O zalążkach zbrodni przeciw ludzkości i o roli mediów w ich pielęgnowaniu opowiadają pracownicy MIGS - kanadyjskiego instytutu, zajmującego się monitorowaniem prasy i śledzeniem informacji, które mogą stać się początkiem niebezpiecznych konfliktów, a w skrajnych przypadkach prowadzić do unicestwienia mniejszości. *** Ewelina Karpińska-Morek, Interia: Monitorujecie media pod kątem komunikatów, które łamią prawa człowieka, a w najgorszych sytuacjach przygotowują grunt pod ludobójstwo. Jakiego typu informacje budzą w was niepokój? Kyle Matthews, dyrektor Montreal Institute for Genocide and Human Rights: - Śledzimy między innymi media społecznościowe, szukamy wszelkich śladów mowy nienawiści wśród politycznych przywódców, przejawów demonizowania mniejszości - nazywania ich członków na przykład karaluchami, pozbawiania cech ludzkich i używania tego do celów politycznych. Liczy się także kontekst - bierzemy pod uwagę, czy państwo jest podatne na tego typu nadużycia, czy jest w stanie wojny, czy w historii pojawiały się takie przypadki, jakie są relacje polityczne między poszczególnymi grupami kulturowymi. A media tradycyjne? Marie Lamensch, Montreal Institute for Genocide and Human Rights:: - I podobnie monitorujemy media tradycyjne. Zaczynaliśmy od przeglądania prasy drukowanej w państwach znajdujących się w stanie konfliktu, w których istniało ryzyko prześladowania mniejszości, a nawet wystąpienia zbrodni masowych czy ludobójstwa. Ten rodzaj mowy nienawiści, który widzimy dzisiaj w mediach społecznościowych, odzwierciedla to, co można było wcześniej dostrzec w mediach tradycyjnych, kontrolowanych przez rząd, np. w Rwandzie. Zimbabwe również było ciekawym przypadkiem - można było dostrzec gigantyczne różnice i sposób, w jaki strony demonizowały się nawzajem w gazecie pro- i antyrządowej. W jakich państwach w ciągu ostatnich pięciu lat zauważyliście niepokojące informacje, wskazujące na ryzyko wystąpienia zbrodni o charakterze masowym? KM: - Po pierwsze w Birmie, w przypadku mniejszości muzułmańskiej Rohingja. Te informacje bardzo nas niepokoją. Ale również w Sudanie Południowym - od czasu proklamowania niepodległości i wojny domowej - jest coraz więcej walk i przemocy między poszczególnymi plemionami. ML: - A także w Republice Środkowoafrykańskiej... Terroryzm też leży w obszarze zainteresowań badawczych MIGS? KM: - Tak. W ciągu ostatnich kilku lat zauważyliśmy istotną zmianę - wiele aktów przemocy i masowych okrucieństw jest popełnianych przez zupełnie inne podmioty, np. grupy terrorystyczne takie jak Boko Haram, Al Shabab czy ISIS w Iraku i Syrii. Monitorujemy - w ramach cyfrowej platformy przeciwdziałania okrucieństwom - jak "sprawcy" wykorzystują media społecznościowe do rozprzestrzeniania informacji, promowania przemocy, a także organizowania i planowania ataków. Ten problem jest coraz poważniejszy. ML: - Kilka lat temu, kiedy rozpoczął się konflikt w Syrii, mieliśmy kilku syryjskich obserwatorów odpowiedzialnych za sprawdzanie mediów. Ale teraz stało się to praktycznie niemożliwe. Obserwujemy również w social mediach, co dzieje się w samej Kanadzie czy Europie... Dobrze, trafiacie na takie niepokojące, podejrzane informacje w sieci. Co z tym dalej robicie? KM: - Podejmujemy różne działania. Staramy się zaangażować media, by ostrzegały i uświadamiały władze i opinię publiczną. Jesteśmy partnerami Ponadpartyjnej Grupy Parlamentarnej ds. Zapobiegania Ludobójstwu i Innym Zbrodniom Przeciwko Ludzkości, więc dzielimy się z tym organem informacjami, angażujemy rządy innych państw, współpracujemy z ONZ. Kontaktujemy się z wieloma różnymi organizacjami - również na poziomie państwowym. Próbujemy zmobilizować je do działania. ML: - Zaczęliśmy współpracować nie tylko z kanadyjskimi politykami, ale także parlamentarzystami z całego świata - w tym z Wielkiej Brytanii czy Niemiec. Ile osób w MIGS monitoruje media? Pytam, bo mówicie o dość szerokim zakresie waszych działań. KM: - Jesteśmy małym zespołem, który liczy 5-6 osób, ale mamy też armię studentów, którzy śledzą, co się dzieje w mediach. Praca przy monitorowaniu tak szerokiego wachlarza mediów jest przytłaczająca, dlatego musimy pomyśleć nad specjalnym programem, który umożliwiłby nam szybszą pracę i głębszą analizę danych. Robiliśmy tego typu projekty