Agnieszka Waś-Turecka, Interia: Niepokoi pana ministra fakt, że w ciągu roku mieliśmy w kraju trzy poważne incydenty drogowe z udziałem limuzyn rządowych? Konrad Szymański, Sekretarz Stanu ds. europejskich w Ministerstwie Spraw Zagranicznych: - Nie wypowiadam się na tematy spoza zakresu mojej odpowiedzialności. Pan osobiście nie ma ochrony BOR? - Nie. Ale podróżuje pan dużo z premier Beatą Szydło. Czuje się pan wówczas bezpiecznie? - Całkowicie. Ale to nie ma żadnego znaczenia w odniesieniu do okoliczności wypadku premier Szydło. Platforma Obywatelska uznała, że to dziwne, że tak szybko przypisano winę za piątkowy wypadek młodemu kierowcy seicento. Pana też to dziwi? - Dziwi mnie nadpobudliwość opozycji w tego typu sytuacjach, gdy naprawdę lepiej trochę pomilczeć, a nie wywoływać emocje polityczne. Zwłaszcza w sytuacji, gdy mamy do czynienia z wypadkiem premiera rządu. Ale może nie powinno mnie to dziwić... Zatem pytanie z pana dziedziny - niedługo wybory szefa Rady Europejskiej. Donald Tusk zgłosił chęć kandydowania na drugą kadencję. Około dwa tygodnie temu mówił pan: "Na razie nie ma momentu, żeby ogłaszać publicznie pełen scenariusz postępowania w tej sprawie". Czy ten moment już nadszedł? - Moment na publiczne deklaracje w tej sprawie zostanie wybrany przez panią premier, która przedstawi polskie stanowisko i pełen scenariusz, ponieważ ta sprawa jest daleko bardziej skomplikowana niż tylko polskie "tak" lub "nie". Czyli stanowisko już jest, tylko teraz czekamy na jego ogłoszenie? - Ono się tworzy. Konsultacje w sprawie wyboru przewodniczącego Rady Europejskiej weszły w ostatnią fazę, ale są dalekie od zakończenia. - Oczekiwania opozycji, która już chyba od roku zabiega, byśmy się w tej sprawie wypowiedzieli definitywnie, są niepoważne. Gdybyśmy słuchali tego typu dobrych rad, Polska byłaby pozbawiona pola manewru w ułożeniu sytuacji politycznej w Radzie Europejskiej już na samym początku tego procesu. Niedawno mówił pan, że poparcie bądź nie Donalda Tuska to "część większej europejskiej układanki". Co rząd polski chce ugrać zwlekając z tą deklaracją? - Nie należy tego traktować w kategoriach "ugrywania" czegokolwiek. Chodzi o ułożenie scenariusza dla poszczególnych uczestników tego procesu, zakresu odpowiedzialności, a także ocenę potencjalnych konsekwencji. A może szukamy sojuszników, żeby się sprzeciwić kandydaturze Donalda Tuska? - Polska ma swoje stanowisko w tej sprawie i zachowa się samodzielnie. Do 21 lutego mamy czas, by odpowiedzieć Komisji Europejskiej w sprawie praworządności w Polsce. Ta odpowiedź jest już gotowa? - Jeszcze się kształtuje, ale jest w zaawansowanym stadium. Będzie skoncentrowana na analizie czysto prawnej. - W naszym przekonaniu ta sprawa budzi nadmierne emocje polityczne, nie tylko opozycji w Polsce, ale także części polityków w Brukseli - co już jest bardziej niepokojące. Jest szansa, że ta odpowiedź zakończy spór z KE? - Trudno mi to ocenić w odniesieniu do procedury, która ma charakter - w moim przekonaniu - w najlepszym wypadku wewnętrznego postępowania w Komisji Europejskiej. KE sama wybiera sobie rolę w tej sprawie, na własną odpowiedzialność. W zasadzie może robić, co chce. Myślę jednak, że nie służy to dobrej atmosferze w relacjach między Warszawą i Brukselą. W mojej ocenie KE popełniła błąd, w ogóle rozpoczynając ten proces konsultacji, który okazał się bardzo mało konstruktywny. - Obecna KE na początku swojego działania obiecała coś niepokojącego - że będzie komisją polityczną. I słowa dotrzymała. Wydaje mi się jednak, że przyjmowanie ról politycznych nie służy jej autorytetowi. - Premier Szydło mówiła niedawno, że problem leży po stronie Komisji Europejskiej: "Nie potrafię zrozumieć, dlaczego KE nie jest w stanie przyjąć argumentów Polski". Pan to potrafi zrozumieć? - Mam wrażenie, że emocje polityczne odgrywają tutaj dużą rolę. KE musi wiedzieć, że nadzwyczajne środki przyjęte przez nową większość parlamentarną były tylko i wyłącznie reakcją na nadzwyczajną sytuację zmiany prawa w poprzedniej kadencji parlamentu, która miała doprowadzić do dominacji politycznej PO w Trybunale Konstytucyjnym. To powinno być gruntem pod właściwą ocenę tego, co się stało. KE też często zapomina, że my nie polemizujemy z samą zasadą państwa prawa... Tylko z jej interpretacją. Skąd ta różnica? - Może z przekonania, że interpretacja zasady państwa prawnego, która jest bliższa niektórym członkom KE, musi być powszechnie obowiązująca. Osobiście nie jestem tego taki pewien. W polskiej konstytucji mamy do czynienia ze sformułowaną zasadą demokratycznego państwa prawnego i to przynosi określone konsekwencje. - Nawet traktaty europejskie trafnie zwracają uwagę, by szanować tradycje konstytucyjne państw członkowskich. To samo w sobie zakłada, że wartości, które nas łączą, niekoniecznie muszą mieć dokładnie taki sam wyraz w porządku prawnym każdego państwa członkowskiego. Państwa członkowskie, mimo że wszystkie wspólnie deklarują przywiązanie do zasad traktatowych, to jednak różnie je interpretują. Różnie też odczytują korelacje między nimi. Dlatego przekonanie, że interpretacja, która jest bliska niektórym członkom KE, musi mieć charakter powszechnie obwiązujący, jest nadużyciem. W odpowiedzi dla KE nasza interpretacja się pojawi? - Tak. Mam wrażenie, że opinii publicznej czasem umyka, że różnice zdań miedzy Polską i KE nie dotyczą samej wartości rządów prawa, natomiast wyraźnie ujawniają się, jeżeli chodzi o sposób jej wdrożenia w życie. To jest uprawniony spór i byłoby lepiej, gdyby KE nabrała podobnie liberalno-sceptycznego podejścia także do swoich własnych przekonań. *** Niedługo opublikujemy drugą część wywiadu z Konradem Szymańskim, w której wiceminister odnosi się m.in. do ochrony praw nabytych Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii i ocenia pierwsze tygodnie prezydentury Donalda Trumpa. *** Jeśli interesuje cię tematyka Unii Europejskiej, obserwuj autorkę na Twitterze