W listopadzie ubiegłego roku PiS złożył projekt zmian w ustawie o ochronie zwierząt. Zakładał on głośny i budzący wiele kontrowersji zakaz hodowli zwierząt na futra, ale także ograniczenie uboju rytualnego, zakaz wykorzystywania zwierząt w cyrkach czy zakaz trzymania psów na uwięzi w sposób stały oraz kary za znęcanie się nad zwierzętami. Podobne projekty złożyły PO i Nowoczesna. Kaczyński pierwszym obrońcą zwierząt Największym orędownikiem zmian był sam <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-jaroslaw-kaczynski,gsbi,3" title="Jarosław Kaczyński" target="_blank">Jarosław Kaczyński</a>. Jako pierwszy podpisał się pod projektem ustawy. W kwestii hodowli norek na futra stanowisko prezesa PiS było jasne: całkowity zakaz. Pod koniec ubiegłego roku wystąpił nawet w spocie fundacji "Viva!", w którym przekonywał, że wprowadzenie zakazu to "droga do prawdziwej europeizacji Polski". "W Europie tego rodzaju praktyk się zakazuje, a często przenosi się firmy do Polski. To powinno być niedopuszczalne, my nie możemy być krajem drugiej kategorii i rzeczywiście musimy być prawdziwą Europą, i to jest krok w tym kierunku. To kwestia można powiedzieć serca dla zwierząt, litości wobec zwierząt i to sądzę, że każdy porządny człowiek powinien coś takiego w sobie mieć" - mówił górnolotnie Kaczyński. Widmo wprowadzenia zakazu od początku budziło bardzo silny sprzeciw branży. Polska jest drugim w Europie i trzecim na świecie producentem skór zwierząt futerkowych. Co roku zabija się w naszym kraju 8 mln norek, 75 tys. lisów, 60 tys. szynszyli i 10 tys. jenotów. Roczny zysk hodowców wynosi od 400 do 600 mln euro. Teraz PiS robi krok wstecz Nowy minister rolnictwa poinformował, że zakazu hodowli nie będzie, ale wprowadzone zostaną większe restrykcje i silniejszy nadzór. "Bardzo ostro zaostrzę kryteria kontroli ferm" - zapowiedział Jan Krzysztof Ardanowski. Okrojony projekt ma trafić pod obrady Sejmu po wakacjach. "Czy szef PiS stracił serce dla zwierząt?" - pytają Andrzej Halicki i Paweł Suski z PO. Co się zmieniło? "Polityka polega na tym, że realizuje się te cele, które są możliwe do zrealizowania. Oczywiście wiele osób z nas z PiS, w tym ja osobiście, byłbym za tym, żeby nie zabijać zwierząt dla zaspokojenia pewnej próżności jakiej są futra" - wyjaśniał zmianę decyzji na antenie Polskiego Radia <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-jacek-sasin,gsbi,22" title="Jacek Sasin" target="_blank">Jacek Sasin</a>. Stwierdził, że przemysł futrzarski jest dziś "ważną gałęzią polskiej gospodarki". Zwyciężył pragmatyzm Eksperci nie mają wątpliwości, w PiS zwyciężyła przedwyborcza kalkulacja. - To klasyczna w polityce sytuacja, kiedy zbliżające się wybory zmuszają polityków do dodatkowej lekcji pragmatyzmu, a nie trzymania się wcześniejszych zapowiedzi - mówi w rozmowie z Interią prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. - Prezes Jarosław Kaczyński bardzo kocha zwierzęta, ale jeszcze bardziej kocha władzę, i mówię to bez cienia ironii - komentuje prof. Antoni Dudek, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Element szerszej układanki Zdaniem prof. Dudka na decyzję o wycofaniu się PiS z wprowadzenia zakazu hodowli zwierząt futerkowych trzeba patrzeć w szerszym kontekście. - PiS walczy o eliminację swojego jedynego i największego przeciwnika na