Albania jest coraz popularniejszym wśród Polaków kierunkiem na sezon letni. Kusi nie tylko pięknymi plażami, ale też górami, jedzeniem oraz niskimi jak na Europę cenami. - Faktycznie, wybieramy ją częściej. W kraju tym wciąż rozwija się infrastruktura noclegowa. W ostatnich latach wybudowano wiele nowych hoteli - przyznaje w rozmowie z Interią Marek Kamieński, ekspert do spraw turystyki. Będąc tam na urlopie, niemal każdy usłyszy od przewodnika hasło: "zbliżająca się legalizacja marihuany". O co chodzi, ile w tym prawdy, a ile chwytliwego marketingu dla zwiedzających? Plany premiera - Zalegalizujemy konopie indyjskie do celów medycznych, torując tym samym drogę do nowych miejsc pracy i dobrobytu gospodarczego. Wdrożymy to, bo tak sądzi opinia publiczna. Nie będzie debaty - oświadczył w kwietniu socjalistyczny premier Albanii Edi Rama, odnosząc się do wyników sondażu National Consultation. W ankiecie składającej się z 12 pytań na temat szeregu zagadnień - od geopolitycznych, po społeczne i gospodarcze - wzięło udział 560 tys. osób. Ponad 308 tys. poparło legalizację marihuany do celów medycznych. Przeciwnych było 148 tys., a 51 tys. nie miało zdania. Projekt ustawy opublikowany na rządowych stronach 30 czerwca zakłada zalegalizowanie produkcji konopi indyjskich "do użytku medycznego i przemysłowego" dla firm mających doświadczenie w tej dziedzinie w Unii Europejskiej. Odbywałoby się to na zasadzie przyznawania licencji na uprawy do 150 hektarów od 2023 roku. Zainteresowane przedsiębiorstwa muszą posiadać kapitał powyżej 100 mln leków (8 mln euro). Byłyby również nadzorowane przez utworzoną w tym celu instytucję państwową. Przysługa wyświadczona gangsterom? Chociaż produkcja medycznej marihuany jest dozwolona nawet w kilku państwach członkowskich UE (Francja czy Chorwacja), posunięcie to uważa się za bardziej kontrowersyjne w Albanii, gdzie nielegalne plantacje konopi indyjskich i ich przemyt stanowią poważny problem. Obecnie około 40 procent więźniów skazano tam za przestępstwa narkotykowe. Flamur Noka - parlamentarzysta reprezentujący Demokratyczną Partię Albanii oraz były minister spraw wewnętrznych tego kraju w latach 2012-2013 - podkreśla, że ewentualna zmiana przepisów byłaby przysługą wyświadczoną przez rząd niektórym koncernom. - Zwiększyłaby się też liczba gangów, a handel narkotykami osiągnąłby ogromne rozmiary. Uwierzycie, że każdy, komu Rama przyznałby licencję na uprawę marihuany miałby czyste intencje i nie był przestępcą? - pyta. Inny poseł tej partii, Enkelejd Alibeaj (minister sprawiedliwości w latach 2007-2009), nazwał ten ruch szaleństwem ułatwiającym dalszą produkcję marihuany w celu przemytu pod przykrywką użytku medycznego. - Wszyscy wiedzą, że w kraju, w którym przestępczość i korupcja są bardzo wysokie, utrzymanie takiej działalności pod kontrolą jest prawie niemożliwe - dodaje. Syrop na lepszy sen Dr Rigels Halili - wykładowca Studium Europy Wschodniej UW - w rozmowie z Interią zaznacza, że marihuana na Bałkanach nie jest niczym nowym. - Wcześniej palono ją, żuto, produkowano syropy na lepszy sen czy balsamy na szybsze gojenie ran. Albania ma zresztą zielarską tradycję leczenia, szczególnie w rejonach górskich. Masowa, nielegalna produkcja ruszyła po roku dwutysięcznym. Działali zarówno lokalni mieszkańcy, jak i kartele europejskie, głównie włoskie. Nie sposób nie wspomnieć o Lazarat słynącym z nielegalnych plantacji konopi indyjskich. To mała mieścina położona w górskim rejonie południowej Albanii. Nieopodal znajduje