Dariusz Jaroń, Interia: Dlaczego w Turcji doszło do próby zamachu stanu? Prof. Jerzy Zdanowski: Nieudana próba zamachu stanu jest wydarzeniem historycznym, ponieważ zamyka cykl wymiany elity politycznej w Turcji. Stworzoną przez Mustafę Kemala (Ataturka) elitę o orientacji prozachodniej i świeckim światopoglądzie zastąpiła nowa elita - nawiązująca do Imperium Osmańskiego i dziedzictwa islamu jako wzorca rozwoju. Nie oznacza to jednak, że obecne elity są jednoznacznie antyzachodnie - samo Imperium Osmańskie było w dużym stopniu zwesternizowane. Kiedy zaczęła się wymiana tureckich elit? - Z chwilą przejęcia władzy przez islamistyczną partię Recepa Erdogana w 2003 roku. Był to proces naturalny, gdyż rozwój gospodarczy pobudzony jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku ukształtował w centralnej Anatolii nowe elity społeczne lub kontrelity, które stały się w końcu na tyle mocne, że sięgnęły po władze. Stara elita - kemalistowska - składała się z segmentu cywilnego i segmentu wojskowego. Odsunięcie cywilów nastąpiło w drodze wyborów parlamentarnych. A czystki w armii właśnie obserwujemy? - Wojskowi utrzymali się przy władzy dłużej, ale Erdogan konsekwentnie ich osłabiał w drodze czystek. Oficerowie o orientacji świeckiej i kemalistowskiej byli zastępowani przez nowych o światopoglądzie islamistycznym. Klęska zamachowców 18 lipca tego roku potwierdziła skuteczność polityki Erdogana wymiany korpusu oficerskiego. Armia okazała się podzielona, a zamach był desperacką próbą resztek korpusu kemalistowskiego. W tym ostatnim akcie swojej historii kemaliści zostali wyeliminowani całkowicie z politycznej gry. Prezydent Turcji jest dziś mocny jak nigdy dotąd... - Jest podwójnym zwycięzcą. Nie tylko wyeliminował kemalistów, ale osłabił także swojego islamistycznego konkurenta Fethullaha Gulena, myśliciela muzułmańskiego, który najpierw był sojusznikiem Erdogana, ale później wyemigrował z Turcji, a właściwie musiał uciekać przed Erdoganem do USA. Gulena obarczono odpowiedzialnością za zamach, a jego zwolenników aresztowano lub odsunięto od stanowisk. Erdogan może definitywnie pozbyć się konkurencji? - Można mieć co do tego wątpliwości. Gulenizm to nie tylko organizacja i ludzie na wysokich stanowiskach. To przede wszystkich prąd intelektualny w islamizmie, wychodzący naprzeciw ludziom wykształconym i myślącym, którzy pozostają w kręgu religii, ale którym nie odpowiada literalne czytanie tekstów świętych i rytualne praktykowanie wiary. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że ruch ten się odrodzi organizacyjnie i będzie nadal głównym przeciwnikiem partii rządzącej. Na razie Erdogan triumfuje. Rozbija przeciwników i rzuca rękawicę USA, mówiąc, że jeśli władze amerykańskie nie wydadzą Gulena, to Turcy zrozumieją, że Stany Zjednoczone stały za zamachem na demokrację. Dlaczego w noc nieudanego puczu ulica opowiedziała się za prezydentem? - To głównie sprawa sukcesu jego polityki, która była uwarunkowana dobrą dla Turcji koniunkturą gospodarczą. Dzięki niej turecki prezydent cieszy się dużym poparciem społecznym. Wielu Turków mówi: "Nigdy nie mieliśmy takiego prezydenta i takiego premiera. Nasze życie zmieniło się na lepsze. Mamy teraz wiele możliwości i szans na jeszcze lepsze jutro". Od przejęcia władzy