Zarzewiem sporu okazały się dwa listy, które zwierzchnik sił zbrojnych napisał do szefa MON. W jednym z nich prezydent wskazał, że oczekuje wyczerpującej informacji na temat tworzenia wielonarodowego dowództwa dywizji w Elblągu. W drugim domagał się "niezwłocznego podjęcia stosownych działań" w związku z brakiem obsady ataszatów wojskowych w kluczowych państwach sojuszniczych, m.in. USA i Wielkiej Brytanii. Już wiadomo, że odsłon potencjalnego konfliktu może być więcej, bo prezydent Andrzej Duda mówi wprost, że odpowiedź ministra Antoniego Macierewicza go nie satysfakcjonuje i tym samym nosi się z zamiarem kontynuowania korespondencji. Na przyszły tydzień zaplanowano też spotkanie w Pałacu Prezydenckim. Brak przepływu informacji Były szef Biura Bezpieczeństwa Obrony Narodowej zwraca uwagę, że korespondencja głowy państwa z ministrem Antonim Macierewiczem jest przede wszystkim dowodem braku dobrej komunikacji pomiędzy ośrodkiem prezydenckim a MON. - Wbrew temu, co twierdzi rzecznik prezydenta Marek Magierowski, te kontakty jednak nie są głębokie i merytoryczne. Dobrego przepływu informacji nie ma także pomiędzy resortem obrony a Biurem Bezpieczeństwa Narodowego - argumentuje gen. Stanisław Koziej. - Potwierdzeniem tej tezy może być fakt, że w liście prezydent Duda pyta o obsadę ataszatów, a minister obrony twierdzi, że jeszcze zanim prezydent skierował swoje zapytanie, oni już zostali wyznaczeni. Można zatem wnioskować, że wymiany informacji albo brakuje, albo wręcz nie ma - dodaje. Nie bez znaczenia jest także sama treść listu. - Dotyczy ataszatów, czyli spraw leżących na skrzyżowaniu dyplomacji i obronności. Skoro prezydent pyta o kwestie zagraniczne, to może być to dowodem na to, że sami sojusznicy wysyłają jakieś sygnały. Zaniepokojeni mogą być zwłaszcza Amerykanie - argumentuje nasz rozmówca. Niepokój obozu władzy Jednocześnie nie wyklucza, że korespondencja prezydenta z szefem MON może być też oznaką zaniepokojenia obozu rządzącego sposobem kierowania siłami zbrojnymi. - Zastanawiać może sam fakt, że prezydent, który w zasadzie cały czas w relacjach z ministrem obrony wykazuje bierną postawę, czy - jak mówią niektórzy - wręcz abdykował z funkcji zwierzchnika sił zbrojnych, nie podejmuje żadnych działań o charakterze strategicznym, kadrowym, czy w sferze koncepcji organizacyjnych i operacyjnych, nagle decyduje się na interwencję - punktuje generał Koziej. - Można przypuszczać, że wystąpienie prezydenta Dudy jest oznaką zaniepokojenia obozu władzy sposobem kierowania siłami zbrojnymi, czyli tymi różnymi wydarzeniami, z którymi mieliśmy ostatnio do czynienia: falą odejść generałów, reformą systemu dowodzenia, czy wdrażaniem systemu wojsk obrony terytorialnej. Być może rządzący zrozumieli, że Polacy coraz mniej rozumieją podejmowane działania, a prezydent jest najwłaściwszym instrumentem, żeby ministrowi obrony zasygnalizować, że coś trzeba byłoby zmienić - precyzuje. "Fakt kompromitujący dla prezydenta" W ocenie generała Kozieja, staliśmy świadkami sporu wewnątrz obozu rządzącego, któremu początek dały medialne przecieki, co koniec końców może stawiać w złym świetle samego prezydenta. - Bardzo źle się stało, że te dwa ośrodki - prezydencki i ministerialny - prowadzą komunikację czy dyskusję poprzez przecieki. Tego typu działaniem była zarówno informacja o listach prezydenta, jak i ta dotycząca treści odpowiedzi szefa MON - wskazuje nasz rozmówca. - Fakt, że szefowie ataszatów zostali wyznaczeni, zanim