Włodzimirów - 14 gospodarstw, przez wieś biegnie jedna droga, dookoła pola i lasy. Na pierwszym domu na skraju wsi na drewnianej furtce połyskuje w słońcu czerwona tabliczka z napisem "sołtys". Na podwórku stoi stary Ursus. Kot wygrzewa się na słońcu. Psy leniwie podnoszą głowy z cienia. Z obory dobiega muczenie. - Ależ miałam noc, mówię pani! Krowa się ocieliła, weterynarza trzeba było wzywać w środku nocy! Ale proszę, proszę, niech pani wchodzi! - mówi Małgorzata Kopaczewska, otwierając furtkę. Na 100 % Gospodarką zajmuje się przede wszystkim mąż pani Małgosi. Ona rano oporządza zwierzęta - doi krowę, poi cielaki. Sołtysem została sześć lat temu. - W sumie miałam zostać nim dużo wcześniej. Ludzie we wsi mówili, że się nadaję. Ale ja jakoś nie byłam przekonana, w domu małe dzieci, więc wtedy na spotkanie wyborcze po prostu nie przyszłam - wspomina. Ale dojrzała do tej decyzji. Swoje pierwsze wybory wygrała ze 100-procentowym poparciem. Taki wynik nie zdarza się często w wolnych wyborach. Pani Małgosia poczuła na sobie duże zobowiązanie. Zakasała rękawy i wzięła się do pracy. Zaczęła walczyć o doprowadzenie wodociągu do Włodzimirowa, o drogę asfaltową i świetlicę. Chodziła na wszystkie zebrania rady miejskiej pobliskiego Zagórowa. I nie raz, jak wspomina, szlag ją trafiał. - Może nie zawsze da się wszystko zrobić, ale zawsze trzeba mówić o tym, co jest ważne dla ludzi. Po to są te sesje i komisje, przecież mieszkańcy wiedzą najlepiej, czego brakuje! Kilka lat później pani Małgosia położyła się wieczorem spać. Inni kandydaci na radnych prawie nie zmrużyli oka. To było w jej stylu, przecież do startu w wyborach znów namówili ją znajomi. Obudził ją telefon. Usłyszała w słuchawce głos zaprzyjaźnionej dziennikarki lokalnej gazety: - Gosia, wygrałaś! Pobiegła do męża. Ten skomentował krótko: - Przecież od początku ci mówiłem, że wygrasz. - Czasem zastanawiam się, gdy wracam do domu, czy nie zastanę spakowanych walizek i pozwu rozwodowego - śmieje się pani Małgosia. - Ale mam nadzieję, że nie, przecież żyjemy ze sobą ponad trzydzieści lat i jakoś się dogadujemy! Trwa rekrutacja wolontariuszy SZLACHETNEJ PACZKI. Zgłoś się >> Oni mają pieniądze, ja mam czas Pani Małgosia jest fenomenem nie tylko ze względu na wynik wyborczy. W erze mody na slow life, gdy wszystkim tak trudno o uważność i czas dla siebie, pani Małgosia potrafi go sobie zorganizować. Należy do wymierającego gatunku ludzi, którzy nie narzekają, działają, wychodzą do ludzi. Wielu z nas pamięta dawne wesela na wsi. Wynajmowało się zwykle salę w remizie, drużbowie pletli koronę, stroili salę, gospodynie przygotowywały potrawy, impreza trwała nieraz tydzień. Kiedyś pani Małgorzata zajmowała się ich organizacją. Dzisiaj gotuje raczej dla przyjemności, piecze przepiękne torty. Ale jakie! Ostatnio z okazji osiemnastki upiekła tort w kształcie lotniska! Napis na nim brzmiał: "Udanego startu w dorosłe życie". Kiedy nie załatwia spraw jako sołtys albo radna, organizuje zabawy charytatywne dla niepełnosprawnych dzieci. - Wyznaję zasadę: nigdy nie jest się tak biednym, żeby nie móc pomóc drugiej osobie. Jeśli nie mam pieniędzy, zawsze mogę poświęcić swój czas - podkreśla. - Tak samo było ze Szlachetną Paczką. Rok temu u nas w Zagórowie Paczka była po raz pierwszy, ale zebraliśmy taką ekipę wolontariuszy, że klękajcie narody! Pracowaliśmy, ale ile było