przez Erdogana w 2003 roku poprawiły się warunki materialne Turków, rozbudowano system opieki socjalnej i podreperowano stan służby zdrowia. Nad zmianami tymi królował duch patriotyzmu, który dodawał ludziom otuchy. Erdogana poparli zatem ci, którzy korzystają na dobrej koniunkturze gospodarczej i uboższe warstwy społeczne, korzystające z programów osłony socjalnej. Ciekawe, że przeciwko zamachowi wystąpili również ludzie o poglądach świeckich i religijni liberałowie. Czemu? - Dali oni jednoznacznie do zrozumienia, że wolą ograniczoną demokrację niż rządy wojskowych. Sytuacja obecna była w tym względzie całkowicie odmienna niż w 1980 r., kiedy społeczeństwo poparło zamach wojskowych, ponieważ było zmęczone przemocą na ulicach. Teraz ci ludzie byli przeciwko zamachowi. Względna stabilizacja polityczna i gospodarcza prosperity nie dawały podstaw, aby przewrót poprzeć. Inna sprawa, że ludzie ci nie wyszli na ulice, aby zademonstrować poparcie wyłącznie dla Erdogana. Na ulicach skandowano: "Bóg jest wielki" i dziękowano Bogu za szczęśliwy obrót spraw, ale nie słychać było równie mocnych głosów w obronie demokracji. Skala zatrzymań i zwolnień, a także gotowe listy przeciwników władzy stawiają pod znakiem zapytania czystość intencji Erdogana... - Rzeczywiście, następnego dnia po zgnieceniu zamachowców zwolniono 257 urzędników z kancelarii premiera i 8,8 tys. pracowników policji. Aresztowano 6 tys. żołnierzy oraz 2,7 tys. sędziów i prokuratorów, dziesiątki gubernatorów prowincji i ok. 100 generałów, czyli 1/3 korpusu generalskiego. Największe jednak czystki objęły szkolnictwo, gdzie zwolniono z pracy prawie 15 tys. pracowników tego resortu, w tym ok. 1,5 dziekanów wydziałów w szkołach wyższych. Pracę straciło także prawie 500 duchownych muzułmańskich z resortu zajmującego się sprawami religii. Nie ma wątpliwości, że listy proskrypcyjne były przygotowane już wcześniej, i że tylko czekano na odpowiedni moment, aby rozprawić się z przeciwnikami. Tym momentem była próba zamachu wojskowego, a armia stała się kozłem ofiarnym. Fundamentalne jest dziś pytanie o przyszłość Turcji. Jakim będzie państwem po próbie zamachu stanu? - Na pewno bardziej autorytarnym. Erdogan zyska większe możliwości działania, m.in. w kwestii kurdyjskiej. Mediom zakneblowano usta już wcześniej. Aresztowanych dziennikarzy nie zwalniano, mimo orzeczeń sądowych. Władza wykonawcza stawia się więc ponad władzą sądowniczą. W mojej ocenie najważniejsze jest teraz pytanie o islamizację państwa. Na ile jest to realne? - Jeśli Erdogan będzie chciał ją pogłębić, nikt nie zdoła mu się przeciwstawić. Najprawdopodobniej zmieni konstytucję na islamistyczną, gdyż taki zamiar już sygnalizował i trudno będzie mu się teraz wycofać. Jednak społeczeństwo tureckie jest zeświecczone - przynajmniej duży jego segment i segment ten radykalnie występował już przeciwko islamizacji. Czy Erdogan będzie chciał pogłębić podziały światopoglądowe? Paradoksalnie - to wojsko stało w Turcji na straży wolności wyznania. Teraz ten strażnik został wyeliminowany. Czy będzie teraz przestrzeń dla ludzi o światopoglądzie niereligijnym? To jedno z zasadniczych pytań w kwestii przyszłości Turcji. Tak jak pytania o politykę zagraniczną Turcji. Pucz pobudził nastroje antyamerykańskie w rządowej