Do tej pory posłowie mogli być karani za uniemożliwianie pracy izby, za nieusprawiedliwioną nieobecność i brak uczestnictwa w posiedzeniach izb i organów, oraz - od tego roku - za naruszenie powagi izby na sali posiedzeń. Teraz kar będzie więcej. - Kary są czymś naturalnym na tym świecie. Ale wszelkiego rodzaju kary - w sądach, rodzicielskie, regulaminowe - są reakcją na porażkę kultury i dobrego obyczaju. Są pewną ostatecznością. Pomysł i wprowadzenie kolejnych kar, w moim przekonaniu, jest porażką naszego parlamentaryzmu, złym znakiem - komentuje w rozmowie z Interią Tadeusz Cymański, wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego PiS i polityk Solidarnej Polski. W wersji projektu z początku maja, który pierwotnie trafił do Sejmu, PiS chciało nałożyć na posłów i senatorów "obowiązek należytego zachowania odpowiadającego pełnionej funkcji nie tylko na sali posiedzeń, ale także w innych miejscach, w których przebywają parlamentarzyści". Przepis w nowym brzmieniu nie precyzował, co miałoby wliczać się w te "inne miejsca". "Mandat posła czy senatora pełniony jest nie tylko na sali posiedzeń Sejmu i Senatu. Posłowie i senatorowie reprezentują Parlament Rzeczypospolitej Polskiej na obszarze całego kraju i poza nim dlatego też ich zachowanie powinno licować z powagą pełnionych przez siebie funkcji, również w miejscach niebędących salą posiedzeń, ale bezpośrednio związanych z wykonywaniem mandatu posła i senatora" - napisano w uzasadnieniu. Sformułowania te wywołały lawinę spekulacji i obawy opozycji, że nowelizacja pozwoli na karanie posłów za zachowanie np. na spotkaniach z wyborcami czy za wystąpienia w mediach. Autopoprawki PiS W czasie posiedzenia komisji regulaminowej, spraw poselskich i immunitetowych przedstawiciel wnioskodawców poseł Andrzej Matusiewicz z PiS przekonywał, że nie taka jest intencja PiS. Twórcy projektu w autopoprawkach doprecyzowali, że chodzi o "naruszenie powagi Sejmu, Senatu albo Zgromadzenia Narodowego w czasie posiedzeń lub posiedzeń ich organów". Oznacza to, że kary będą mogły być nałożone na parlamentarzystów za zachowania w czasie posiedzeń sejmowych i senackich komisji, zespołów czy grup parlamentarnych, podczas prac prezydium Sejmu i Senatu oraz Konwentu Seniorów. Matusiewicz przekonywał podczas obrad komisji, że nowe przepisy będą przydatne, gdy na przykład Zgromadzenie Narodowe będzie odbywało się poza budynkami przy ulicy Wiejskiej. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia po raz pierwszy przy okazji Zgromadzenia Narodowego z okazji 1050. rocznicy chrztu Polski, które odbyło się w Poznaniu. Podobna może wydarzyć się przy jubileuszu 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Matusiewicz przywołał też przykład obrad Sejmu na Sali Kolumnowej, gdy posłowie opozycji blokowali mównicę w grudniu 2016 r. Według projektu nowelizacji ustawy, posłowie mają też ponosić odpowiedzialność finansową za "naruszenie w rażący sposób spokoju lub porządku na terenie będącym w zarządzie Kancelarii Sejmu lub Kancelarii Senatu". W tej kwestii posłowie opozycji zwracają uwagę, że pod zarządem Kancelarii Sejmu pozostają też hotel sejmowy czy restauracja. Matusiewicz wyjaśniał podczas prac komisji, że miejsca "ustronne" nie zaliczają się do miejsc, gdzie posłowie "pracują merytorycznie", i zachowanie tam nie będzie oceniane. "Cierpliwość marszałka się skończyła" Co skłoniło PiS do wprowadzenia kolejnych kar? Posłowie opozycji dopytywali na komisji, czy wydarzyły się w ostatnim czasie jakieś konkretne sytuacje, które mogłyby skłaniać ku takiej zmianie. Wnioskodawcy projektu unikali odpowiedzi. Tadeusz Cymański upatruje konieczności wprowadzenia kolejnych kar w tym, że "cała sfera polityczna, jak i internet, stały się bardziej agresywne". - Zachowania polityków