Aleksandra Gieracka, Interia: Przez 10 lat pracowała pani jako dziennikarka. Dlaczego zdecydowała się pani na przejście do polityki? Magdalena Sobkowiak: - To była naturalna ewolucja. Po tym, jak w 2016 r. odeszłam z Telewizji Polskiej, bo nie było mi po drodze z wizją nowego kierownictwa, zostałam w Brukseli i zaczęłam pracę w Komisji Europejskiej. Byłam tam speechwriterem. Przygotowywałam przemówienia dla komisarzy, organizowałam też duże imprezy. Zajmowałam się polityką obronną i kosmiczną UE oraz gospodarką. Powoli, małymi krokami, zaczęłam przechodzić na drugą stronę. Później pojawiła się propozycja współpracy od Władysława Kosiniaka-Kamysza. Wróciłam do Polski i zaczęłam pracę z prezesem PSL-u. Jak jest po drugiej stronie szklanego ekranu? - Wszystko widać z zupełnie innej strony i to jest niesamowicie ciekawe doświadczenie. Każdego dnia przydają mi się doświadczenia z ponad 10-letniej pracy w mediach. Widzę też, że pewne wyobrażenia dziennikarzy o politykach nie do końca się sprawdzają, i w drugą stronę, rozmawiając teraz z politykami, widzę, że mają pewne wyobrażenia o mediach, które też nie do końca są prawdziwe. Dlaczego postawiła pani akurat na Władysława Kosiniaka-Kamysza? - Uważam, że jest to najzdolniejszy polityk na naszej scenie politycznej. Jestem pewna, że będzie osiągał kolejne sukcesy - pierwszym będą wygrane wybory prezydenckie. Już ostatnie lata pokazały, że jest to polityk, który potrafi podejmować dobre decyzje, ale jest to też bardzo mądry człowiek, mający swoją wizję rozwoju Polski. Mówi pani: "wygrane wybory prezydenckie". Pewności pani nie brakuje. - Trudno nie być pewnym, kiedy jest się szefem sztabu wyborczego. Jesteśmy gotowi do tej walki, nasza trasa po Polsce ruszyła już ponad miesiąc temu, działają już wolontariusze. Mamy rozpisany każdy dzień kampanii. Podchodzimy do tego na serio. Chcemy zdobyć jak najlepszy wynik. Na dzisiaj celem jest wejście do drugiej tury, a później wygrana. Zdecydowanym liderem sondaży jest jednak Andrzej Duda, na drugim miejscu znajduje się Małgorzata Kidawa-Blońska, i dopiero za nimi w tyle na podobnym poziomie plasują się kolejni kandydaci opozycji, w tym Władysław Kosiniak-Kamysz. - Do wyborów zostały prawie cztery miesiące i wszystko jeszcze może się zmienić. Pamiętam rok 2015, kiedy sondaże przez długi czas nie były przychylne dla Andrzeja Dudy, a wynik Magdaleny Ogórek był bardzo dobry. W kim, w tej chwili, lider PSL widzi głównego rywala? - To nie jest tak, że my szukamy wroga. Doświadczenie z wyborów parlamentarnych pokazuje, że Władysław Kosiniak-Kamysz przyciąga do siebie najróżniejsze elektoraty. Wówczas na Koalicję Polską zagłosowało pół miliona wyborców, którzy w 2015 r. głosowali na PO. Będziemy sięgali po wszystkim tych, którzy chcą zmiany i nie chcą wojny wykańczającej jedną i drugą stronę. Dziś te podziały zaszły za daleko, a można mieć wrażenie, że i PiS, i PO wzajemnie karmią się tym konfliktem. Kierujemy nasz przekaz do tych, którzy chcieliby, aby prezydent był spoza duopolu, żeby miał funkcję kontrolną nad tym, co się dzieje, i żeby doprowadził do zakończenia konfliktu. W ten sposób pozycjonuje się również Szymon Hołownia. To z nim będziecie przede wszystkim musieli walczyć o głosy? - Tylko że Szymon Hołownia jest osobą spoza polityki. Nie wiemy, jakby postąpił w wielu sytuacjach, nie ma doświadczenia. A w polityce potrzebna jest sprawczość. Teoretycznie ma ją Andrzej Duda, choć wykorzystuje ją w odwrotny sposób - nie proponuje rozwiązań, tylko za każdym razem akceptuje to, co proponuje Prawo i Sprawiedliwość. Prezydent powinien mieć też mocne zaplecze parlamentarne, tak żeby ustawy, które proponuje, miały później faktycznie szanse wchodzić w życie. Tego Szymon Hołownia nie ma. To, co dla wyborcy może być atutem Hołowni, czyli jego bezpartyjność, według pani, jest dla niego obciążeniem? - Urząd prezydenta powinien być kolejnym etapem na drodze politycznej. Polityk, który aspiruje do tej funkcji, powinien mieć pewne doświadczenia, wykazać skuteczność. Tego o Szymonie Hołowni powiedzieć nie można. A jak pani ocenia kandydaturę Roberta Biedronia? To, że Lewica jednak zdecydowała się na wystawienie go wyborach, to dla sztabu dobra czy zła wiadomość? - Dobrze, że Lewica podjęła decyzję. Trochę szkoda, że nie postawili jednak na kobietę tak, jak w pewnym momencie zapowiadali. Cieszymy się, że jest lewicowy kandydat. Tak samo cieszymy się z obecności Szymona Hołowni, bo tak jak w wyborach parlamentarnych