Najwyższa Izba Kontroli opublikowała dziś raport z którego wynika, że podejmowane w przypadku zaginięć procedury bywają niedokładne. Kontrolerzy zwracają też uwagę na brak przeszkoleń policjantów, co przekłada się na opóźnienia w prowadzonych poszukiwaniach. W ocenie Aleksandra Zabłockiego, sporządzony dokument wskazuje na kilka nieprawidłowości, które w dużej mierze wynikają z błędów popełnianych przez człowieka. - To nie jest tak, że policja jest nieprzygotowana. Mamy w Polsce system poszukiwań, który funkcjonuje i jest odpowiednio uregulowany. Jednocześnie należy zaznaczyć, że są pewne strukturalne kwestie, które wymagają poprawy i to w tym raporcie zostało uwypuklone - podkreśla. "Konieczny obowiązek informacji" Zabłocki - podobnie jak kontrolerzy NIK - wskazuje, że konieczne jest wprowadzenie obowiązku informacji w odniesieniu do placówek medycznych. - Obecnie nie zawsze jest tak, że jak do szpitala trafi osoba o nieustalonej tożsamości, to ta informacja zostanie przekazana policji, a tylko w ten sposób może zostać wpisana do odpowiedniej bazy i porównana z innymi zaginionymi - wyjaśnia. Ekspert odniósł się też do postulatu NIK dotyczących szkoleń. - One są bardzo ważne, ale na to potrzeba też czasu. Zintensyfikowanie działań policji pod kątem zaginięć trwa od kilku lat i z każdym rokiem jest pod tym względem coraz lepiej. Raport został wykonany w czasie, gdy szkolenia trwają, a zmiany są wprowadzane - podkreśla. Zdaniem Zabłockiego, niewłaściwa kwalifikacja osób zaginionych, na którą wskazują kontrolerzy, jest przede wszystkim efektem błędów jednostki. - Powodem może być też niedokładne przyjrzenie się sprawie przez policjanta, jak i niedostarczenie optymalnej ilości informacji przez rodzinę - wyjaśnia. - Na pewno lepiej zakwalifikować osobę z drugiej kategorii do pierwszej niż odwrotnie, gdyż na tym etapie wszystko można jeszcze załatwić. Natomiast do pierwszej kategorii trafiają osoby, które są naprawdę zagrożone i w ich przypadku działania powinny zostać podjęte bezzwłocznie. Od tego zależy, czy daną osobę odnajdziemy żywą, czy martwą - argumentuje. Zaniedbania ws. głośnego zaginięcia Iwony Wieczorek NIK zwraca uwaga, że przykładem ewidentnego przypisania zaginionego do błędnej kategorii jest głośna sprawa Iwony Wieczorek z Sopotu. Nadanie drugiej kategorii zamiast pierwszej bezpośrednio przełożyło się na termin przeprowadzonych działań poszukiwawczych. Kontrolerzy zaznaczają, że zbyt późno przeszukano teren ostatniego miejsca pobytu zaginionej. Ponadto nieodpowiednio wcześnie użyto też psów przeszkolonych do odnajdywania zwłok, jak i spóźniono się ze sprawdzeniem szpitali, czy noclegowni. Co więcej, nie zarejestrowano także w ewidencji fotografii zaginionej, a komunikaty w mediach pojawiły się dopiero po kilku dniach. Pokutują błędne założenia Zabłocki zaznacza, że w takich przypadkach pokutują błędne założenia dotyczące tego, co stało się z zaginioną osobą. - Zdarza się, że ktoś zgłasza zaginięcie, a policjant przyjmuje jakąś wersję i myśli, że ta osoba się odnajdzie. Takie działanie jest z reguły błędne - argumentuje. - Należy wykonać wszystkie procedury pozwalające daną osobę odnaleźć. Zakładanie z góry, że ktoś się odnajdzie, bo na przykład poszedł na imprezę i zaraz wróci, bywa zgubne i fatalne w skutkach. Tracimy wówczas jakieś kilkadziesiąt godzin, podczas których moglibyśmy podjąć odpowiednie kroki - przestrzega. "Nie zatajajmy informacji" Zabłocki podkreśla, że wiele zależy także od bliskich, którzy powinni przedstawić możliwie najbardziej kompletne informacje o zaginionym. - Rodziny osób zaginionych często pomijają albo wstydzą się z różnych powodów przekazać informacje, które są z punktu widzenia prowadzonych działań bardzo ważne i mają bezpośredni wpływ na kwalifikację do odpowiedniej kategorii. Im więcej zbierzemy informacji, tym łatwiej będzie nam dobrać narzędzia poszukiwawcze - wyjaśnia. Dodaje też, że bliscy najczęściej pomijają dane dotyczące chorób i problemu alkoholowego. Ekspert zaznacza, że wpływ na efekt poszukiwań mają też doświadczenia policjantów odnośnie osób zaginionych. - W jednych miejscach ginie kilka osób rocznie, a w innych kilkadziesiąt. Oczywiście, zdarzają się też sytuacje, które wskazują na brak chęci do działania - wyjaśnia. Świadomość problemu cały czas wzrasta W opinii Zabłockiego, jesteśmy świadkami zmian w świadomości. - W ciągu ostatnich lat policja bardzo się rozwinęła, jeśli chodzi o poszukiwania. Zmieniło się samo podejście do problemu jak i narzędzia, którymi dysponują funkcjonariusze. One są dużo wydajniejsze - akcentuje. Ewoluuje też stosunek do problemu wszystkich Polaków. - Ludzie częściej i szybciej informują o zaginięciach i proszą o pomoc. Nie zwlekają ze zgłoszeniem, bo twierdzenie, że należy czekać z tym 48 godzin, jest błędne - tłumaczy. - Wszystko zmierza w dobrym kierunku, potrzebna jest jednak odpowiednia edukacja, szkolenia, czas i pieniądze zaangażowanych osób, żeby wszystko zadziałało tak, jak trzeba - podsumowuje.