Amerykański prezydent elekt jeszcze zanim odniósł spektakularne zwycięstwo w wyścigu z Hillary Clinton naraził się międzynarodowej opinii publicznej swoimi mało przyjaznymi, by nie określić ich wprost wrogimi i wskazującymi na asertywność w działaniach wypowiedziami. W Europie, zwłaszcza tej Środkowo-Wschodniej, największe obawy wzbudziły komunikaty wygłaszane w kontekście formuły dalszej współpracy w ramach Paktu Północnoatlantyckiego. <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-donald-trump,gsbi,16" title="Donald Trump" target="_blank">Donald Trump</a> nigdy nie krył, że opowiada się za wyraźnym ograniczeniem roli Stanów Zjednoczonych jako lidera w działaniach Sojuszu. Zwrot w retoryce Donalda Trumpa? W swoim pierwszym expose, wygłoszonym tuż po ogłoszeniu ostatecznych wyników wyborów prezydenckich, wcześniejszy ostry ton wypowiedzi jednak nieco złagodził. W apelu skierowanym do społeczności międzynarodowej jednoznacznie i wyraźnie dał do zrozumienia, że priorytetem dla niego będzie zawsze interes Stanów Zjednoczonych, ale w kontaktach z pozostałymi krajami obowiązywać będzie reguła sprawiedliwości oraz dążność do wypracowania partnerstwa, a nie poszukiwanie konfliktu. W opinii wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego Ryszarda Czarneckiego właśnie z tą ostatnią deklaracją nowego amerykańskiego prezydenta należy wiązać duże nadzieje na przyszłość. - Uważam, że żadnego tąpnięcia ani rewolucji w amerykańskiej polityce zagranicznej nie będzie, a jeśli nawet jakieś zmiany nastąpią, to nie będą one dotyczyły ani NATO, ani Europy Wschodniej. Świadczy o tym pierwsze wystąpienie prezydenta elekta - argumentuje. "Nie sądzę, by Trump był architektem zmiany w relacjach z NATO" Zdaniem Ryszarda Czarneckiego wcześniejsze wypowiedzi Donalda Trumpa należy bardziej wiązać z bieżącą sytuacją. - Nie sądzę, żeby Trump był architektem zmiany w relacjach z NATO, poprzez swoje wypowiedzi chciał po prostu dać do zrozumienia, żeby europejscy członkowie Paktu też sięgnęli do portfeli - wyjaśnia. Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego zaleca także, żeby w kontekście amerykańskiej polityki nie myśleć ani mitami, ani stereotypami. - To, co mówią politycy amerykańscy w trakcie trwania kampanii wyborczej, nie ma przełożenia na rzeczywistość - wskazuje. "Nowy prezydent całkiem samodzielnie polityki robić nie będzie" Przeciwko negatywnym scenariuszom kreślonym na przyszłość w kontekście polityki międzynarodowej przemawia także fakt, że w przypadku tej ostatniej w Stanach Zjednoczonej większą rolę odgrywa Kongres niż sam amerykański prezydent. Reset w relacjach z Moskwą? "To Hillary Clinton była jego twarzą" - Kongres pełni w USA funkcję podmiotu i odgrywa znacznie większą rolę niż parlamenty w krajach Unii Europejskiej, zatem całkiem samodzielnie Donald Trump polityki międzynarodowej "robić" nie będzie. Nie można też zapomnieć o wpływie różnego rodzaju doradców, czyli całej jego administracji - zaznacza. Niemało zamieszania - zwłaszcza wśród krajów Europy Środkowo-Wschodniej - wywołały również wyraźne sygnały sympatii wysyłane przez Donalda Trumpa w kierunku Moskwy i samego gospodarza Kremla, Władimira Putina. W ocenie Ryszarda Czarneckiego i w tym kontekście strach nie uzyskuje odzwierciedlenia w rzeczywistości. - W przypadku Donalda Trumpa raczej nie ma mowy o resecie z Moskwą, on ma tylko prorosyjskie wypowiedzi. Twarzą tego resetu była raczej Hillary Clinton, która za czasów rządów Baracka Obamy, w zasadzie go dokonała - zaznacza wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego. "Nie można wykluczyć ponownego referendum ws. Brexitu" <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-ryszard-czarnecki,gsbi,2613" title="Ryszard Czarnecki" target="_blank">Ryszard Czarnecki</a> odniósł się również do decyzji