i temperatura sporu politycznego niestety nie zostały okiełznane. W tej sytuacji inicjatywa marszałka idzie w kierunku restrykcji. Czy to zda egzamin, czas pokaże. Myślę, że te kary będą pełniły bardziej funkcję odstraszania, a nie będą stosowane w praktyce. To jest też sygnał, że cierpliwość marszałka się skończyła - mówi w rozmowie z Interią. "Młot na opozycję" Opozycja grzmi, że to kolejny bicz na nich. - Ten projekt powinien być przede wszystkim dedykowany posłom PiS, którzy pohukują, gdy na mównicę wychodzi poseł o nazwisku Sowa, konsumują kanapki i sałatki, albo przeszkadzają posłom opozycji w wygłaszaniu swoich wystąpień. Ale oczywiście wiem, że tak nie będzie. Gdyby on miał charakter symetryczny i dotyczył wszystkich, to pewnie nawet moglibyśmy się nad nim pochylić. W istocie jest to tylko młot na opozycję: dla samych swoich nagrody, milionowe odprawy, przywileje, a dla posłów opozycji tylko i wyłącznie kary. Ale nawet się nie spodziewają, że prędzej czy później sami będą beneficjentami tych idiotycznych zmian - komentuje w rozmowie z Interią Piotr Zgorzelski z PSL, członek komisji regulaminowej, spraw poselskich i immunitetowych. Posłowie opozycji zwracają też uwagę, że wprowadza się nowe kary, ale nie ma od nich środka odwoławczego. Przedstawiciele PiS podczas obrad komisji zapewniali, że ta kwestia zostanie uregulowana później w regulaminach Sejmu i Senatu. - Będzie albo nie będzie. Na razie nie ma takich informacji i nie spodziewam się po PiS niczego dobrego - powątpiewa Zgorzelski. Kary tylko dla opozycji Jak pokazuje dotychczasowa praktyka marszałka Kuchcińskiego, obawy opozycji nie są całkiem bezzasadne. Z informacji, które przekazała Interii Kancelaria Sejmu wynika, że od początku trwającej kadencji Marek Kuchciński po obniżkę uposażenia sięgnął 11 razy (w 10 przypadkach procedura została zakończona, w jednym jest w toku). Za każdym razem ukarany został poseł opozycji. Niekwestionowanym rekordzistą jest poseł PO Sławomir Nitras. Został ukarany aż cztery razy. W jednej z jego spraw procedura jest nadal w toku - informuje Kancelaria Sejmu. Nitras dostawał też najdotkliwsze kary. Dwa razy pensję obcięto mu o połowę - raz na dwa miesiące, raz na miesiąc. W trzecim przypadku obniżono mu pensję o 1/4 uposażenia na okres jednego miesiąca. Ćwierć pensji za okres jednego miesiąca zabrano też Michałowi Szczerbie (PO), Monice Wielichowskiej (PO), Henryce Krzywonos-Strycharskiej (PO), Jakubowi Rutnickiemu (PO) i Kamili Gasiuk-Pihowicz (Nowoczesna). Z kolei Ryszardowi Petru - jako posłowi niezawodowemu i niepobierającemu pensji sejmowej - za karę nie wypłacono diety w wysokości 100 proc. za jeden miesiąc - wynika z danych Kancelarii Sejmu. W tej kadencji, jeden raz zdarzyło się też wykluczenie posła z obrad. 16 grudnia 2016 r. poseł PO Michał Szczerba wszedł na mównicę sejmową i zawiesił na niej kartkę z napisem "Wolne media". Po upomnieniu przez marszałka ściągnął ją, na co burzliwie zareagowała opozycja. "Panie marszałku kochany, muzyka łagodzi obyczaje..." - rozpoczął swoje wystąpienie Szczerba, po czym wyłączono mu mikrofon, a Kuchciński zdecydował o wykluczeniu go z obrad. Naruszenie powagi Sejmu, czyli co? Nową karę wprowadzoną przez PiS w tym roku, czyli naruszenie powagi Sejmu, zastosowano po raz pierwszy w czasie posiedzenia 21 marca 2018 r. Ukarany został Jakub Rutnicki. Gdy minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz mówił o członkostwie Polski w UE, poseł PO rzucił wtedy, że "to jednak nie zabory", nawiązując do jednej z wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy. Według prezydium Sejmu, powagę izby naruszyła również Kamila Gasiuk-Pihowicz na posiedzeniu 12 kwietnia. Posłanka twierdzi, że została ukarana za wystąpienie z wnioskiem o przerwę, w celu