Przypomnijmy, że prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz poinformowała w środę o wydaniu zakazu organizacji w niedzielę 11 listopada Marszu Niepodległości. W efekcie tej decyzji prezydent Andrzej Duda spotkał się z premierem Mateuszem Morawieckim i ustalili, że zostanie zorganizowany wspólny biało-czerwony marsz, który będzie objęty patronatem narodowym przez prezydenta, a jego organizacją zajmie się rząd. Zgodnie z prawem, w takiej sytuacji marsz narodowców będzie nielegalny, nawet jeśli sąd uwzględni odwołanie narodowców od decyzji prezydent Warszawy. Wynika to faktu, że oba marsze mają przebiegać tą samą trasą i w tych samych godzinach. Tę trasę przejmuje jednak teraz administracja państwowa, tym samym delegalizując marsz narodowców. Narodowcy nie zamierzają jednak ustąpić. Zapowiadają, że marsz i tak się odbędzie "niezależnie w jakiej formule prawnej", jak napisał na Twitterze prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz. Z decyzją o delegalizacji marszu nie zgadza się także Młodzież Wszechpolska. Jak czytamy na profilu tej organizacji na Facebooku "Marsz Niepodległości nie może zostać upaństwowiony ponieważ jest inicjatywą oddolną, społeczną i antysystemową". "Cała ta sytuacja jest żałosna i groteskowa" Taka sytuacja może skończyć się eskalacją konfliktu, agresji, przemocy na niespotykaną na poprzednich marszach skalę. Politolog Wawrzyniec Konarski obwinia o to władze państwowe. - Sposób przygotowania obchodów 11 listopada stawia nasze władze w złym świetle. Nie były one w stanie podjąć właściwych decyzji. Obecne działania, które są reakcją na zakaz wydany przez prezydent Warszawy, pokazują, że służby państwowe nie są przygotowane do stawienia czoła takim sytuacjom. Jest to tym bardziej przykre, że dotyczy to szczególnej rocznicy, ważnej dla Polaków, jaką jest 100 lecie odzyskania niepodległości - mówi Wawrzyniec Konarski. Według niego "takiej amatorszczyzny jeszcze nie przeżywaliśmy przez ostatnie prawie 30 lat". - Wszystkie te zawirowania wokół tego, czy będą marsze czy ich nie będzie, kto je będzie organizować, kto na nie przyjdzie, a kto nie, kto będzie im patronował z osób najważniejszych rangą w Polsce - cała ta sytuacja jest żałosna i groteskowa. Nie mówię tego, jako ekspert tylko jako obywatel. Czuję się najzwyczajniej w świecie zażenowany - dodaje politolog. Przypomina, że już podczas poprzednich Marszów Niepodległości dochodziło do zamieszek i przepychanek z policją. - Kilka lat temu udałem się na oba marsze i widziałem na własne oczy, że choć służby porządkowe uwijały się jak w ukropie, żeby nie doszło do prowokacji, to nie udało się tego uniknąć. Skoro wiemy, że często takie sytuacje się zdarzają to należało dużo wcześniej podjąć wszelkie kroki, aby je wyeliminować. Nic takiego się nie stało - mówi Wawrzyniec Konarski. Politolog wskazuje także, że władze państwowe powinny zareagować już w czerwcu, kiedy Hanna Gronkiewicz-Waltz napisała pismo do ministra Brudzińskiego ws. wspólnego zabezpieczenia uroczystości, organizowanych w Warszawie 11 listopada. Pismo to zostało jednak wtedy bez odpowiedzi. Nie wyciągnięte zostały także konsekwencje z poprzedniego Marszu Niepodległości. Do tej pory nie został sporządzony aktu oskarżenia w tej sprawie.