Agnieszka Waś-Turecka, Interia: Polski rząd twierdzi, że fakt, iż premier Beata Szydło nie podpisała konkluzji szczytu Rady Europejskiej sprawia, że jest on nieważny. Jest? Sirpa Pietikäinen, fińska europosłanka z frakcji EPL: - W mojej ocenie - jest ważny. Wszystkie pozostałe kraje złożyły swój podpis. Wnioski zostały przyjęte. Nie ma takiego prawa w demokracji, które mówiłoby, że jeśli się na coś nie zgadzasz, to to nie obowiązuje. Mogłabym powiedzieć, że nie zgadzam się na płacenie podatków, ale to nie oznacza, że nie muszę ich płacić. Trzeba zrozumieć, jakie prawa rządzą Unią Europejską... Polski rząd to rozumie? - Myślę, że tak, choć chyba wolałby tego nie rozumieć. Europejski stół to nie jest bufet na wynos, z którego możesz wziąć tylko to, co chcesz. To nie jest tylko zgoda na współpracę między liderami. To pewna społeczność. Czyli reelekcja Donalda Tuska to fakt i nic, co zrobi polski rząd, tego nie zmieni? - Tak. Przed głosowaniem premier Beata Szydło tłumaczyła członkom Rady Europejskiej, z czego wynika polski sprzeciw wobec kandydatury Donalda Tuska. Mówiła, że - zdaniem rządu - brak mu neutralności, że aktywnie wspiera polską opozycję. Podziela pani te argumenty? - Oczywiście nie śledzę dokładnie sytuacji w Polsce i nie wiem, czy są jakieś poufne informacje na temat zaangażowania Donalda Tuska w sprawy krajowe. Jeśli tak jest, jeśli faktycznie jest jakiś spisek miedzy opozycją i szefem RE, to ciężar udowodnienia tego spoczywa na tym, kto tak twierdzi, czyli na polskim rządzie. Jeśli ktoś mówi, że biję starsze panie, to jeszcze nie znaczy, że ja je faktycznie biję. Jeśli pojawia się takie twierdzenie - a to wobec Tuska jest naprawdę paskudne - to powinno być ono poparte konkretnymi dowodami. - Poza tym pamiętajmy, że Donald Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej powinien stać na straży stanowiska UE w kwestii naruszania zasad państwa prawa, zasad demokracji czy praw człowieka. Donald Tusk nie jest reprezentantem Polski w Radzie Europejskiej. Beata Szydło nim jest. - Tak. Dlatego to wygląda, jak dobrze rozegrane celowe nieporozumienie. Niektórzy przywódcy i dyplomaci oceniają, że to polityczna zemsta Jarosława Kaczyńskiego na Donaldzie Tusku. Zgadza się pani z tym? - Nie wiem, choć oczywiście może tak być. Politycy są tylko ludźmi. Bez tego założenia trudno zrozumieć, dlaczego np. Donald Trump zachowuje się tak, jak się zachowuje. Jak ocenia pani wczorajsze działania polskiego rządu? Blokowaliśmy Polaka na wysokie unijne stanowisko, nie podpisaliśmy konkluzji ze szczytu... - Przede wszystkim - to nieodpowiedzialne. To coś bardzo niepokojącego. I nie chodzi mi tutaj tylko o polski rząd, ponieważ to jest część pewnego ruchu politycznego w Europie i w USA, który zaprzecza faktom, traktuje zasady i prawo według własnego uznania - innymi słowy łamie je, np. zasady państwa prawa - oraz podejmuje jednostronne działania. Rządy mogą być różne - prawicowe czy lewicowe - ale powinny walczyć o swoje racje w ramach pewnych zasad i porządku prawnego. Czasem wygrywasz, czasem przegrywasz, ale podporządkowujesz się prawu. Jeśli złamiesz tę ważną