25 października 2015, godz. 21. Znane są sondażowe wyniki wyborów parlamentarnych. Po kilkunastu sekundach oczekiwania na ekranach telewizorów zatrzymują się słupki sondażowe. PiS zdobywa 39 proc. głosów. PO daleko w tyle, głównego rywala poparło 23 proc. wyborców. W sztabie PiS wybuch euforii. Niektórzy nie dowierzają, łapią się za głowę. Inni wyrzucają ręce w górę w geście zwycięstwa, gromkie brawa, okrzyki. Zgromadzeni skandują głośne "Jarosław, Jarosław!". "Jeszcze Polska nie zginęła" - intonuje prowadzący wieczór. Kilka ulic dalej, w sztabie PO, cisza. Co niektórzy też łapią się za głowę. Też nie dowierzają, tyle że w przegraną. Wieczór wyborczy trwa trzy i pół minuty. To pierwsza od ośmiu lat porażka, niezatapialnej zdawałoby się dotychczas Platformy, i pierwsze od ośmiu lat zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości. *** Od tamtego wieczoru mija dokładnie rok. Dwanaście miesięcy, w trakcie których doszło do wyraźnego przemeblowania na polskiej scenie politycznej. - To był rok bardzo istotnych zmian. Legła w gruzach próba hegemonizacji polskiej polityki przez szeroko pojęty obóz liberalny, uosabiany przez Platformę Obywatelską, a była to całkiem realna perspektywa po wyborach z 2011 roku - ocenia dr hab. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. *** Prawo i Sprawiedliwość to dziś bezdyskusyjnie najsilniejsze ugrupowanie na polskiej scenie politycznej. Partia, która w końcu doczekała się swojej szansy, jako pierwsza od 1989 r. roku rządzi samodzielnie. - To rzecz bez precedensu - przypomina ekspert. Ekipa PiS korzysta z możliwości swobodnego podejmowania decyzji i zgarnia całą pulę stanowisk. - Rozstrzygnięcie, czy PiS wygra wybory i nie będzie mógł stworzyć rządu, czy też będzie rządził samodzielnie, było jednym z najważniejszych dla polskiej polityki. Jak sądzę, daje to gwarancję tego, że będzie dominującą formacją na prawicy jeszcze przez długi czas - uważa ekspert. PiS zawłaszcza prawicę Dziś chyba już mało kto pamięta, że obóz rządzący to nie tylko PiS, ale też Polska Razem i Solidarna Polska. - Chyba tylko najwytrwalsi koneserzy polskiej polityki dostrzegają koalicyjny charakter tego rządu i czasami dosyć złożoną sytuację, gdy rząd ma tak naprawdę tylko kilka głosów przewagi na sali sejmowej - mówi politolog. Lider SP Zbigniew Ziobro wtopił się w politykę wyznaczaną przez PiS, i stał się jedną z najbardziej wyrazistych twarzy "dobrej zmiany". Pełni jednocześnie funkcję ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, przeprowadza reformę wymiaru sprawiedliwości. Beata Kempa, szefowa KPRM, broni decyzji rządu i z pełnym przekonaniem tłumaczy kroki premier Beaty Szydło. Wydaje się, że w szeregach rządu zjednoczonej prawicy dobrze odnajduje się też wicepremier Jarosław Gowin, choć z jego strony można czasem usłyszeć zdania nieco odrębne od stałych bywalców Nowogrodzkiej. - Obaj koalicjanci PiS-u dostali bardzo dużo w zamian za to, że weszli na listy tej partii, powiedziałbym, nieadekwatnie dużo do swej politycznej siły. Teraz mają okazję, żeby budować indywidualne pozycje liderów - zaznacza prof. Chwedoruk. Dziś nie ma wątpliwości, że zjednoczenie na prawicy było słuszne. Powyborcza rzeczywistość potwierdziła dominację Prawa i Sprawiedliwości po prawej stronie sceny politycznej. Nie ma tam miejsca dla mniejszych ugrupowań, które chciałyby samodzielnie działać i to z sukcesem. - Przy obecnym kształcie systemu partyjnego i przy obecnych podziałach socjopolitycznych, nie sposób sobie wyobrazić prawicę bardziej prawicową od PiS-u bądź formację, która weszłaby między PiS a PO. Stąd im wyższa indywidualna popularność Gowina i Ziobry, tym ich mocniejsza pozycja w negocjacjach z PiS o kontynuacji sojuszu - uważa ekspert. Prof. Chwedoruk nie wyklucza, że w przypadku Zbigniewa Ziobry i jego Solidarnej Polski dojdzie do reintegracji z PiS. Stały lider, walka o drugie miejsce Rok po wyborach, PiS wciąż utrzymuje się na pozycji lidera. Gdyby wybory odbyły się dzisiaj, partia powtórzyłaby sukces. Z najnowszego sondażu TNS Polska (opublikowanego 19 października) wynika, że na PiS zagłosowałoby 34 proc. Polaków. W ciągu ostatniego roku partia rządząca nie zaliczyła większej porażki sondażowej, choć między uzyskiwanym poparciem