prasie i samych kołach rządowych. - Wysoko postawieni urzędnicy sugerowali nawet, że za zamachem stały USA, co zmusiło sekretarza stanu Johna Kerry’ego do wydania specjalnego oświadczenia. Turcja jest sojusznikiem USA od 1952 r., kiedy została przyjęta do NATO. W czasie zimniej wojny była ważnym partnerem Zachodu w konfrontacji z ZSRR jako filar południowej flanki Sojuszu. Była też - i pozostaje - buforem miedzy Europą, a niespokojnym Bliskim Wschodem, gdzie szaleje dżihadyzm i skąd napływają miliony emigrantów. Amerykanie mają w Turcji ważną bazę wojskową w Incirlik, korzystanie z której było ważne w operacji przeciwko Saddamowi Husajnowi w 2003 r. Teraz odgrywa kluczowe znaczenie w zwalczaniu Państwa Islamskiego. Spięcia na linii USA - Turcja nie są jednak niczym nowym. Czy obecne pogorszenie relacji może wpłynąć na kondycję NATO? - Istotnie, w ostatnich latach stosunki amerykańsko-tureckie nie były idealne. USA zarzucały Ankarze, że niezbyt aktywnie angażuje się w walkę z Państwem Islamskim. Z drugiej strony, Anakara wyraziła niezadowolenie z faktu poparcia przez Waszyngton bojowników kurdyjskich w Syrii z racji utrzymywania przez nich sojuszniczych układów z PKK, partią Kurdów tureckich, którą zwalcza Ankara. Pytanie o konfrontację z USA, w której na szali będzie z jednej strony Gulen, a z drugiej baza w Incirlik pozostaje otwarte. Po słowach Erdogana o możliwości przywrócenia kary śmierci wzrosło także napięcie w stosunkach z Unią Europejską. - A może Turcji już nie zależy na przystąpieniu do UE? Czy jest tak, jak uważają niektórzy komentatorzy, że Turcja odwróci się teraz od Zachodu i pójdzie swoja drogą? Te przypuszczenia są bardziej emocjonalne niż racjonalne. No bo dokąd miałaby Turcja pójść? I - najważniejsze - z kim? Z Rosją, z którą jest skłócona, i to od wieków? Z Iranem, który proponuje model siermiężnego kapitalizmu? A może z Chinami? Jest więcej czynników przemawiających za tym, że Turcja pozostanie z Zachodem niż takich, które miały by zadecydować o rozwodzie. Obydwie strony mają mocne argumenty, aby przekonać partnera o utrzymaniu sojuszu. Jakie to argumenty? - Amerykański minister obrony Ashton Carter postuluje przeniesienie bazy z Incirlik w inne miejsce. Wprawdzie nie wiadomo dokąd, ale sam taki pomysł jest środkiem nacisku na Ankarę. Ta natomiast musi się liczyć z zagrożeniem ze strony dżihadystów i rozumie, że wspólnym frontem łatwiej się temu zagrożeniu przeciwstawić. Erdogan musi się zatem zastanowić, czy Gulen stanowi dla niego większe zagrożenie niż dżihadyzm. Ze stosunkami z Europą sprawa jest jeszcze bardziej oczywista. Turcja potrzebuje europejskich turystów, inwestycji, technologii, a przede wszystkim - europejskiego rynku zbytu. Ankara czeka z niepokojem, jakie będzie jej miejsce w związku z amerykańsko-europejskim porozumieniu o wolnym handlu. Turcja i Zachód są sobie teraz bardzo potrzebni. Znacznie bardziej niż kiedykolwiek przedtem. *** Jerzy Zdanowski jest profesorem nauk humanistycznych (od 2003 r.), historykiem, politologiem i arabistą. Badania nad Bliskim Wschodem prowadzi od 1974 r. Dotyczą one historii nowożytnej i najnowszej, niewolnictwa, islamizmu, problematyki rozwojowej, jak również stosunków międzynarodowych. Więcej informacji - na stronie internetowej profesora