zasadę, to co wtedy? Nie twierdzę, że będziemy mieli III wojnę światową, bo polski rząd nie podpisał konkluzji ze szczytu, ale jeśli będziemy tak traktować nasz porządek prawny, to do czego nas to doprowadzi? Obawiam się, że do chaosu i ostatecznie - do jakieś formy przemocy. Jakie skutki dla polskich interesów w UE będą miały wczorajsze wydarzenia? - Będą i nie będą miały. Po pierwsze, to wygląda jak celowy zabieg na potrzeby krajowej publiki. Patrzcie, zrobiliśmy coś takiego, a oni tak zareagowali, więc to oni są źli. Podobny sposób działania jak w przypadku terrorystów - wiedzą, że eksplozja w Brukseli nie zawali Belgii czy UE, ale pozwoli wzbudzić w społeczeństwie niechęć, a nawet wrogość wobec imigrantów czy muzułmanów. Wtedy będą mogli powiedzieć: patrzcie, jak oni się zachowują i wykorzystać to do rekrutowania kolejnych bojowników. To podobny sposób myślenia, ponieważ polski rząd może powiedzieć, że działał na rzecz polskich interesów i to zła Europa tak źle go potraktowała. - Po drugie jednak, UE jest trochę jak matka, która pilnuje, by pewne zasady były przestrzegane. I kiedy jej nastoletnie dziecko przechodzi bunt, nie wyrzuca go na ulicę i nie mści się, ale próbuje tłumaczyć. Podobnie UE - cały czas próbuje tłumaczyć, że musimy działać w określony sposób, aby utrzymać Wspólnotę w jednym kawałku. Więc nie chodzi o zemstę na Polsce, jednak - podobnie jak w przypadku matki - jeśli twoje dziecko nie stosuje się do twoich zasad, to ufasz mu mniej czy więcej? Skoro tak, to jak będzie wyglądała przyszła współpraca Polski z Radą Europejską i Donaldem Tuskiem? Wczoraj Tuska zapytano, w jaki sposób będzie rozmawiał z polskim rządem. Powiedział, że w języku polskim. Na co Jean-Claude Juncker odparł, że ma nadzieję, iż polski rząd rozumie ten język. - Ze strony UE komunikacja będzie konstruktywna i otwarta. Jednak - by znów zacytować Jean-Claude’a Junckera - w pojedynkę nie da się prowadzić dyskusji. Poczekajmy i zobaczymy, czy druga strona zrozumie to, co usłyszy. Czy to nie jest niebezpieczne dla przyszłości UE, że wysoki urzędnik unijny został wybrany przy aktywnym sprzeciwie ze strony swojego kraju? - To zależy. Jeśli mielibyśmy do czynienia z poważnym przypadkiem nadużycia zaufania czy pozycji, jeśli rząd tego kraju byłby uważany za konstruktywnego gracza, to wtedy byłby to zły znak. Tylko wtedy mielibyśmy pewnie do czynienia z przynajmniej półrocznymi negocjacjami na ten temat. - Ale jeśli mamy do czynienia z tego typu występem na ostatnią chwilę, to nie widzę innego wyjścia z sytuacji. Czy nie byłoby bardziej destruktywne dla UE, gdybyśmy zdecydowali odwrotnie? Gdybyśmy wybrali polskiego kandydata? Mam poważne wątpliwości, czy to byłoby bardziej konstruktywnym wyjściem. Z Brukseli Agnieszka Waś-Turecka *** Jeśli interesuje cię temat Unii Europejskiej, obserwuj autorkę na Twitterze Przeczytaj materiały Interii prosto z Brukseli: Polska sobie rzepkę skrobie Procedura KE wobec Polski. To Tusk dał "zielone światło"? Niemcy mają dla Polski propozycję nie do odrzucenia? Ryszard Czarnecki: Świetny manewr rządu PiS Jarosław Wałęsa: To zdrada. Wszyscy tak to postrzegają