Pod namiotem, opartym na solidnej drewnianej konstrukcji, ukryte są drewniane szalunki i rusztowania, które wiodą na sam dół głębokiego wykopu. Kilka metrów poniżej dzisiejszego poziomu gruntu archeolodzy badają ślady z początków osadnictwa w tym rejonie. Żmudnie przesiewają kolejne metry sześcienne ziemi, by nie umknął im nawet najdrobniejszy ślad. Ich wysiłek przyniósł efekty. O niezwykłym odkryciu z XI wieku i o tym, co ono oznacza dla naszego postrzegania tych czasów rozmawiamy z prof. Jackiem Poleskim, specjalizującym się w archeologii średniowiecza, który kieruje badaniami przy kościele świętych Piotra i Pawła. Aleksandra Zaprutko-Janicka: Prace w rejonie kościoła świętych Piotra i Pawła trwają od lat. W tym sezonie natrafili państwo na wiele ciekawych przedmiotów, na tle których jedno znalezisko szczególnie się wyróżnia. Prof. Jacek Poleski: - Rzeczywiście, ciekawych znalezisk mamy sporo, jednak pani chodzi zapewne o odkrycie kilkunastu monet srebrnych z czasów Władysława Hermana. Są to tak zwane krzyżówki, których nazwa pochodzi od krzyża wybijanego na rewersie. W tym przypadku to monety bite przede wszystkim w Saksonii na rynek słowiański oraz dwa denary bite w mennicy Władysława Hermana, który panował w latach 1079-1102. Numizmatyk, mgr Mateusz Woźniak z Muzeum narodowego w Krakowie, ocenił, że jest to zespół jednorodny chronologicznie, czyli monety pochodzą z tego samego okresu. Jego zdaniem są to ostatnie dwa dziesięciolecia wieku XI i być może początek wieku XII. Uważa on, że być może nawet ważniejszą kwestią jest to, że monety znaleziono w jednej warstwie, na paru metrach kwadratowych. Może to świadczyć o tym, że jest to pozostałość jakiegoś depozytu gromadnego, czyli skarbu monet, zniszczonego zapewne już w XII wieku. Dodatkową przesłanką, która na to wskazuje, jest odkrycie dwóch monet ze sobą zespolonych. Początkowo wydawało się, że jest to jedna grubsza moneta. Dopiero w procesie konserwacji okazało się, że to są dwie sklejone ze sobą monety. Gdyby było tak, że komuś wyleciały one z mieszka, nie mogłyby się ze sobą skleić, bo przemieszczały się one w nim i o siebie ocierały. Aby się ze sobą skleić, musiały przez pewien czas, nie tak znowu krótki, obok siebie leżeć. Wróćmy jednak do tego, co wyróżnia wspomniany skarb monet na tle innych odkryć. - Kilkanaście drobnych, srebrnych monet wydaje się znaleziskiem mało imponującym, biorąc pod uwagę, że są z tego czasu znane odkrycia liczące kilkaset, parę tysięcy, a nawet parędziesiąt tysięcy monet tego typu. W przypadku Krakowa jest to jednak największe gromadne znalezisko z tego okresu. Z Wawelu mamy informacje o dwóch malutkich skarbach tego rodzaju. Jeden zaginął, więc poza tym, że były tam monety typu krzyżówki, nic więcej na jego temat nie wiemy. Drugi liczył osiem denarków krzyżowych i to wszystko. Tak więc ten z okolic kościoła świętych Piotra i Pawła jest rzeczywiście największy. Jest to o tyle też istotne, że w pewnym sensie datowanie tych monet, tak wąskie jeśli chodzi o ramy czasowe ich wybicia, jest czymś, co my określamy w archeologii "terminus post quem"(łac. "zakończony po czasie"), czyli po latach osiemdziesiątych XI w. powstała ta warstwa, z której te monety zostały wydobyte. Do jak starych śladów osadnictwa dotarli państwo w trakcie