przy tym śmiechu, pozytywnej energii! To było najbardziej niesamowite! W XXI wiek bez łazienki To mit, że na wsi wszyscy się znają. Nawet w małych wioskach ludzie całe życie mówią sobie dzień dobry, ale niewiele o sobie wiedzą. Dawniej żyli zdecydowanie bliżej siebie. Pani Małgosia do Szlachetnej Paczki trafiła dzięki niepełnosprawnej Emilce. Znały się, ale w jej domu nigdy nie była. - Trafiłam tam dopiero, gdy wprowadzili faktury za wywóz śmieci, i roznosiłam je mieszkańcom. Wchodzę do domu - jeden duży pokój z kuchnią, Emilka na wózku, obok jej rodzice. Wracam do domu, wysiadam z samochodu i wtedy dociera do mnie, że tam stały wiadra z wodą! Czy to możliwe, żeby nie było tam łazienki? Wsiadam z powrotem do auta. Okazało się, że nie mieli nawet bieżącej wody - opowiada. 70-letni ojciec musiał sadzać Emilkę na wiadrze, żeby mogła się załatwić. Pani Gosia bez wahania poszła do ośrodka opieki społecznej. Tam usłyszała, że rodzina jest wydolna finansowo. - Ale jak wydolna, skoro łazienki nawet nie mają? Za to niepełnosprawną w domu?! - oburza się. Nie odpuszczała. Zgłosiła się do lokalnych gazet. Kiedy sprawa nabrała rozgłosu, udało się jej znaleźć życzliwych ludzi w centrum pomocy rodzinie. Dzięki wizycie ich pracowników, zdobyła pieniądze na remont domu. Od tamtej pory Emilka może swobodnie i samodzielnie poruszać się na wózku. W końcu ma też swój własny pokój. Emilka ma 43 lata. W trakcie wizyty u kierownika opieki społecznej, zadzwonił lider rejonu Szlachetnej Paczki. Kierownik podniósł słuchawkę, chwilę słuchał, a potem powiedział do rozmówcy, ale tak naprawdę do niej: - Brakuje nam jeszcze wolontariuszy, nie? Bo u mnie jest taka pani, która idealnie nadaje się do Paczki. - No i jak miałam nie wziąć udziału? - śmieje się pani Gosia. Wolne wybory O Szlachetnej Paczce słyszała tylko z telewizji. Szlachetną Paczka w Zagórowie dotarła do 19 rodzin i przyniosła pomoc w wysokości 63 tysięcy złotych. - Paczka trafiła na intensywny okres w moim życiu. Śmiałam się, że mam w domu hospicjum i domowe przedszkole, bo opiekowałam się jednocześnie chorą teściową i moimi wnuczkami. Co tu gadać, Szlachetna Paczka rzeczywiście pomogła naszym rodzinom. I tu nawet nie chodzi o jedzenie, rzeczy, ale o to, że ktoś wyciągnął do nich rękę i pokazał im, że trzeba walczyć, wierzyć, że może być lepiej - podsumowuje pani Małgosia. Szlachetna Paczka była jej pierwszym wolnym wyborem. Nikt nie musiał jej przekonywać, by została wolontariuszką. Tu też działa na 100 %. W ankiecie napisała, że żyje po to, by pomagać innym. W życiu każdego człowieka - twierdzi pani Gosia - przychodzi taki moment, gdy zaczyna myśleć o sensie. Nie da się od tego uciec. - Wychodząc z domu staramy się zawsze ładnie ubrać. A powinniśmy myśleć o tym, że za dwadzieścia lat nikt nie będzie pamiętał, jak byliśmy ubrani, ale co życiu zrobiliśmy - opowiada. Jakby istniała ścisła zależność między poczuciem sensu, a naszą pomocą dla potrzebujących. Szlachetna Paczka to pierwszy ogólnokrajowy projekt, w którym wzięła udział. W ten sposób przekroczyła granice swojego sołectwa, gminy, i swoje własne. Najbardziej doceniła w niej to, czego brakuje jej w polityce - regularność, kontynuację. - Przychodzę do tych rodzin, sprawdzam, jak się mają, jak Paczka wpłynęła na ich życie. A wpłynęła. Wejdź na stronę www.superw.pl i zostań wolontariuszem Szlachetnej Paczki!