Po kilkunastu dniach rosyjskich nalotów na cele w Syrii, dziś pojawiły się doniesienia o bezpośrednim lądowym zaangażowaniu Iranu w konflikt reżimu Baszara al-Asada z rebeliantami. Nieuznawanego przez zachód syryjskiego prezydenta, obok irańskich żołnierzy, wspierają również libańscy bojownicy z Hezbollahu. Sojusznicy kierują się w stronę Aleppo, gdzie znowuż walczą ze sobą rebelianci i terroryści z Państwa Islamskiego. - Dzięki wsparciu Rosji, Iranu i Hezbollahu, armia syryjskiego prezydenta, chociaż bardzo osłabiona, jest w stanie przedsięwziąć ofensywę, która pozwoli al-Asadowi odzyskać utracone tereny. To właśnie teraz będziemy obserwować - komentuje w rozmowie z Interią analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Wojciech Lorenz. - Po ostatnich drobnych sukcesach sił reżimu Asada, teraz nastąpi większa ofensywa. Należy się spodziewać, że skoordynowane naloty oraz działania dobrze wyekwipowanych, wyszkolonych i zmotywowanych wojsk lądowych, mogą przynosić efekty. Prawdopodobnie te sukcesy będą możliwe na terenach uznawanych za bastion Alawitów i reżimu, czyli na terenie zachodniej Syrii. Natomiast trudno sobie wyobrazić, by wspomniane siły mogły odzyskać kontrolę na całym terytorium Syrii. Jednak najprawdopodobniej nie o to tutaj chodzi. Celem jest pokazanie, że możliwa jest skuteczna kontrofensywa, że Rosja prowadzi skuteczne działania na terenie Syrii, a przetrwanie reżimu Asada będzie zagwarantowane - nawet na ograniczonym obszarze. To wszystko ma wzmocnić kartę przetargową, by z pozycji siły rozmawiać o porozumieniu między reżimem a opozycję. Rozmowy mają się odbywać na warunkach Asada i Rosji, a nie opozycji i Amerykanów - dodaje nasz rozmówca. Profesor Włodzimierz Marciniak, znawca problematyki Rosji, zwraca uwagę na zmianę dotychczasowej polityki Kremla na Bliskim Wschodzie. - Rosjanie angażują się w konflikt i to wyraźnie po jednej stronie. Natomiast do tej pory, przez wiele lat, starali się zachować swoją obecność na Bliskim Wschodzie, ale jednocześnie nie wikłać się w konflikty wewnątrz arabskie czy w gruncie rzeczy wewnątrz islamskie. Bo to, z czym mamy teraz do czynienia, to wojna wewnątrz islamu. Tymczasem Rosjanie stali się wyraźnie sojusznikami szyitów w wojnie przeciwko sunnitom - powiedział nam naukowiec. O co zatem w Syrii gra Władimir Putin i Rosja? - Podstawowym celem Rosji jest zagwarantowanie przetrwania reżimu Asada, bo związki Moskwy z Syrią mają kilkadziesiąt lat. To jest bardzo bliski sojusznik Kremla. Po rozpadzie Związku Sowieckiego, Syria była jedynym państwem poza obszarem dawnego ZSRS, na terenie którego znajdowały się rosyjskie bazy wojskowe i porty gwarantujące dostęp do Morza Śródziemnego. To ma znaczenie strategiczne dla Rosji, która powoli chce odbudowywać wpływy poza obszarem post-sowieckim. Moskwa musi mieć jakiś przyczółek, a Syria w tych planach jest absolutnie kluczowa - ocenia Lorenz w rozmowie z Interią. To jednak tylko wstęp do szerszego planu. - Zagwarantowanie przetrwania reżimu w Syrii wiąże się bezpośrednio z większymi ambicjami Rosji, która chce odbudować międzynarodową mocarstwową pozycję na Bliskim Wschodzie. Można już dostrzec potencjał do jej odbudowania, w oparciu o sojusz z Asadem, Iranem czy nawet Irakiem. Poza tym Rosjanie prowadzą rozmowy gospodarcze z innymi krajami regionu, nawet z tak tradycyjnymi sojusznikami Amerykanów, jak Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Kuwejt czy Egipt. Jak widać, krok po kroku Rosjanie zmierzają w kierunku realizacji planów - mówi ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Dążenia Moskwy sięgają jednak jeszcze wyżej. - Kolejnym poziomem działań Kremla jest odbudowa znaczenia Rosji na płaszczyźnie globalnej. Po rozpadzie Związku Sowieckiego, dysponując ograniczonym potencjałem niż ten w czasie zimnej wojny, Moskwa próbuje maksymalnie wzmocnić pozycję globalnego gracza. Posiadając jednak broń nuklearna i wywierając z tego powodu presję na państwa NATO, Rosja próbuje wykreować sytuację, w której będzie postrzegana jako gracz z którym trzeba się liczyć. To było widać na przykład podczas prowokacyjnych zachowań wobec Ankary i naruszania przestrzeni powietrznej Turcji. Pokazuje to wyraźnie, że Rosja nie dąży do wywoływania napięć i zastraszania państw NATO wyłącznie na terenie Europy, ale także w tamtym regionie. To również jest dla Rosji obszar starcia z NATO i Amerykanami, które Moskwa uważa za główne zagrożenie - ocenia Lorenz. Sytuację na objętym wojną Bliskim Wschodzie komplikuje fakt, że to teren ścierania się sprzecznych interesów - także w samym łonie państw NATO. Wątpliwe, by Sojusz bezpośrednio zaangażował się w wojnę. Jednocześnie w tym samym dniu, w którym pojawiły się doniesienia o obecności irańskiej armii na terenie Syrii, tureckie ministerstwo spraw zagranicznych poinformowało o dyscyplinujących rozmowach z ambasadorami Rosji, ale też Stanów Zjednoczonych. Powód? Wsparcie Moskwy i Waszyngtonu dla będących solą w oku Ankary Kurdów. Kurdów walczących o niepodległe państwo na pograniczu turecko-syryjskim. Jak widać, stan rzeczy na Bliskim Wschodzie przypomina węzeł gordyjski. Miejmy nadzieję, że jego rozwikłanie będzie miało bardziej subtelną postać, niż aleksandryjskie przecięcie supła mieczem.