badań? - Bardzo ciekawe jest to, że warstwy w których są zabytki XI-wieczne, w tym konkretnym miejscu dawnego podgrodzia wawelskiego grodu, czyli tak zwanego Okołu, są warstwami najstarszymi. W innych miejscach trafia się na obiekty i resztki warstw z X, a nawet IX wieku. Tutaj tego nie ma. W poprzednim sezonie badawczym znaleźliśmy dowody na to, że ten teren został celowo zniwelowany, a ziemia, która została w ten sposób pozyskana, została wsypana do skrzyń wału obronnego Okołu, który powstał już w XI wieku (jest to młodsza faza wału, otaczającego krakowskie podgrodzie). W wypełniskach skrzyń są też znaleziska starsze oraz właśnie takie datowane na początek XI stulecia. Z czego wynikała taka decyzja ówczesnych budowniczych? - Zamiast transportować ziemię z jakichś większych odległości, co zawsze generuje koszty w postaci wysiłku i czasu, bierze się ją z najbliższego otoczenia. Jeśli nic ważnego w pobliżu nie ma, nie zakłóci to stosunków wodnych, nie spowoduje jakichś zagrożeń dla konstrukcji wału, czerpie się ziemię z najbliższego sąsiedztwa. Tak było w tym przypadku. W trakcie badań natrafili państwo też na pozostałości późniejszego budynku. Czy może pan nieco więcej o nim opowiedzieć? - O tym, jak ciekawe jest to znalezisko może zaświadczyć fakt, że według zaleceń małopolskiego wojewódzkiego konserwatora zabytków pozostałości budynku mają zostać wyeksponowane. Udało nam się znaleźć znaczącą część kamienicy możnowładczej, która została zniszczona podczas budowy kościoła świętych Piotra i Pawła w początkach XVII wieku. Jest zatem oczywiście starsza. Jest to budowla całkowicie wykonana z kamienia, bez użycia cegły. Można ją wstępnie datować na XIV wiek, co czyni ją jedną z najstarszych kamienic w tym rejonie Krakowa. Na razie odkryliśmy tylko jej południowo-wschodni narożnik. Dalsza część ściany wschodniej tej kamienicy ciągnie się w nieeksplorowanych jeszcze częściach tak zwanego wirydarza, przylegającego od wschodu do kościoła świętych Piotra i Pawła. To jednak nie koniec ciekawostek na tym stanowisku. - Oczywiście są jeszcze też odkrycia młodsze, jak się wydaje XV-wieczne. Znaleźliśmy także pozostałości budynku drewnianego w konstrukcji ramowej, z wypełnieniem ścian pionowo ustawionymi dranicami. Najprawdopodobniej pełnił on funkcję stajni przylegającej od wschodu do wspomnianej kamienicy. Odkryto tam pozostałości typowe dla użytkowania tego typu obiektów, chociażby fragmenty wędzideł. Co ważne, znaleziono także fragmenty, lub prawie całe okazy, czterech ostróg średniowiecznych z tak zwanym gwiaździstym bodźcem. Są to zabytki w miarę precyzyjnie datujące. Dzięki niemu można powiedzieć, że stajnię do kamienicy dobudowano co najmniej sto lat po jej powstaniu. Co znalezienie skarbu monet z okresu panowania Hermana wnosi do naszego stanu wiedzy o tych czasach? - To jest jeden z bardzo wielu skarbów z tego okresu. Jest o tyle ciekawy, że w warunkach miejskich, a szczególnie w głównych grodach państwa Piastów sprzed XIII w. odkrywa się głównie pojedyncze monety. Takie zespoły zwarte, czyli skarby, zdarzają się stosunkowo rzadko. W przypadku Krakowa jest to dopiero trzeci taki skarb i to w dodatku największy. Tych kilkanaście monet to nie jest liczba imponująca, ale i tak jest to największy depozyt krakowski w obrębie