Przypomnijmy, że kwestia polskiego ustawodawstwa i kontrowersji związanych z legalnością zmian w Trybunale Konstytucyjnym, zostaną zbadane przez Komisję Wenecką (pełna nazwa: Europejska Komisja na rzecz Demokracji przez Prawo), organ Rady Europy, który ma wydać raport w sprawie. Sankcje mało prawdopodobne - Mamy do czynienia z kilkoma płaszczyznami tego problemu. Pierwsza płaszczyzna to przekaz do opinii publicznej, co jest istotne w każdym parlamencie. Wczorajsza debata była najbardziej obserwowaną debatą od czasów, kiedy Polska znalazła się w Unii Europejskiej, a Polacy są w Parlamencie Europejskim. Według mnie, debata będzie miała pozytywne skutki dla polskiego rządu. Premier Beata Szydło wypadła dobrze, a parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości zmobilizowali siebie, ale też wielu europarlamentarzystów, i to nie tylko ze swojej frakcji. Spowodowali oni, że dla oglądających w Polsce ta debata wyglądała tak, że większość osób popiera polski rząd i powstaje pytanie dlaczego w ogóle doszło do tej debaty - powiedział portalowi Interia Paweł Kowal. - Druga płaszczyzna, to relacja w relacjach wewnątrzunijnych. Tutaj kluczowe było wystąpienie Fransa Timmermansa, który tylko przypomniał o najważniejszych punktach, które były przedmiotem sporu czy dialogu pomiędzy Komisją Europejską a polskim rządem. On dotyczy głównie Trybunału Konstytucyjnego, jak podkreślił komisarz, a dla ich rozstrzygnięcia istotna będzie opinia Komisji Weneckiej - kontynuuje były europoseł. - Przechodząc do trzecie płaszczyzny, to Komisja Wenecka jest organem Rady Europy, który zajmuje się oceną konstytucji pod kątem przestrzegania zasad państwa prawa w różnych państwach świata. Komisja Wenecka ma swoją metodologię, zwyczaje i kryteria oceniania poszczególnych konstytucji. Jeżeli opinia organu Rady Europy będzie krytyczna, to samo w sobie nie będzie powodowało negatywnych skutków praktycznych, a osłabi jedynie pozycję Polski w Radzie Europy. Dla spraw Unii Europejskiej będzie to miało takie znaczenie, że prawdopodobnie w ślad za negatywną opinią Komisji Weneckiej, pójdzie ocena unijnego zespołu działającego pod przewodnictwem Timmermansa. Tutaj - już na forum Unii Europejskiej - może dojść do kontynuowania procedury wprowadzania mechanizmu ochrony praworządności. Mało jest jednak prawdopodobne, przy obecnym układzie w Unii Europejskiej, że procedura skończy się sankcjami czy negatywnymi praktycznymi skutkami dla Polski. Gdyby jednak do tego doszło, na pewno polityczna pozycja Polski we Wspólnocie zostanie obniżona - wyjaśnia Kowal. Działania wymierzone w interesy Polski O ile sama debata nie niesie konsekwencji prawnych dla Polski, to istnieje obawa, że nasz kraj może zostać "ukarany" poprzez niekorzystne dla nas arbitralne decyzje komisarzy europejskich czy szefostwa Komisji Europejskiej, zwłaszcza personalnie zaatakowanego przez Beatę Szydło wiceprzewodniczącego Timmermansa. Kowal przyznaje, że taki scenariusz rzeczywiście jest możliwy. - Jeżeli spór pomiędzy polskim rządem a Komisją Europejską będzie się przedłużał, to na pewno będzie też wiele działań wymierzonych w interesy Polski już w ramach zwykłej aktywności poszczególnych komisarzy czy urzędników. A oni, jeżeli będą mogli zadecydować tak albo siak, a wiele decyzji rzeczywiście podlega ocenie wyłącznie jednej osoby, to wtedy będą decydowali bardziej niekorzystnie dla Polski. To będzie jednak zjawisko prawie niewidoczne dla obserwatorów politycznych. Nigdy bowiem nie zostanie podany powód, dlaczego na przykład zgodzono się albo nie zgodzono się na dane przekształcenie gospodarcze. Nasz rozmówca podkreśla jednocześnie, że żadne "niebezpieczeństwo" nie grozi nam ze strony Parlamentu Europejskiego. - Jeśli chodzi o Parlament Europejski, który jest oddzielną instytucją Unii Europejskiej, to w jego ramach dalszy ciąg może polegać wyłącznie na tym, że pewna grupa zaproponuje stworzenie rezolucji dotyczącej sytuacji w Polsce. Tym samym sprawa wróci na kolejnym czy kolejnych posiedzeniach parlamentu i będzie podsycać negatywny stereotyp na temat Polski. Natomiast Parlament Europejski nie ma w rękach żadnych narzędzi, które mogłyby praktycznie zaszkodzić naszemu krajowi - powiedział Kowal. Wzrosło napięcie pomiędzy instytucjami unijnymi Byłego europosła zapytaliśmy również o konsekwencje debaty w perspektywie wyrazem poszerzania się kompetencji instytucji wspólnotowych. Kowal zwrócił tu uwagę na toczącą się wewnątrz unijnego "gmachu" sporu pomiędzy instytucjami. - Wczorajsza debata ewentualnie może pokazywać poszerzenie kompetencji jednej instytucji wspólnotowej, jaką jest Komisja Europejska, kosztem innej, jaką jest Rada Europejski. To są procesy, których na zewnątrz poza Unią Europejską - poza analitykami czy obserwatorami - nikt nie zauważy - ocenia. - Wczorajsza debata, podobnie jak ubiegłotygodniowa decyzja Komisji Europejskiej, wskazuje na to, że wzrosło napięcie pomiędzy instytucjami, które ze sobą walczą. A pretekstem do tego jest sprawa Polski. W tym sensie warto jest obserwować, co się będzie działo. Jeżeli pozycja Komisji Europejskiej umocni się kosztem Rady Europejskiej, to będzie oznaczało, że tego typu procedura będzie stosowana również wobec innych państw. Inaczej powstałoby wrażenie, że prawo europejskie stosowane jest selektywnie, czyli tylko wobec Polski, a już nie wobec innego kraju, wobec którego również mogą powstać wątpliwości. To oznacza, że jeżeli procedura zadziała, to Komisja Europejska zyskuje nowe uprawnienie - właśnie procedurą ochrony praworządności - powiedział Interii.