Zdaniem prof. Chwedoruka najlepszym komentarzem do wypowiedzi ministra Waszczykowskiego, który nazwał "kpiną" odbywające się wczoraj w całej Polsce "czarne protesty", są reakcje innych polityków Prawa i Sprawiedliwości. Od słów szefa MSZ odcięła się rzeczniczka klubu parlamentarnego PiS Beata Mazurek. - Nie podzielam tej wypowiedzi (...) To jest prywatna wypowiedź pana Waszczykowskiego. Mamy świadomość tego, że wczorajsze marsze były ważne i istotne - mówiła w Sejmie. Zdecydowanie zareagowała również premier <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-beata-szydlo,gsbi,19" title="Beata Szydło" target="_blank">Beata Szydło</a>. - Wezwałam dzisiaj na rozmowę pana ministra Waszczykowskiego, i jasno powiedziałam mu, że nie będzie z mojej strony aprobowania takiego komentowania tych wydarzeń - poinformowała premier na konferencji po posiedzeniu Rady Ministrów. Szefowa rządu zaznaczyła, że każdy przejaw zbyt wielkiego podburzania emocji jest niepotrzebny". Kłopot dla PiS Wypowiedzi Witolda Waszczykowskiego odnośnie do "czarnych protestów" to kłopot dla Prawa i Sprawiedliwości. - Zachowując pewną ostrożność, bo mówimy dopiero o jednej fali, można stwierdzić, że te protesty są dużo większym problemem niż protesty KOD-u - zwraca uwagę prof. Chwedoruk. Jak tłumaczy ekspert, manifestacje Komitetu Obrony Demokracji były skoncentrowane na abstrakcyjnej i dla dużej części opinii publicznej niezrozumiałej tematyce. - Poza tym wszystko tam było bardzo niejednoznaczne. Wreszcie grupowały one i tak zdeklarowanych wyborców partii liberalnych, w tym zwłaszcza część pokolenia 50 plus, która głosuje na Platformę Obywatelską, mieszkańców wielkich miast, osoby bardziej zamożne itd - wyjaśnia ekspert. - Tymczasem podczas protestów w ostatnich czterech dniach pojawiły się nowe zjawiska, których PiS nie może zbagatelizować - podkreśla nasz rozmówca. Protesty przyciągnęły młody elektorat Jak zauważa ekspert, pojawili się na nich młodzi ludzie. - Oczywiście nie jesteśmy w stanie oszacować jaki to odsetek, bo nie sposób zmierzyć protestu pod tym kątem, ale sam fakt ich pojawienia się jest nowym zjawiskiem. Zwłaszcza, że pojawili się oddolnie i spontanicznie - mówi prof. Chwedoruk. To kłopot dla PiS, z uwagi na to, że partia włożyła bardzo dużo wysiłku w pozyskanie wyborców wśród młodego elektoratu. - PiS płaciło bardzo dużą polityczną cenę w latach 2007-2012 za brak jakiegokolwiek poparcia wśród młodego pokolenia. Za to Platforma była wówczas partią kumulującą głosy pokolenia ówczesnych 20-latków. PiS włożyło bardzo dużo wysiłku, żeby to zmienić. Co piąty głos młodego człowieka w ostatnich wyborach przypadał na PiS - przypomina nasz rozmówca. Ekspert zaznacza, że "oczywiście młodzi ludzie nie przesądzą o wyniku wyborów, bo oni dopiero uczą się polityki, są kapryśni w swoich preferencjach itd., ale bardzo łatwo, tak jak już to niegdyś z PiS-em było, mogą uczynić PiS negatywnym punktem odniesienia". Prof. Chwedoruk przypomina, że za to cenę zapłacił już kiedyś Donald Tusk "wszczynając niefortunną w długiej perspektywie czasowej wojnę z kibicami piłkarskimi, którzy bardzo szybko dotarli do reszty młodzieży". Chwilę potem pojawiły się antyrządowe protesty przeciwko ACTA. Siła elektoratu liberalnego