w przeszłości. Próbujemy działać lepiej, bazując jednak na tych samych zasobach. W których krajach zauważacie największą podatność społeczeństwa na informacje propagandowe? KM: - Wszędzie tam, gdzie polaryzują się poglądy, na wczesnym etapie wojny domowej. Na przykład w Republice Środkowoafrykańskiej, Sudanie Południowym - tam, gdzie mamy do czynienia z coraz szerszą działalnością grup terrorystycznych. Ale obserwujemy podatny grunt również w Europie, Ameryce Północnej, na Bliskim Wschodzie, Filipinach, jak i Indonezji. Powiedziałbym, że nie ma osób odpornych na propagandę. Ekstremiści przenieśli się już ze swoimi działaniami w całości do obszaru mediów społecznościowych? KM: - W przeszłości, kiedy mieliśmy do czynienia z Al Kaidą czy Bin Ladenem materiały wideo były dostarczane na grzbietach osłów do radiostacji w Pakistanie. Teraz grupy terrorystyczne mają do dyspozycji całe media społecznościowe (...). W mediach można więc znaleźć informację, jak używać samochodu, aby zabić ludzi, jak zbudować kamizelkę samobójczą. To naprawdę poważny problem i rządzący powinni się przebudzić, zastanowić, jak odpowiadać na tego typu aktywności i jak je powstrzymać. ML: - I nie chodzi tylko o ekstremizm. Media społecznościowe dają każdemu przestrzeń do robienia, co mu się tylko podoba. Można się ukrywać pod jakimś logo na przykład. Oczywiście to nie jest ekstremizm, ale z pewnością działanie niezwykle niebezpieczne. To właśnie dlatego ludzie są podatni na radykalizację, rozprowadzanie fałszywych informacji czy sianie propagandy. Mówiliśmy na początku o Rwandzie. Kiedy w 1994 roku doszło tam do masakry, MIGS już istniał? KM: - Tak Jakie działania wówczas podjęto? ML: - Ja miałam 10 lat... Na rok przed dokonaniem ludobójstwa rwandyjskie media - zarówno gazety, jak i radio - demonizowały i odzierały z człowieczeństwa Tutsi. I to był oczywisty zwiastun tego, co miało się wydarzyć, ponieważ ludobójstwo jest zawsze zaplanowane, zorganizowane. Media odgrywają tu bardzo istotną rolę. KM: - A ja byłem na studiach. Wiedziałem, co się wtedy działo w Rwandzie. Ludobójstwo nie zaczyna się od działania, ale od słów, od zatruwania ludziom umysłów, mówienia, co jest dla nich niebezpieczne. Wynieśliśmy z tego lekcję, gdy lokalne władze, wiedząc, co się dzieje, posługiwały się mową nienawiści w radiu. Demonizowano ludność Tutsi i nikt wówczas nie zareagował. (Poniżej transkrypcja wywiadu z premierem Rwandy z 14 kwietnia 1994 roku. Masakra osób pochodzenia Tutsi zaczęła się 6 kwietnia 1994 roku) - Teraz staramy się oddziaływać na politycznych liderów, by mogli reagować wcześniej. Taki sukces odnieśliśmy w 2007 roku podczas wyborów w Kenii. Oczywiście, dochodziło do aktów przemocy, ale jednocześnie wywierana była presja, by powstrzymać polityków od posługiwania się - będącą często punktem zapalnym - mową nienawiści w stacjach radiowych. Staraliśmy się temu sprzeciwiać i będziemy to realizować również w 2017 roku podczas wyborów prezydenckich w Kenii. Czy badacie również elementy wojny informacyjnej prowadzonej przez Rosję? KM: - W jakimś zakresie tak, głównie przyglądaliśmy się informacjom związanym z kryzysem ukraińskim oraz próbom wywierania wpływu na wyniki wyborów. Moglibyśmy się tym szerzej zajmować, ale nie leży do w kręgu naszych podstawowych zainteresowań. Zajęliśmy się natomiast Syrią i wykorzystywaniem prawdy jako broni. Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że trzeba się poważnie zająć tym tematem. W przypadku Krymu, Ukrainy w ogóle, zarządzanie informacją stało się podstawowym narzędziem. Rosyjskie społeczeństwo zostało przygotowane do konfliktu.KM: - Tam, gdzie zamyka się niezależne media i rząd przejmuje kontrolę nad narracją i rozprowadzaniem informacji, tam, gdzie serwuje się obywatelom tylko jedną wersję zdarzeń, ludzie nie mają możliwości myśleć krytycznie. Karmienie ludzi jednostronnymi informacjami, brak równowagi, to dobry sposób na przygotowanie społeczeństwa do konfliktu. Ewelina Karpińska-Morek, Bonn *** Rozmowa z przedstawicielami MIGS została przeprowadzona podczas Global Media Forum. GMF to organizowana przez Deutsche Welle międzynarodowa konferencja, podczas której dziennikarze, politycy, aktywiści reprezentujący różne organizacje dyskutują na temat problemów, z jakimi mierzą się media.