uspokojenia emocji na sali. Ostatnia, jeszcze niewyjaśniona do końca sprawa, dotyczy właśnie Sławomira Nitrasa. Decyzja ma związek z zachowaniem posła podczas wystąpienia premiera Mateusza Morawieckiego w czasie debaty nad wnioskiem o wyrażenie wotum nieufności wobec wicepremier Beaty Szydło. "Ze sporządzonego sprawozdania stenograficznego wynika, że poseł Sławomir Nitras przerywał wystąpienie Prezesa Rady Ministrów 32 razy" - napisano w komunikacie. Nitras uważa, że to "nękanie i mobbing". - Oceniam to jako dowód paniki, bezsilności i niskich walorów intelektualnych pana Terleckiego, jak również samego pana Kuchcińskiego - komentował. Poseł rozważa złożenie pozwu przeciwko Terleckiemu. Posłowie PiS bezkarni Kary za naruszenie powagi Sejmu wymierza prezydium, w którym zasiada marszałek Sejmu z PiS, dwoje wicemarszałków z PiS, oraz po jednym wicemarszałku z PO, Nowoczesnej i Kukiz’15. Przy rozkładzie głosów trzy do trzech, głos decydujący ma marszałek. Przedstawiciele opozycji nie mają żadnej szansy na sprzeciwienie się woli Kuchcińskiego czy przeforsowanie kar dla posłów PiS. A ci mogą czuć się bezkarni. Na sali obrad nieraz było słychać niewybredne komentarze z ust chociażby Krystyny Pawłowicz czy Dominika Tarczyńskiego. W lipcu 2017 r. prezes PiS Jarosław Kaczyński "bez żadnego trybu" mówił o "zdradzieckich mordach" opozycji. Marszałek nie reagował. Tadeusz Cymański przyznaje, że rzeczywiście można odnieść wrażenie, że kary dedykowane są tylko opozycji. - W szeregach mojej partii też zdarzały się różne zachowania. To przykuwa uwagę i staje się przyczynkiem do komentarzy, że robimy to jako bat dla opozycji. Należałoby sobie życzyć, żeby kary były sprawiedliwie przydzielane. Mam nadzieję, że ten nowy system w praktyce będzie działał na wszystkich, również i na nas - mówi Interii polityk PiS. Kary nie mają uzasadnienia Zdaniem prof. Beaty Łaciak, socjologa z Instytutu Spraw Publicznych, wprowadzenie nowych kar dla parlamentarzystów to "pomysł absurdalny", który nie ma żadnego uzasadnienia. - Nie chce mi się wierzyć, że wprowadzenie nowych kar może w jakikolwiek sposób przyczynić się do większej rozwagi w słowach czy bardziej przyzwoitych zachowań posłów - mówi w rozmowie z Interią ekspertka. Prof. Łaciak przyjrzała się pracom komisji etyki w kilku kadencjach. Z jej analiz wynika, że komisja jest organem upolitycznionym, a posłowie ją lekceważą. Według ekspertki, z nowymi karami będzie podobnie. - W komisji etyki wyniki glosowań są wiadome do przewidzenia, zawsze jest tak, że głosuje się przeciwko "nie swoim" parlamentarzystom. W poprzedniej kadencji opozycja głosowała przeciwko posłom koalicji rządzącej, teraz jest dokładnie tak samo, tylko partie się zmieniły. Nowe kary, tak samo jak komisja etyki, będą wyłącznie narzędziem politycznym - uważa prof. Łaciak. - Jeśli posłowie do tej pory nie dbali o powagę instytucji, którą reprezentują, jeśli do tej pory lekceważyli komisję etyki, to wydaje mi się, że pod groźbą kar finansowych nie będą zachowywali się lepiej. Natomiast gdyby było tak, że pod wpływem kar finansowych posłowie rzeczywiście zachowywaliby się lepiej, to można by - lekko ironizując - powiedzieć, że też nie ma się z czego cieszyć, bo to by znaczyło, że są na poziomie rozwoju moralnego dzieci, na które działają tylko i wyłącznie kary - mówi. Socjolog jest zdania, że zachowanie posłów obecnej kadencji nie jest czymś wyjątkowym i nie odbiega specjalnie od zachowania w poprzednich kadencjach. - Można mówić tylko o postępującej w każdej kolejnej kadencji większej brutalizacji języka - ocenia. Prof. Łaciak uważa, że zamiast dyscyplinowania i umoralniania posłów, należałoby informować o wszystkich niewłaściwych zachowaniach, po to by wyborcy sami mogli wybrać właściwe osoby w kolejnych wyborach.