większy wachlarz partii politycznych sprawił, że więcej Polaków poszło do wyborów, tak mamy nadzieję, że teraz większy wybór pomiędzy kandydatami sprawi, że każdy będzie głosował na tego, na kogo naprawdę chce, a nie będzie musiał wybierać mniejszego zła. Mamy nadzieję, że już niedługo wszyscy kandydaci wezmą udział w debatach, Władysław Kosiniak-Kamysz jest na to gotowy. Kandydaci opozycji będą ostro ze sobą rywalizować i wzajemnie się atakować, czy będzie jakiś pakt o nieagresji między nimi, skoro każdemu z nich zależy na odsunięciu Andrzeja Dudy od władzy? - Filozofia Władysława Kosiniaka-Kamysza jest taka, że nie atakuje nikogo, ani nikogo nie stara się pokonać, tylko chce przekonać do siebie wyborców. W jakiego wyborcę głównie celujecie? - Przede wszystkim w osoby zmęczone wojną polsko-polską, które chcą po prostu spokoju. Chcą też, aby była kontrola nad tym, co robi Prawo i Sprawiedliwość. Władysław Kosiniak-Kamysz kieruje też swoje propozycje do przedsiębiorców. Koalicja Polska jest dzisiaj jedynym reprezentantem tej grupy na scenie politycznej. O uwagę przedsiębiorców próbuje zabiegać też Konfederacja. - To prawda, chociaż tu już Koalicja Polska pokazała swoją skuteczność - chociażby w Sejmie jest już złożony projekt dobrowolnego ZUS. Do Koalicji Polskiej przystąpiły różne grupy przedsiębiorców i rzemieślników. Współpracujemy z nimi na co dzień, z nimi powstaje program wyborczy Władysława Kosiniaka-Kamysza. Zależy nam na środowisku samorządowców, bo dzisiaj widzimy zwijanie samorządności, przycinanie budżetów. Władysław Kosiniak-Kamysz mówi też o tym, że chciałby, żeby Polska była krajem, w którym każdy czuje się jak u siebie, w którym każdemu po prostu chce się żyć. Gdzie nikt nie czuje się w żaden sposób dyskryminowany, eliminowany. Na ile procent liczycie w pierwszej turze wyborów? - Liczymy na wejście do drugiej tury. To, że mamy czterech mocnych kandydatów w opozycji do Andrzeja Dudy, może sprawić, że do wejścia do drugiej tury wystarczy kilkanaście procent. O czym będzie ta kampania? Wokół jakiej emocji będzie się koncentrować? - Dzisiaj widzimy, że wiele emocji jest związanych z wymiarem sprawiedliwości. Pytanie, jak będą wyglądały następne miesiące. Na pewno narracja będzie zależała w dużej mierze od tego, co będzie robił obóz rządzący. Widzimy wyraźnie, że spór o sądownictwo dzieli różne grupy. - Obawiam się, że to będzie kolejna kampania, w której będzie dominowała polaryzacja. Mówię "obawiam się", bo jednak dużo ważniejsza jest dyskusja o tym, co dany kandydat faktycznie chce zrobić. My jesteśmy nastawieni na to, żeby prezentować swój program, ale też źródła jego finansowania, tak jak to robiliśmy w kampanii parlamentarnej. Kiedy możemy spodziewać się programu? - Wszystko przed nami. Czekamy, aż marszałek Sejmu Elżbieta Witek ogłosi datę wyborów. Dobrze, żeby zrobiła to jak najszybciej, bo dzisiaj mamy do czynienia z sytuacją, w której tylko partia rządząca wie, kiedy oficjalnie rozpocznie się kampania. Co sztab planuje na oficjalne rozpoczęcie kampanii? - Oczywiście niezbędnym elementem każdej kampanii prezydenckiej jest duża konwencja i ona odbędzie się najprawdopodobniej jeszcze w lutym. Władysław Kosiniak-Kamysz chwali się zdjęciami z rodziną w mediach społecznościowych. Na ile rodzina kandydata zaangażuje się w kampanię? - Paulina Kosiniak-Kamysz jest świetną kandydatką na pierwszą damę i na pewno będzie bardzo wspierać męża. Będzie bardzo aktywna. A jaka będzie rola Pawła Kukiza? Będzie widoczny? - Bliska współpraca cały czas trwa. Myślę, że Paweł Kukiz zaangażuje się w tę kampanię. Z doniesień mediów wynika, że na czele sztabu Andrzeja Dudy stanie wiceprezes PiS Joachim Brudziński. Rywalizacja z nim to też dla pani osobiste wyzwanie? - Jest to takie samo wyzwanie, jak rywalizacja z każdym innym szefem sztabu. Joachim Brudziński to świetny organizator. Widocznie Prawo i Sprawiedliwość stawia na to, że kampanią wyborczą będzie kierował ktoś, kto wchodzi w skład bezpośredniego kierownictwa partii. Władysław Kosiniak-Kamysz zdecydował się na inny rozwiązanie - kogoś spoza świata polityki. Joachim Brudziński słynie z ostrego języka, lubi wdawać się w twitterowe przepychanki. Spodziewa się pani tutaj jakichś zaczepek? - Jestem pewna, że będziemy odnosić się do siebie z szacunkiem. Zresztą, pracując przez 10 lat jako reporterka polityczna, miałam nieraz okazję rozmawiać z panem europosłem Brudzińskim. Były to zawsze miłe rozmowy. Rozmawiała: Aleksandra Gieracka