prezydent o to zapytał, może być dla głowy państwa kompromitujący i pewnie nieprzypadkowo MON w sposób świadomy ten wątek do mediów wypuściło - zaznacza. Generał Koziej ubolewa nad tym, że wojsko zostało użyte do skalkulowanej na zimno gry. - Bardzo źle się stało, że akurat sprawy obrony państwa stały się przedmiotem partyjnych gier, a to co dzieje się w armii zostało wykorzystane do walki z opozycją i z poprzednim rządem. To - moim zdaniem - najbardziej gorzki wniosek z wymiany listów pomiędzy prezydentem Andrzejem Dudą, a ministrem Antonim Macierewiczem - przekonuje. "Prezydent może zwracać uwagę szefowi MON" Dopytywany, czy interwencja może okazać się działaniem spóźnionym, wskazuje na szereg wciąż nierozwiązanych problemów. - Listy prezydenta Dudy nie dotyczą kluczowych kwestii, czyli na przykład tego, że Polska wciąż nie ma strategii obronnej. Obowiązuje ta wprowadzona jeszcze przez poprzedniego prezydenta, której obóz rządzący nie uznaje, a jednocześnie nie zaproponował swojej. To jest główny problem, którym prezydent powinien się zająć. Fakt, że zainteresował się taką wycinkową sprawą na styku z sojusznikami, świadczy o tym, że decyzja, żeby interweniować, nie jest samoistna - uzasadnia Koziej. Jednocześnie podkreśla, że działania głowy państwa są jak najbardziej pożądane. - Prezydent jest najwłaściwszą osobą do rozwiązywania tego typu problemów i może zwracać uwagę szefowi MON w sposób formalny. Oczywiście mogłaby to zrobić także pani premier, ale jak widać albo jest nieskuteczna w mitygowaniu, albo nie chce tego robić, zatem postanowiono uruchomić w tej roli głowę państwa - argumentuje. Czy interwencja prezydenta Andrzej Dudy przyniesie wymierne rezultaty? - Bardzo w to wątpię, choćby z dwóch powodów. Przede wszystkim nawet szef partii nie jest w stanie wymusić na ministrze Macierewiczu egzekucji decyzji dotyczącej pana Bartłomieja Misiewicza. Ponadto odpowiedzi ministra obrony narodowej na listy prezydenta świadczą o tym, że nie ma zamiaru za bardzo przejmować się tego typu sygnałami - zaznacza nasz rozmówca i wskazuje, że wszystko jest teraz w rękach prezesa Kaczyńskiego. - Prezes PiS jednoosobowo sprawuje władzę nie tylko w partii, ale i w państwie, i ma do tego odpowiednie instrumenty. W zasięgu jego ręki są wszystkie struktury, zatem ma duże możliwości podejmowania decyzji i egzekwowania ich realizacji. Jeśli tylko ze strony lidera pojawi się chęć wypracowania kompromisu, z pewnością uda się do niego niego doprowadzić - wskazuje gen Koziej. Dwa listy, czyli jak rozpętała się burza Prezydent Andrzej Duda skierował do ministra obrony narodowej dwa listy. W jednym z nich wyraził swoje zaniepokojenie brakiem obsady ataszatów wojskowych "w kluczowych państwach Sojuszu Północnoatlantyckiego, bezpośrednio zaangażowanych w proces implementacji decyzji szczytu NATO w Warszawie podjętych w lipcu 2016 roku, które miały bezpośredni wpływ na podniesienie stanu bezpieczeństwa narodowego RP". Dotyczy to przede wszystkim Wielkiej Brytanii oraz Stanów Zjednoczonych, ale z podobną sytuacją mamy do czynienia także w Szwecji, Bułgarii oraz na Ukrainie. Według prezydenta te braki "należy wypełnić jak najszybciej", dlatego "domaga się od szefa MON niezwłocznego podjęcia działań, w celu rozwiązania sytuacji". W drugim liście prezydent Duda zwrócił się do szefa resortu obrony o wyczerpującą informację na temat prac nad utworzeniem Dowództwa Wielonarodowej Dywizji w Elblągu i przewidywanych terminów