się Gjirokastra, miasto-muzeum, w którym przed laty na świat przyszedł dyktator Enver Hodża. Jeszcze kilka lat temu (do 2014 roku) w Lazaracie produkowano rocznie 900 ton marihuany o wartości 4,5 miliarda dolarów, czyli połowy produktu krajowego brutto całej Albanii. Rzecz jasna, wpływy te nie zasilały budżetu republiki, a cały interes kontrolowały mafie. Marihuana szła wtedy na eksport do Grecji, Włoch czy Holandii. W 2013 roku zmieniła się władza. Partia socjalistyczna zaczęła walkę z produkcją narkotyku. Udało się to stłumić na dwa-trzy lata. Punktem zwrotnym był również moment skazania na karę więzienia (trzy lata i cztery miesiące za nadużycie swojego urzędu w związku z siecią handlarzy narkotykami) byłego ministra spraw wewnętrznych Albanii Saimira Tahiriego. Wyrok sądu apelacyjnego zapadł w tym roku, po pięcioletnim procesie. Uwadze mediów nie uszły nagrania rozmów członków jednego z gangów. Wymieniali oni nazwisko polityka oraz wspominali o kupowanych mu prezentach. Śladem Macedonii Północnej Dyskusja na temat legalizacji marihuany w celach medycznych w Albanii zaczęła się w 2013 roku. Z przerwami trwa do dziś. - W 2016 roku sąsiednia Macedonia Północna zmieniła prawo, decydując się na taki krok. Jednak nie zamknęło to nielegalnego obiegu w tym kraju. Na rynek weszły europejskie koncerny uprawiające konopie nie tylko, by leczyły, ale również jako narkotyk. To ciemna strona biznesu - wyjaśnia Halili. Tegoroczny raport Biura ONZ ds. Narkotyków i Przestępczości umieścił Albanię na siódmym miejscu w skali międzynarodowej wśród głównych krajów pochodzenia konopi indyjskich w latach 2016-2020. Wyprzedziły ją tylko: Maroko, Afganistan, Hiszpania, Holandia, Pakistan i Liban. - To dane bazujące na liczbie zlikwidowanych przez służby plantacji. Trudno więc określić rzeczywistą skalę. Myślę, że to walka z wiatrakami. Producentom łatwo skorumpować lokalną policję. Dlatego w ostatnich latach plantacje namierza się przy pomocy specjalnych dronów wykorzystywanych przez Drug Enforcement Administration (DEA) - agencję rządową podlegająca Departamentowi Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych mającą filię w Albanii. "To mrzonka" Halili zwraca uwagę na to, że partia premiera Ramy nie opowiada się za legalizacją do celów medycznych jednogłośnie. - Nad projektem od 2015 roku pracują komisje. Wraca on jak bumerang. Tak samo kwestia głosowania nad nim. Zagraniczni eksperci są zgodni: Zmiana przepisów nie zwalczy nielegalnej produkcji. Ci chcący palić i tak znajdą na to sposób. Według naukowca - paradoksalnie - odurzanie marihuaną w Albanii jest dość rzadkie. - W barach w Tiranie oczywiście da się ją wyczuć, ale nie jest to powszechnie zażywany narkotyk. Przeciwnicy uważają, że legalizacja zwiększy popyt. Wystarczy posłuchać rodziców nastolatków. Nie ma zgody społecznej, raczej odwrotnie - są chęci by zwalczać ten proceder. Niechętne są również cztery główne wspólnoty wyznaniowe: Katolicy, prawosławni, muzułmanie i bektaszyci. Twierdzą, że zniszczy to rodzinę będącą czymś niezwykle istotnym. Warto przytoczyć też badania społeczne pokazujące, że odpowiedzialność za produkcję marihuany w kraju Albańczycy zrzucają na świat zewnętrzy, nie na siebie. - Coś na zasadzie: Wykorzystują nasze tereny do własnych celów. Jedno jest pewne, zdanie: "Zalegalizujmy marihuanę to pozbędziemy się gangsterów i ucywilizujemy jej produkcję" to mrzonka - puentuje Rigels Halili. Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: aleksandra.cieslik@firma.interia.pl