wałów głównego członu grodu, czyli Wawelu i podgrodzia (Okołu). A czy udało się już ustalić, jakiej jakości są te monety? Czy to monety o wysokiej zawartości kruszcu, czy raczej zepsute? - W tym okresie jeszcze aż tak bardzo nie psuto pieniądza. Te są charakterystyczne, legalnie bite. Jeśli chodzi o denary Władysława Hermana, jest to bardzo porządna moneta z dobrego stopu srebra z miedzią. Tyle mogę powiedzieć na ten temat. Będąc na miejscu wykopalisk miałam okazję zobaczyć kościaną igłę z XI wieku. Czy może mi pan powiedzieć coś więcej o tym przedmiocie? - To dość częste znalezisko. Są w tym czasie znane także igły z metalu. Żelazne spotyka się rzadko, bo dość szybko pokrywają się rdzą i nie nadają się do takich celów jak krawiectwo, czy kuśnierstwo. Natomiast, owszem, znamy delikatne igły brązowe i fragmenty takich igieł także w tym sezonie znaleźliśmy. Ta jest większa, wykonana z kości, długości kilkunastu centymetrów. Jest tak długa, że dzisiaj byśmy jej raczej nie używali do przyszywania guzika. Natomiast wtedy mogła służyć zarówno do szycia odzieży, jak i zszywania ze sobą jakichś elementów uprzęży. Oczywiście najpierw skórę trzeba było nakłuć żelaznym przekłuwaczem. Dopiero przez przygotowane otwory można było przewlekać nitkę, która bardziej przypominała to, co my dziś nazywamy dratwą. Szczególnie w uprzęży końskiej to musiały być pewne połączenia. Jeździec raczej by sobie nie życzył, żeby popręg pękł mu gwałtownie w czasie galopu. Każdy, kto przeżył upadek z konia, doskonale to rozumie. Jakie inne przedmioty zespół badawczy odkrył w tym miejscu? - Oczywiście przeważały znaleziska fragmentów naczyń glinianych, wśród których natrafiono na bardzo rzadkie na ternie Polski fragmenty ceramiki późnośredniowiecznej lub wczesnonowożytnej, zdobionej przedstawieniami herbów rozmaitych ziem, także spoza Polski. Jeśli chodzi o inne znaleziska, to znowuż wracamy do wcześniejszego średniowiecza. Znaleźliśmy bardzo drobne pozostałości biżuterii. Na przykład niebieskie oczko pierścionka kobiecego, pierścionek szklany, czy drobny fragment srebrnej zawieszki. Podkreślam, że chodzi o fragment kobiecego pierścionka, ponieważ niekiedy w grobach męskich w tym okresie spotykamy biżuterię na palcach, ma ona jednak postać prostych obrączek, z reguły metalowych. Znaleźliśmy także fragment kryształu górskiego. A co jest w nim nietypowego? - To nie jest znalezisko miejscowe. W piaszczystym podłożu tej okolicy te kryształy samorodnie nie występują. Ktoś go tu celowo przyniósł. Co więcej, jest to surowiec bardzo rzadko używany przez Słowian we wczesnym średniowieczu do wyrobu biżuterii, ale zdarzają się takie przypadki. Z Wawelu znamy dwa przykłady. Jeden to luźno odkryty fragment kryształu górskiego. Drugi to dość duży, celowo obrobiony przez jubilera kryształ górski, oprawiony w złoto. Odkryto go w grobie możnowładczym, w aneksie grobowym przylegającym do rotundy z czasów pierwszych Piastów, pod wezwaniem świętych Feliksa i Adaukta. Tak, czy inaczej, był to przedmiot należący do przedstawiciela ówczesnej elity. Zapewne podobnie należy tłumaczyć obecność tego drobnego kryształu w warstwach wczesnośredniowiecznych, w rejonie który obecnie eksplorujemy. A czy może pan powiedzieć coś więcej na temat tego rejonu w nieco szerszym