Współudział w ujawnieniu afery Watergate być może jest najdonośniejszym osiągnięciem zmarłego wczoraj Benjamina Crowninshielda Bradlee, sławnego redaktora naczelnego "Washington Post". Sam Bradlee nie brał bezpośredniego udziału w wytropieniu spisku Richarda M. Nixona - kluczową rolę odegrali reporterzy Bob Woodward i Carl Bernstein. Bradlee nie bał się wspierać ich pracy i opublikować wyniki dziennikarskiego śledztwa w "Washington Post". Ameryka była wstrząśnięta, Nixon musiał ustąpić jako jedyny prezydent w historii Stanów Zjednoczonych, a za sprawą publikacji kierowana przez Bradlee’ego gazeta - wcześniej konkurująca z lokalnymi "Evening Star" czy "Washington Daily News" - dołączyła do grona najbardziej opiniotwórczych periodyków za Atlantykiem. Czym była afera Watergate i jaka była w niej rola kierowanego przez Bradlee’ego "Washington Post"? W 1972 roku Dziennikarze gazety Woodward i Bernstein ujawnili faktyczny zamach na amerykańską konstytucję. Obawiający się wyników wyborów prezydenckich i tracący popularność z powodu wojny w Wietnamie, Nixon i jego ludzie postanowili nielegalnie wpłynąć na elekcję. W tym celu powstał Komitet Reelekcji Prezydenta, który oficjalnie organizował kampanię wyborczą Nixona. Nieoficjalnie - co ujawniło śledztwo dziennikarzy "Washington Post" - podejmował działania mające na celu skompromitowanie przeciwników walczącego o drugą kadencję prezydenta, posługując się przy tym FBI i CIA. Jedną z tego typu z akcji było na przykład wykradzenie akt lekarskich z gabinetu osobistego psychiatry kontrkandydata Daniela Ellsberga. Nieoficjalna i nielegalna działalność Komitetu Reelekcji Prezydenta uchodziła jego członkom na sucho. Nawet jeśli wykryto niejasności, pozostawało to bez konsekwencji, bo nie potrafiono wskazać sprawców tych operacji. Do czasu. 17 czerwca 1972 roku nocne włamanie do kwatery Partii Demokratycznej w hotelu Watergate (stąd nazwa afery) w Waszyngtonie początkowo uznano za "trzeciorzędne" zdarzenie, które nie wpłynęło na wyniki wyborów. Jesienią tego roku Nixon wygrał dużą większością głosów, zdobywając drugą kadencję, a włamanie tajemniczych tzw. hydraulików bagatelizowano. Innego zdania byli Woodward i Bernstein oraz wspierający ich śledztwo Bradlee. "O 2:00 w nocy w siedzibie głównej kwatery Partii Demokratycznej aresztowano grupę hiszpańskojęzycznych mężczyzn w maskach, gumowych rękawiczkach, wyposażonych w krótkofalówki. Co u licha oni tam robili? (...) Jeden z nich miał książeczkę adresową, gdzie pod nazwiskiem Hunt umieszczono numer telefoniczny Białego Domu. Numer, który każdy przyzwoity dziennikarz zna na pamięć. Kiedy Woodward zadzwonił pod ten numer i poprosił pana Hunta, usłyszał, że go nie ma. Dano mu jednak inny numer telefonu, który pan Hunt odebrał i słysząc, gdzie znaleziono jego namiarz, odpowiedział: 'O mój Boże' i odłożył słuchawkę. Później w sądzie jeden z zatrzymanych wyszeptał do sędziego, że pracuje dla CIA. Jeżeli te okoliczności nie wydały wam się interesujące, to nie można nazwać was dziennikarzami" - tak barwnie o kulisach Watergate opowiadał Bradlee podczas jednego z akademickich przemówień. Ostatecznie, w wyniku publikacji "Washington Post" oraz działania senackiej komisji, ujawniono nielegalne działania administracji Nixona - dowodem na to były nagrania rozmów prezydenta i jego ludzi, które nie pozostawiały żadnych wątpliwości co do winy głowy państwa. W 1974 roku Nixon ustąpił z urzędu - jako jedyny w historii Stanów Zjednoczonych prezydent - unikając tym samym procedury impeachmentu (usunięcia z urzędu). Afera Watergate nie tylko wstrząsnęła Ameryką i światem, ale też pokazała potęgę tzw. czwartej władzy, czyli mediów. Ogromną rolę w tym procesie odegrał właśnie Bradlee, który nie bał się zawalczyć o ujawnienie prawdy. Nawet takiej, od której w posadach zadrżały Stany Zjednoczone. Po Watergate poziom śledztw dziennikarskich wszedł na inny poziom, a nazwy wielu innych mniejszych i większych afer - także w Polsce - zaczęto tworzyć za pomocą przyrostka "-gate". Wreszcie, afera jest do dziś wzorcowym przykładem dla amerykańskich studentów dziennikarstwa, zwłaszcza w budzącej emocje kwestii dziennikarskich źródeł. Przypomnijmy, że ujawnienie Watergate było możliwe dzięki informacjom ówczesnego wicedyrektora FBI Marka Felta, który zdradził ten fakt dopiero w 2005 roku. Na koniec napiszmy, że w amerykańskim środowisku dziennikarskim do dziś krąży anegdota, w jaki sposób Bradlee instruował swoich podopiecznych. "Po prostu napisz prawdę" - mawiał wieloletni redaktor naczelny "Washington Post". Warto przytoczyć jeszcze inną wypowiedź nieżyjącego dziennikarza, która niewątpliwie również ma wymiar uniwersalny. "Od czasów Watergate zaczynałem szukać prawdy dopiero po usłyszeniu oficjalnej wersji prawdy" - powiedział kiedyś Bradlee, tymi słowami wymierzając celny cios we wszystkich polityków tego świata.