osiągnięcia przez nią wstępnych zdolności i pełnej gotowości. "Polska podjęła się wyznaczyć Dowódcę MND-NE HQ oraz oficerów, którzy będą w nim służyć. Sprawne utworzenie dowództwa dywizji, obok wysiłku sojuszników, wymaga zaangażowania Polski. Jest to zadanie tym bardziej pilne - gdyż zgodnie z przyjętym harmonogramem dowództwo ma osiągnąć wstępne zdolności do końca czerwca 2017 r., a pełną gotowość - do końca 2018 r." - napisał prezydent. Po tym, jak o listach wystosowanych przez prezydenta stało się głośno, Ministerstwo Obrony Narodowej wydało zdawkowy komunikat, w którym poinformowało, że odpowiedzi na zapytania Andrzeja Dudy zostały wysłane w poniedziałek, 20 marca. Dyrektor Biura Prasowego Kancelarii Prezydenta Marek Magierowski zapewnił, że pisma wystosowane przez MON wpłynęły do kancelarii i prezydent Duda "zapozna się z ich treścią". Jednocześnie zapewnił, że Andrzej Duda i Antoni Macierewicz spotykają się regularnie i nie ma mowy o personalnym konflikcie. Kancelaria upubliczniła odpowiedzi szefa MON Jeszcze we wtorek Kancelaria Prezydenta zdecydowała się upublicznić odpowiedzi MON. "We wszystkich wskazanych przez Pana Prezydenta miejscach kandydaci na attaché zostali już wskazani i przechodzą obecnie sprawdzenia dokonywane przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego" - napisał szef MON. Jak dodał, procedury przeszli już gen. bryg. pil. Cezary Wiśniewski (skierowany do USA), ppłk Zdzisław Śliwa (do Szwecji) i ppłk Marek Warmiński (do Bułgarii). "Pragnę podkreślić, że w żadnym z wymienionych przez Pana Prezydenta miejsc nie nastąpiło zawieszenie działalności polskich wojskowych placówek dyplomatycznych, a chwilowy brak wyznaczenia attaché spowodowany jest koniecznością dokonania wyboru żołnierzy, którzy w maksymalnie wysokim stopniu będą reprezentować polskie interesy. Nie można dopuścić się popełnienia błędów moich poprzedników i wysłania na placówki dyplomatyczne osób zupełnie nieprzygotowanych i nie sprawdzonych, lub też niezdolnych do godnego i kompetentnego reprezentowania Rzeczypospolitej Polskiej" - napisał Macierewicz. W drugim liście szef MON odpowiedział prezydentowi w sprawie tworzenia Wielonarodowego Dowództwa Dywizji Północ-Wschód w Elblągu (MND-NE HQ). "Dowódca przyszłego MND NE został przeze mnie już wskazany, podobnie jak dowódca i miejsce stacjonowania narodowego nowo tworzonego dowództwa dywizyjnego obejmującego jednostki 16 Dywizji Zmechanizowanej" - napisał Macierewicz. To właśnie dowództwo 16 DZ znajduje się obecnie w Elblągu. "Panie Prezydencie, oceniam, iż założony cel dotyczący Wstępnej Gotowości dowództwa zostanie osiągnięty terminowo lub z niewielkim przesunięciem czasowym, niemającym wpływu na powodzenie całego projektu" - zapewnił szef MON. Osiągnięcie wstępnej gotowości jest zaplanowane na koniec czerwca, a pełnej gotowości - do końca 2018 r. Warunkiem osiągnięcia wstępnej gotowości jest, jak napisał minister, obsadzenie 75 proc. stanowisk (220 z 280 etatów), zapewnienie odpowiedniej infrastruktury naziemnej oraz zbudowanie podstawowej architektury informatycznej. Do sprawy listów odniosła się na antenie Polsat News premier Beata Szydło. "Ja bardziej postrzegam samo zainteresowanie prezydenta, czy wystosowanie tych listów, jako troskę o sytuację w polskiej armii i myślę, że tutaj nic nadzwyczajnego się nie dzieje" - deklarowała. Jednocześnie zapewniła, że "ma pełną wiedzę na temat treści listów i pełną jasność dotyczącą funkcjonowania polskiej armii".