Walka z żywiołem Najgorsza jest wiosna — opowiada pan Marcin Gruca z Ochotniczej Straży Pożarnej w Częstochowie — Gnaszynie — Wypalanie traw przyczynia się co roku do drastycznego wzrostu liczby interwencji związanych z pożarami. Tego typu celowe podpalenia często wymykają się spod kontroli, skutkując olbrzymimi szkodami. Kosztem takich nieodpowiedzialnych działań bywa nawet ludzkie życie. Letnie susze, których efektem są nierzadko pożary lasów, także przyczyniają się do sporej liczby interwencji. W tym roku zdarzeń związanych z płonięciem lasów było nieco mniej — wspomina pan Marcin. - Lipiec wiązał się dla nas za to z interwencjami w gminach ościennych wynikającymi z burz i nawałnic. Skutkowały one podtopieniami, zerwanymi dachami i liniami energetycznymi oraz powalonymi drzewami. Zgłoszeń było tak wiele, że musieliśmy ustalić priorytety. Wpierw jechaliśmy tam, gdzie zagrożone było życie i zdrowie obywateli, następnie skupialiśmy się na uporządkowaniu dróg itp. Nigdy nie wiadomo, co przyniesie dzień Mniej więcej osiemdziesiąt procent interwencji to takie, w których nie wiadomo, co zastanie się po przyjeździe na miejsce. Kiedy wiemy, czego się spodziewać? - zastanawia się pan Marcin. - Gdy jedziemy usuwać gniazda owadów błonkoskrzydłych: szerszeni i os. Pozostałe sytuacje, szczególnie te związane z klęskami żywiołowymi czy wypadkami, są ekstremalnie dynamiczne. Właśnie dlatego najważniejszą cechą, którą powinien posiadać każdy strażak, jest odporność na stres. Wszyscy jesteśmy ludźmi, jednak umiejętność zachowania spokoju okazuje się w naszej misji bezcenna. Kiedyś pojechaliśmy do pożaru warsztatu samochodowego. Okazało się, że prócz opon, które są bardzo łatwopalne, w budynku znajdowały się również butle z silnie wybuchowym acetylenem. Adrenalina była wtedy u nas bardzo wysoka. Ważne, żeby w wyjątkowo stresowej sytuacji mieć oczy dookoła głowy, uważać na siebie i pozostałe osoby, skupić się na zadaniu. Fałszywy alarm Zdarzają się oczywiście koty na drzewach — śmieje się pan Marcin. Zwierzaki nie słuchają swoich opiekunów, nie chcą zejść, ale zwykle kiedy zjawia się zastęp strażaków, zmieniają zdanie i na sam nasz widok stwierdzają, że pora wrócić na ziemię. Czasami otrzymujemy też zgłoszenia, które ostatecznie okazują się być przywidzeniami albo sytuacja uspokaja się samoistnie, zanim docieramy na miejsce. Takie alarmy w dobrej wierze nie są zgłaszane, bo wierzymy, że, jak mawia mój kolega, "lepiej jechać raz niepotrzebnie, niż pojechać o jeden raz za mało". Jeśli jednak alarm był z założenia fałszywy i wynikał ze złośliwości, zgłaszamy je i policja ocenia, jaki wymiar kary zastosować wobec żartownisia. Jak zostać strażakiem-ochotnikiem? W remizie pana Marcina obecnie jest około czterdziestu ochotników — zarówno panów, jak i pań — w wieku od 16 do około 50 lat. Niektórzy druhowie, nawet po osiemdziesiątce, pełnią funkcje honorowe. Chętnie przyjęlibyśmy w nasze szeregi więcej młodzieży, ale obecnie zainteresowanie naszą inicjatywą wśród młodych spadło — mówi pan Marcin. - Mamy nadzieję, że to się zmieni. Żeby dana osoba mogła być zabierana do udziału w zdarzeniach, musi mieć ukończone 18 lat oraz nie przekraczać 65. roku życia, posiadać wyniki aktualnych badań lekarskich, które nie wykazują żadnych przeciwskazań do podjęcia tego rodzaju aktywności, a także ukończyć, w wymiarze minimalnym, kurs organizowany przez komendę miejską. OSP czuwa nad naszym bezpieczeństwem nie tylko dzięki zaangażowaniu dzielnych strażaków, ale też za sprawą dotacji na nowoczesny sprzęt ratowniczy. - Dzięki wsparciu Funduszy Unijnych zakupiliśmy nowy średni samochód ratowniczo-gaśniczy oraz wyposażenie, które pozwoliło nam na sprawniejsze interwencje oraz z pewnością wpłynie pozytywnie na bezpieczeństwo naszej społeczności w przyszłości. Opowieść pana Marcina, to tylko jedna z wielu historii, o tym jak dotacje unijne zmieniają nasze codzienne życie na lepsze. Zobacz, jak z Funduszami Europejskimi dajemy efekty na: RPO.SLASKIE.PL.