występowały różnice kilku punktów procentowych. Ciekawiej przedstawia się sytuacja na drugim miejscu w sondażach. W najnowszym badaniu prowadzi Platforma, ale od zwycięzcy dzieli ją przepaść. Na PO zagłosowałoby tylko 15 proc. ankietowanych. W sondażach CBOS i TNS właściwie od wyborów utrzymuje się różnica kilkunastu punktów procentowych w stosunku do lidera. Na trzecim miejscu plasuje się Nowoczesna, na którą w październiku gotowych zagłosować jest 11 proc. badanych. Były jednak miesiące, w których to partia Ryszarda Petru w części sondaży wyprzedzała Platformę. Pogubiona PO w nowej roli Platforma Obywatelska i Nowoczesna walczą, a przynajmniej próbują walczyć, o dominującą pozycję po stronie opozycji. Porażka wyborcza przygniotła PO. Partia zajęła się wewnętrznymi rozliczeniami i szukaniem winnego, zamiast od początku budować pozycję w nowej roli. Ewa Kopacz, była premier i twarz Platformy w wyborach, stała się symbolem klęski ugrupowania. Uznano, że konieczna jest zmiana lidera. Na przełomie roku zorganizowane zostały wewnętrzne wybory, które miały wyłonić nowego przewodniczącego. - Poprzednie kierownictwo Platformy, nie chcąc oddać władzy, próbując stworzyć jakiś mechanizm sukcesji władzy przez stronników Donalda Tuska, uwikłało PO w długotrwały konflikt. Kluczowe dla tej partii miesiące były stracone na spory personalne, zamiast na przedstawienie nowego wizerunku, nowego programu - ocenia prof. Chwedoruk. Ostatecznie stery w Platformie przejął Grzegorz Schetyna, ale z powołaniem nowego kierownictwa nie od razu przyszło ponowne otwarcie. Części partii, związanej z Kopacz, nie przypadły do gustu nowe porządki. - Dopiero w ostatnich miesiącach, ale nie bez problemów, nowe kierownictwo Platformy zaczyna stabilizować formację, mimo że co chwilę wyskakują jakieś zaszłości, np. jak reprywatyzacja w Warszawie - zaznacza ekspert. W ostatnim czasie nieraz mówiło się też o możliwych rozłamach a nawet końcu Platformy. Z partią pożegnali się mocno z nią kojarzeni dotychczas Jacek Protasiewicz i Stefan Niesiołowski, oraz doradzający byłej premier Michał Kamiński. Ex-posłowie PO utworzyli klub Europejskich Demokratów i zapowiadają niebawem "ważne polityczne wydarzenie" i "coś więcej niż transfer". Niezdecydowana Nowoczesna Od początku nowej kadencji Platforma musi też walczyć o miejsce po stronie opozycji z Nowoczesną. Partia Ryszarda Petru, sejmowy debiutant, przynajmniej pod względem widoczności jej posłów, choć jest ich znacznie mniej niż parlamentarzystów PO, nie daje zepchnąć się na daleki plan. Reprezentanci Nowoczesnej nie ustają w parlamentarnej aktywności. - Nowoczesna po bardzo dobrym początku, po ustabilizowaniu notowań, cały czas nie rozstrzyga dylematu czy chce być wyłącznie partią zamożnych, wielkomiejskich, młodych wyborców, czy też ryzykując ich utratę, próbować szukać także poparcia gdzie indziej - wskazuje prof. Chwedoruk. Takiego problemu nie ma Platforma pod kierownictwem Schetyny, która jak przewiduje ekspert, "chyba będzie próbowała unikać prostego wizerunku partii zadowolonych mieszczan z największych ośrodków". - Opozycja straciła miniony rok - ocenia jednak prof. Chwedoruk. Zdaniem eksperta, PO i Nowoczesna, straciła na tym, że nie zdołała stworzyć modelu relacji między sobą. - Wielu wyborców liberalnych może być zdezorientowanych, widząc z jednej strony współpracę tych partii, a za chwilę ich napiętą rywalizację i podążanie programowe za sobą, żeby nie zrazić wyborców - zauważa. Wreszcie, w minionym roku, obie partie wiele energii poświeciły na spór o Trybunał Konstytucyjny. - Opozycja jako całość uwikłała się w spór o TK, który kompletnie nie przynosi jej sondażowych benefitów. Owszem, on pozwolił skonsolidować zdezorientowanych po porażce wyborców, natomiast nie pozwala docierać do opinii publicznej i stąd ten spór jest dysfunkcjonalny nie tylko dla rządzących, ale też w coraz większym stopniu dla partii opozycyjnych - zaznacza politolog. Ludowcy płacą cenę za poprzednią koalicję Zeszłoroczne wybory zepchnęły na margines, choć ciągle sejmowy, Polskie Stronnictwo Ludowe. - Ludowcy płacą cenę za osiem lat koalicji z Platformą, za zupełnie niezrozumiałą zmianę przywództwa w poprzedniej kadencji - ocenia prof. Chwedoruk. Gdyby nowe wybory odbyły