kontekście? - Wydaje się, że od wczesnego średniowiecza zajmuje go własność możnowładcza. Prof. Janusz Kurtyka, przy okazji opracowywania kwestii związanych z latyfundium rodu Tenczyńskich, odniósł się do najstarszych możliwie potwierdzonych w źródłach pisanych dziejów rodu Toporczyków. Ustalił wówczas, że tereny, na których obecnie stoi kościół św. Andrzeja, klasztor sióstr klarysek oraz tereny bezpośrednio na północ od klasztoru i kościoła, znajdowały się w rękach tego rodu. Wszystko wskazuje na to, że już od XI wieku. Duża część tych terenów została darowana Kościołowi. Najpewniej fundacją Toporczyków jest kościół świętego Andrzeja. Później tereny te zostały oddane w XIII wieku siostrom klaryskom, pod budowę klasztoru. To, co było położone bezpośrednio na północ od niego, należało także do sióstr klarysek, jednak niektóre partie tej części Okołu (podgrodzia) nadal pozostawały w rękach możnowładztwa. Między innymi wiemy, że grunty pod budowę przez jezuitów kościoła świętych Piotra i Pawła na początku XVII wieku uzyskano od sióstr klarysek. - Część gruntów przy dawnym wale obronnym podgrodzia, potem zaś murze obronnym, wzniesionym na polecenie Kazimierza Wielkiego, pozyskano też z rąk możnowładztwa, między innymi kasztelana sądeckiego Joachima Ocieskiego. Sprzedał on w 1596 r. królowi Zygmuntowi III Wazie za dwanaście tysięcy złotych polskich dwór wraz z gruntem pod nim i dopiero wówczas władca ofiarował klaryskom te tereny. Jeszcze jeden możnowładca został donatorem na rzecz nowicjatu oo. jezuitów. Był to Marcin Stadnicki, brat słynnego "diabła" z Łańcuta (Stanisława Stadnickiego), który dokonał zapisu dworu i gruntu w Krakowie na rzecz jezuitów w 1598 r. Tak więc to, co odsłoniliśmy, czyli południowo-wschodni narożnik kamiennej kamienicy, ma dość duże znaczenie. Ja wiem, że kamienna kamienica to jest pleonazm, takie "masło maślane", ale w tym przypadku istotne jest podkreślenie zastosowanego do jej budowy surowca. Pozwala to stwierdzić, jak zaznacza historyk architektury, prof. Anna Bojęś-Białasik, że w tym przypadku musimy brać pod uwagę wczesną, czternastowieczną metrykę tej budowli. W każdym razie, budynek wydaje się być w tym przypadku fundacją możnowładczą. Czyli, jak rozumiem, te znaleziska plus źródła mówią nam, że ta część Krakowa była w rękach możnowładców? Tam się osiedlali, tam fundowali kościoły... - Historycy ustalili, dlaczego Okołu nie włączono początkowo w obszar lokacyjnego miasta w 1257 roku. Dlatego mianowicie, że część gruntów w obrębie wałów podgrodzia należała wówczas do możnowładztwa, a część pozostawała własnością Kościoła. W związku z tym Krakowa jako miasta na tzw. prawie niemieckim nie bardzo było gdzie lokować w obrębie wałów Wawelu i Okołu, w związku z czym teren pod budowę miasta książę Bolesław Wstydliwy wyznaczył na terenie leżącym bezpośrednio na północ od wału podgrodzia. Dopiero po skutecznie stłumionym buncie wójta Alberta w 1312 roku Władysław Łokietek nakazał zburzenie tej części murów miasta, które oddzielały je od podgrodzia i w dalszej kolejności od zamku na Wawelu, a po pewnym czasie Kazimierz Wielki polecił połączyć mury miejskie z murami Wawelu tak, żeby nie było już nigdy możliwości poniesienia przez krakowskich mieszczan buntu, co rzeczywiście już nigdy nie miało miejsca.