brytyjskiego Wysokiego Trybunału High Court w sprawie koniecznej zgody obu izb parlamentu na wdrożenie art. 50. W jego ocenie w praktyce będzie się to wiązać z opóźnieniem negocjacji w sprawie Brexitu. - Niedługo po ogłoszeniu wyników referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej stwierdziłem, że to wcale nie musi być decyzja ostateczna i nie można wykluczyć kolejnej próby przeprowadzenia referendum i osiągnięcia rozwiązania w drodze plebiscytu - wyjaśnia. "Nie można pozwolić na schizofrenię w relacjach z Londynem" Eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości przypomniał, że opowiada się przeciwko opuszczeniu Unii przez Wielką Brytanię. - Jestem zwolennikiem jej pozostania we Wspólnocie, choćby dlatego, że jest to najbardziej trzeźwy kraj w ocenie relacji z Moskwą. Jest w tym względzie znacznie bardziej krytyczny niż Paryż czy Berlin - przekonuje. Jednocześnie zaznacza, że w relacjach z Londynem nie wolno dać przyzwolenia na swojego rodzaju schizofrenię. - Nie wolno pozwolić na to, żeby Wielka Brytania tylko korzystała z przywilejów wynikających z przynależności do Unii europejskiej, a jednocześnie nie wypełniała z tego tytułu żadnych obowiązków - argumentuje. Przypomnijmy, że wyrokiem Wysokiego Trybunału zawiedziona jest brytyjska premier. Zgodnie z przyjętymi planami Theresa May nie zamierzała zwracać się do Izby Gmin i Izby Lordów. Swoje stanowisko argumentowała tym, że czerwcowe referendum w sprawie Brexitu i obowiązujące prerogatywy ministerialne stanowią wystarczającą podstawę do podjęcia działania. "Współpraca z Wyszehradem służy budowaniu wielkości Polski" W kontekście przynależności Polski do Unii Europejskiej i podejmowanych w tej sferze działań Ryszard Czarnecki zaznaczył, że w interesie Warszawy jest bycie aktywnym członkiem, a nasza pozycja we Wspólnocie zależy bezpośrednio od naszej pozycji w regionie. - Pogłębianie relacji z krajami grupy Wyszehradzkiej czy krajami bałkańskimi służy budowaniu wielkości Polski - tłumaczy. Jednocześnie zaznacza, że w pewnych sprawach należy postawić przysłowiową kropkę na "i". Do tych działań zaliczył między innymi ubieganie się Polski o członkostwo w radzie Organizacji Narodów Zjednoczonych. "Należy wykonać gest skierowany w stronę Bułgarów" - W mojej ocenie należy zawrzeć sojusz z Sofią i podzielić się rolą członka w radzie ONZ. Wykonanie takiego gestu skierowanego w stronę Bułgarów z pewnością się opłaca - przekonuje wiceprzewodniczący parlamentu Europejskiego. Polska chce zająć jeden z 10 foteli przygotowanych dla tzw. niestałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ w latach 2018-2020. Motto naszej kampanii brzmi: "Solidarność, odpowiedzialność, zaangażowanie". Kroki w tej sprawie podjęli już między innymi prezydent Andrzej Duda i szef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski. Podczas sesji ONZ w Nowym Jorku spotkali się z przedstawicielami 20 państw i skierowali swoją prośbę o poparcie. Czytaj nasze korespondencje z Nowego Jorku: <a href="https://wydarzenia.interia.pl/raporty/raport-usa-wybory2016/nasze-relacje/news-prezydent-trump-czyli-macie-wszyscy-za-swoje,nId,2303749" target="_blank">Prezydent Trump, czyli macie wszyscy za swoje</a> <a href="https://wydarzenia.interia.pl/raporty/raport-usa-wybory2016/nasze-relacje/news-nowy-jork-dzien-po,nId,2303845" target="_blank">Jak nowojorczycy zareagowali na wygraną Trumpa?</a> <a href="https://wydarzenia.interia.pl/raporty/raport-usa-wybory2016/nasze-relacje/news-the-donald-sie-nie-przechadza,nId,2299129" target="_blank">Dr. Jekyll czy Mr. Hyde? Nieznane oblicze Donalda Trumpa</a> <a href="https://wydarzenia.interia.pl/raporty/raport-usa-wybory2016/nasze-relacje/news-usa-a-jak-sie-miewa-stolica,nId,2304563" target="_blank">Protesty w Waszyngtonie. Karierowicze chcą zaczepić się u Trumpa</a>