała konflikt na wschodniej Ukrainie. Jak wynika z dokumentu PISM, w Rosji w 2016 roku niemal podwojono wydatki na obronność - z 38 mld do 70 mld dolarów, co odpowiada 3,4 proc. PKB oraz 5,3 proc. PKB. Na pozostałych państwach wyraźnie odbił się kryzys finansowy i konieczność wprowadzenia oszczędności. Obecne wydatki Polski są wystarczające? - Polska wyróżnia się wśród krajów NATO, bo od 2001 r. wydawała 1,95 proc. PKB, a od dwóch lat wydaje 2 proc. PKB, formalnie więc spełniamy polityczne zobowiązanie podjęte w NATO. Środki te są zablokowanie - zgodnie z ustawą nie można przeznaczyć mniej niż 2 proc. PKB na obronność, także jest to zapewniona kwota, która pozwala planować modernizację sił zbrojnych na wiele lat do przodu. Jeśli jednak chcemy modernizować wojsko, kupować najnowocześniejsze uzbrojenie, a jednocześnie budujemy Wojska Obrony Terytorialnej, to na to potrzeba większego finansowania. Plany są takie, by Polska wydawała nawet 2,5 proc. PKB na obronność. To jest prawdopodobnie ten poziom, który jest wymagany, by wszystkie plany modernizacji technicznej i budowy WOT po prostu sfinansować. W badanym okresie wszystkie analizowane kraje zwiększyły liczbę, skalę i stopień złożoności ćwiczeń. Ale te ćwiczenia były zupełnie inne, jeśli chodzi o Francję, Niemcy, Włochy, Wielką Brytanię i USA, a inne w przypadku Rosji. Na co warto zwrócić tutaj szczególną uwagę? - Do 2013 roku kraje NATO ćwiczyły tylko w zasadzie misje zarządzania kryzysowego, czyli tego rodzaju operacje, jaka była prowadzona w Afganistanie. Ćwiczono wymuszanie pokoju poprzez eliminację grup partyzanckich, terrorystycznych oraz misje, jak te, które UE organizowała w Afryce, gdzie przeciwko europejskim żołnierzom wyposażonym w całą zaawansowaną technikę wojskową, stawał przeciwnik znacznie słabszy, ale często stosujący partyzanckie czy terrorystyczne metody. Dopiero w 2013 roku po raz pierwszy odbyło się ćwiczenie, które miało symulować obronę granic NATO. Po 2014 roku, po wybuchu wojny na wschodniej Ukrainie, NATO wróciło do tego rodzaju ćwiczeń, ale to jest proces, który jeszcze potrwa - dopiero kolejne manewry będą organizowane głównie z myślą o ćwiczeniu obrony granic NATO, obrony terytorialnej. Tymczasem Rosja już od 2007 r. ćwiczyła działania w Europie - nie przeciwko partyzantom czy organizacjom terrorystycznym, chociaż tak je w swoich ćwiczeniach je oficjalnie nazywała. W praktyce Rosja ćwiczyła walkę z siłami NATO, zajmowanie, odbijanie terytorium państw, a nawet użycie broni jądrowej, na co wskazuje wiele analiz. To są zupełnie inne światy. Czym innym jest operacja stabilizacyjna, pokojowa w Afryce czy Afganistanie, oczywiście niezależnie od tego, że niebezpieczna i bardzo kosztowna, a czym innym jest konwencjonalny konflikt, gdzie chodzi o obronę terytorium. NATO przygotowywało się przez 10 lat do operacji pierwszego typu, poza obszarem europejskim. Rosja - do operacji drugiego typu. Rezultat jest jasny: Rosja jest przygotowana, wojsko jest przećwiczone do tego typu działań, zwłaszcza, że wprowadziła przećwiczone scenariusze w życie na Ukrainie. Natomiast NATO dopiero musi odrobić lekcję i przypomnieć sobie, jak broni się terytorium i granic. Tym bardziej, że w przypadku Rosji były to również nagłe, niezapowiedziane ćwiczenia. Mało tego: angażujące o wiele więcej żołnierzy, bo aż około 155 tys. Druga strona była w stanie zaangażować maksymalnie 36 tys. żołnierzy... - Tak, tak - i to były jedyne takie duże ćwiczenia po stronie NATO. ... a z reguły były to liczby poniżej 13 tysięcy żołnierzy. - To jest typowe dla tego rodzaju misji stabilizacyjnych, pokojowych - one nie wymagają wielkich sił, natomiast Rosjanie ćwiczą z myślą o konfliktach klasycznych, międzypaństwowych, o konflikcie z NATO. Ćwiczyli po pierwsze dużą liczbą żołnierzy, bo taką się w podobnych scenariuszach konfliktów wykorzystuje, a po drugie ćwiczyli również w sposób niezapowiedziany, sprawdzając zdolność do wojsk do bardzo szybkiej mobilizacji, w ciągu kilkudziesięciu godzin. To znowu jest charakterystyczne dla tego typu konfliktów w Europie. Jeżeli mamy do czynienia z sytuacją taką, jak misja w Afganistanie, to jej uruchomienie trwa miesiące. Najpierw są polityczne uzgodnienia, proces przygotowywania, czyli generacji sił, a więc i ćwiczenia są rozciągane w czasie. Nie wymaga się od jednostek błyskawicznej gotowości, by w ciągu kilku dni pojechały do Afryki wymuszać przestrzeganie pokoju. Do tego trzeba mandatu Rady Bezpieczeństwa, albo umowy z danym krajem, gdzie jest prośba o użycie sił w celu zapewnienia bezpieczeństwa, jak to jest chociażby w Mali czy RŚA, więc nie były potrzebne takie niezapowiedziane ćwiczenia. Z drugiej strony, jeśli Rosja chce sprawdzić gotowość do konfliktu z NATO, to musi ćwiczyć w ten sposób, że jednostki otrzymują informację w ostatniej chwili. Muszą się szybko zmobilizować, spakować, przygotować sprzęt do transportu i przenieść się w rejon ćwiczeń. OBWE - organizacja, która została założona po to, by zapobiegać powstawaniu konfliktów w Europie - nie radzi sobie najlepiej. To jedna z konkluzji raportu PISM. Narzędzia, jakimi się posługuje OBWE, nie sprawdzają się. Czego zatem brakuje? - Wielu instrumentów - prawnych i politycznych porozumień, które służą budowie stabilności i przewidywalności, jest omijanych przez Rosję, lub też zostały one po prostu przez Rosję wypowiedziane, np. traktat o konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie (CFE), który przewidywał np. wzajemne wizyty wojskowych ekspertów w celu sprawdzenia, jakie uzbrojenie jest zmagazynowane w ich jednostkach wojskowych na terenach przygranicznych. To był mechanizm, który pozwalał państwom zachodnim widzieć, co robi Rosja i naocznie, namacalnie to sprawdzić poprzez wizyty w bazach. Rosjanie mogli natomiast oglądać bazy NATO-wskie. Zawiesili jednak ten traktat, więc trudno jest weryfikować, jakie uzbrojenie i w jakim stopniu gotowości są jednostki przy granicach NATO z Rosją. To jeden z przykładów problemów - takich instrumentów jest znacznie więcej. OBWE cierpi na kryzys polityczny, a nie brak narzędzi do budowy bezpieczeństwa w Europie.