wsi, czyli PSL. Jeśli to się uda i PSL zniknie ze sceny politycznej, to oczywiste jest, że na długie lata PiS zdominuje polską wieś - mówi. W ostatnim czasie pojawiły się jednak - według politologa - wątpliwości w PiS, czy zmiażdżenie PSL powiedzie się. W pierwszym okresie rządów wydawało się, że PSL jest w głębokiej defensywie, a PiS na fali. Jednak w ostatnim roku problemy na wsi się nawarstwiły. Rolników dotknęła susza, minister Jurgiel nie radził sobie z problemem afrykańskiego pomoru świń. - Gdy na horyzoncie pojawiło się pewne niezadowolenie środowisk rolniczych, choć hodowcy zwierząt futerkowych nie są klasycznymi rolnikami, ale są związani z branżą rolno-spożywczą, prezes Kaczyński zgodził się poświęcić swojego starego druha Krzysztofa Jurgiela (byłego ministra rolnictwa - red.), który ewidentnie sobie nie radził - wyjaśnia ekspert. - Podejrzewam, choć nie mam tu zakulisowej wiedzy, że częścią kontraktu zakładającego objęcie ministerstwa przez Jana Krzysztofa Ardanowskiego, był jego warunek, że z tej sprawy zakazu hodowli na futra się wycofujemy. Tak mi się wydaje. Kaczyński z ciężkim sercem, ale na to przystał, bo zorientował się, że PiS może stracić sporo przed wyborami samorządowymi - uważa prof. Dudek. Wpływowe lobby Lobby hodowców pokazało już, że jest bardzo wpływowe, i pójście z nim na wojnę jest obarczone ryzykiem. - Narażenie się na publiczną polemikę z wpływową grupą lobbystyczną, gdyby ta ustawa przeszła w pierwotnym kształcie, byłoby dużo większą stratą aniżeli potencjalne zyski - przekonuje prof. Chwedoruk. A o wpływach branży świadczy choćby zyskanie w tej sprawie poparcia ojca Rydzyka. "Gdy słyszę o pomyśle zakazu hodowli zwierząt futerkowych, pytam: gdzie ja jestem? Może niedługo zakażą hodowli kurczaków? (...) Nawet, jeśli ktoś ma władzę, to nie może tego bezwzględnie używać. (...) Działania wymierzone w hodowców zwierząt futerkowych są dla mnie nienormalne. Jakie to lobby działa? O co tu chodzi? Nie przesadzajmy. Nie musimy wszyscy być wegetarianami. Człowiek się liczy, życie człowieka" - wykpiwał projekt PiS dyrektor Radia Maryja. - Jak na katolickiego księdza to gorliwość, z jaką wypowiadał się w tej sprawie, zwłaszcza za pontyfikatu papieża Franciszka, patrona zwierząt, jest dość szczególna. To pokazuje, że hodowcy potrafili dotrzeć do ojca dyrektora i przekonać go do swoich racji - ironizuje prof. Dudek. Wizerunek prezesa PiS narażony na szwank Przy okazji wycofania się z kontrowersyjnych przepisów ustawy o ochronie zwierząt, Jarosław Kaczyński pokazał też, że dla maksymalizacji zysku wyborczego jest w stanie wycofać się z szczególnie ważnej dla niego osobiście obietnicy, którą sam firmował. - Ta sytuacja pokazuje, że nasza wizja przywódcy partii, który jest dzisiaj niemal niekontrolowany i ma niemalże władzę absolutną, a już zwłaszcza w PiS, nie do końca się potwierdza. Polityka działa tak, że czasami, wydawałoby się całkowicie niekwestionowany dla danego środowiska lider, nie wszystko może. Na szczęście, być może, nie jest tak, że jakikolwiek polityk jest do końca wszechmocny - wyjaśnia prof. Chwedoruk. Według eksperta, działanie PiS to klasyczny przykład odchodzenia od ocieplania wizerunku, który z pewnością wykorzysta opozycja, a temat - choć drobny z punktu widzenia ogółu społeczeństwa - będzie przewijał się w kampanii wyborczej.