się dzisiaj, ludowcy nie weszliby do parlamentu. Przez cały rok, w większości sondaży otrzymują około 3 proc. poparcia. - Borykają się z sytuacją, w której wyborcy tej partii z sympatią patrzą na rząd, a część polityków tej partii z sympatią patrzy na opozycję - poskreśla ekspert. Nowa orientacja w polskiej polityce Zdaniem prof. Chwedoruka, ostatni rok potwierdził obecność w polskiej polityce orientacji libertariańskiej. - Ona oczywiście jest bardzo eklektyczna, dopiero się kształtuje, ale widać ją wyraźnie po sukcesach w wyborach do Parlamentu Europejskiego Janusza Korwina-Mikkego, a teraz doszły jeszcze sukcesy krajowe Pawła Kukiza i jego formacji - wyjaśnia politolog. Po roku działania w Sejmie, poparcie dla Kukiz’15 utrzymuje się na stałym poziomie. W najnowszym badaniu politycy skupieni wokół Pawła Kukiza mogą liczyć na 9 proc. W poszczególnych miesiącach Kukiz’15 nie zaliczyło ani spektakularnych wzrostów ani spektakularnych spadków. Według prof. Chwedoruka Kukiz’15 wykorzystał swoją szansę, zważywszy na to, że nie wróżono mu wielkiego sukcesu. - Ruch Kukiza jest jednym ze zwycięzców politycznych mijającego roku - ocenia. - Wbrew kasandrycznym zapowiedziom nie rozpadł się tak łatwo jak mógł, mimo tego, że było tam kilka konfliktów wewnętrznych i kilka spektakularnych odejść. Było to ugrupowanie, które powstało właściwie ad hoc, mieli pewne doświadczenie samorządowe, ściągnęli też narodowców, którzy obracali się gdzieś tam na pograniczu wielkiej polityki. Groziła im powtórka z politycznej amatorszczyzny w stylu Ruchu Palikota - przypomina ekspert. Z klubem pożegnał się m.in. Robert Winnicki, reprezentujący Ruch Narodowy oraz Kornel Morawiecki i Małgorzata Zwiercan, którzy zostali wykluczeni po pamiętnym głosowaniu "na dwie ręce". Prof. Chwedoruk zwraca też uwagę na to, że przynajmniej część klubu parlamentarnego ugrupowania okazała się dość dobrze przygotowana do pracy w Sejmie. - Doskonale to było widać w dyskusjach choćby o TTIP i CETA, czego nie da się powiedzieć o posłach innych ugrupowań - ocenia. Zdaniem eksperta Kukiz’15 znalazł dla siebie dobre miejsce. - Ugrupowanie to jest beneficjentem centrowego statusu, który trafnie dla siebie obrało. To znaczy jest w opozycji, ale są takie tematy, w których jest mu bliżej do rządu, a Polacy z natury lubią polityczne centrum - uważa politolog. - Oczywiście im bliżej wyborów, tym trudniej będzie w tym miejscu tkwić, bo bardziej zacięta będzie walka między dwoma głównymi biegunami polskiej polityki. W miarę przychylne sondaże dla tej partii będą trzymały nawet bardziej niezadowolonych posłów i dawały nadzieję na stopniową budowę struktur lokalnych - przewiduje. Symboliczna klęska lewicy Wieczór wyborczy przyniósł pasmo sukcesów po prawej stronie i pasmo klęski po lewej. Lewica poniosła widowiskową porażkę i po raz pierwszy po 1989 r. nie wprowadziła swoich reprezentantów do parlamentu. - To chyba najbardziej symboliczne w ostatnich wyborach. Spektakularne samobójstwo SLD, które na własne życzenie nie znalazło się w Sejmie. Ono i tak traciło poparcie, chociażby z naturalnych demograficznych względów i przez własne błędy polityczne, natomiast chyba trudno było się spodziewać po tej teoretycznie doświadczonej i wiele lat istniejącej partii podejmowania działań, które w naturalny sposób podkopywały jej elektorat - ocenia prof. Chwedoruk. Nie lepiej ma się sytuacja pozostałych lewicowych ugrupowań. - Obranie przez nie na sztandary tematyki sporów kulturowych, co widać teraz przy aborcji, to piłowanie z entuzjazmem gałęzi, na której siedzą - uważa ekspert. - W ten sposób pracują na rzecz liberalnej opozycji - dodaje. Zdaniem prof. Chwedoruka, partie zapomniały, że "wyborcy lewicy w Polsce byli głównie skoncentrowani wokół pewnej tożsamości historycznej, a więc to idealny temat do polemiki z rządzącymi". - Partia Razem chciała być lewicą socjalną. Okazuje się, że nie ma przestrzeni dla formacji młodych ludzi, adresujących swoją ofertę do prekariatu. Mówiąc w skrócie to nie działa, i partię Razem widzimy tylko w konfliktach kulturowych, które niegdyś ta partia próbowała odsuwać nieco na dalszy plan - mówi ekspert. W tej sytuacji, według politologa, trudno sobie wyobrazić powtórkę sukcesu z zeszłorocznych wyborów.