Drugie nowe zjawisko dla PiS, które się ujawniło w ostatnich dniach to to, że elektorat liberalny, w tym szczególnie elektorat Platformy, jest mocno sfeminizowany. - I to jest czynnik mobilizujący dodatkowo w kontekście wyborów. Tymczasem elektorat PiS-u, prócz tego konserwatywnego trzonu, jest elektoratem w olbrzymim stopniu socjalnym, a wszędzie w świecie mniej zamożnych wyborców jest trudniej zaktywizować przed kolejnymi wyborami. - W interesie PiS-u absolutnie nie jest tworzenie dodatkowych kanałów mobilizacji liberalnego elektoratu. I to w niektórych wypadkach już nie tylko wielkomiejskiego elektoratu. Nie można liczyć na wieczną słabość opozycji - podkreśla prof. Chwedoruk. PiS przespało moment Po trzecie, jak zauważa nasz rozmówca, PiS dało się wciągnąć w sytuację, za którą krytykowało poprzednią koalicję rządzącą, gdy samo było w opozycji. - PiS kreowało swój wizerunek jako partii skupionej na rewitalizacji państwa, zwiększonej redystrybucji dochodów, większej sprawiedliwości społecznej, wskazując, że tematy kulturowe takie jak aborcja są tematami zastępczymi, którymi poprzednia koalicja próbowała tuszować własne niepowodzenia wywołując sztuczne spory. PiS dał się wpisać w konflikt dotyczący aborcji, mimo że, to nie partia przygotowywała projekty ustaw - zaznacza prof. Chwedoruk. Wypowiedzi ministra Waszczykowskiego, który stawia się jasno w roli strony sporu, stoją w sprzeczności z interesem partii rządzącej. - W interesie PiS jest pokazać, że do jakiegoś stopnia partia jest arbitrem - uważa ekspert. - <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-prawo-i-sprawiedliwosc,gsbi,39" title="Prawo i Sprawiedliwość" target="_blank">Prawo i Sprawiedliwość</a> przespało czas od momentu dostarczenia do Sejmu obu projektów do ostatniego weekendu. Z dzisiejszej perspektywy widać wyraźnie, że zamiast takich bipolaryzujących wypowiedzi jak ministra Waszczykowskiego, partia powinna była odrzucić oba projekty od razu, nawet narażając się na krytykę, że odrzuca projekty społeczne - stwierdza nasz rozmówca. Samoczynnie uruchomiony mechanizm Tymczasem przekazanie do dalszych prac w komisji restrykcyjnego projektu antyaborcyjnego i odrzucenie projektu liberalizującego prawo aborcyjne uruchomiło lawinę.Prof. Chwedoruk jest pewien, że z powodu konfliktu aborcyjnego PiS nie przegra wyborów, ale może to być jeden z wielu czynników, który przyczyniłby się do ewentualnej porażki. - Dla PiS-u, który przedstawia się jako partia oddolna, reprezentująca interesy tych, których system nie reprezentuje, bardzo niebezpieczne jest to, że mechanizm kontestacji rządzących uruchomił się samoczynnie. To wcześniej się nie zdarzało, a jeśli już to tylko lokalnie - podkreśla nasz rozmówca. - Warto, żeby politycy PiS-u, szczególnie minister Waszczykowski, przypomnieli sobie starą maksymę Jarosława Kaczyńskiego dotyczącą lat 90. Wtedy główną partią narodowo-katolickiej prawicy było Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, a Porozumienie Centrum Jarosława Kaczyńskiego pełniło rolę dużo łagodniejszej prawicy. Kaczyński powiedział wówczas, że ZChN jest najkrótszą drogą do dechrystianizacji Polski, i to powinno być przestrogą dla polityków PiS-u - podsumowuje w rozmowie z Interią prof. Chwedoruk.