W projekcie rozporządzenia MEN dotyczącym szczegółowej organizacji publicznych szkół i publicznych przedszkoli znalazł się zapis, że zajęcia w szkołach "mogą być realizowane przez pięć lub sześć dni w tygodniu", czyli także w sobotę. MEN tłumaczy, że to martwy przepis, który istnieje od 16 lat. Związkowcy uważają jednak, że teraz ten zapis może zostać wprowadzony w życie. - Wiele samorządów przeprowadziło reformę edukacji w sposób inny niż powinno i ten przepis wykorzystają - mówi Interii Ryszard Proksa, przewodniczący Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność". Już teraz w niektórych szkołach w Warszawie są organizowane dobrowolne zajęcia w soboty. Jedna z podstawówek w Śródmieściu zaprasza tego dnia na przygotowania do egzaminu ósmoklasisty. Od nowego roku szkolnego ta praktyka może stać się powszechna. Wynika to z faktu, że wtedy w szkołach średnich rozpocznie naukę podwójny rocznik (absolwentów gimnazjów i ośmioklasowych szkół podstawowych). Niektóre placówki mogą więc próbować rozładować tłok organizując lekcje w soboty. Tym bardziej, że mają na to przyzwolenie warszawskiego ratusza. Jego przedstawiciele wypowiadali się w mediach, że to ostateczność, ale nie mogą jej wykluczyć, ponieważ takie rozwiązanie jest zgodne z prawem. Domagają się wykreślania zapisu z projektu rozporządzenia Związkowcy chcą takim sytuacjom zapobiec, dlatego domagają się wykreślania z projektu rozporządzenia zapisu o możliwości sześciodniowego tygodnia pracy w szkołach. Według MEN - ich obawy są przedwczesne. "Nie ma i nie będzie konieczności organizowania obowiązkowych lekcji w soboty. Informacja o takim rozwiązaniu jest celowym wprowadzaniem rodziców w błąd i nieuzasadnioną próbą wywołania niepokoju" - czytamy w komunikacie MEN. Ryszard Proksa twierdzi jednak, że chodzi tu o próbę ożywienia martwego od 16 lat zapisu. - Tak już stało się ostatnio z innym przepisem, który był do niedawna martwy. Samorządy teraz dopiero przeczytały artykuł 10.7 Karty Nauczyciela, który umożliwia zmianę sposobu zatrudniania z nieokreślonego na określony w nadzwyczajnych sytuacjach. Od dwóch lat ten przepis jest wykorzystywany, a nawet nadużywany. Nawet w przypadku nauczycieli dyplomowanych z dużym stażem. Nie zwracaliśmy wcześniej na to uwagi, ponieważ nie było żadnych sygnałów, że jest stosowany. A już w tym roku mamy dużo takich przypadków, dlatego wolimy teraz dmuchać na zimne - mówi Ryszard Proksa. "Cena, którą płacą nasze dzieci za deformę edukacji" Jak informuje MEN, obecnie lekcje w szkołach mogą być prowadzone np. w sobotę, ale zdarzało się to sporadycznie. "Dotychczas zapis ten był wykorzystywany przez dyrektorów szkół jedynie w nadzwyczajnych sytuacjach (m.in. przedłużający się remont placówki oświatowej, czy skutki złych warunków atmosferycznych)" informuje MEN. Zdaniem opozycji, lekcje w soboty to efekt nieudanej reformy edukacji. "Chaos w szkołach, brak realizacji programu nauczania, za chwilę podwójny rocznik i nauka w sobotę w wielu szkołach to cena, która płacą nasze dzieci za deformę edukacji. Część dzieci, pomimo pracy 12 godzin dziennie, nie dostanie się do wymarzonej szkoły" - napisała na Twitterze posłanka Elżbieta Gapińska z PO.