W 2004 roku niedaleko szwajcarskiej granicy na wysokości ok. 3 tys. m.n.p.m włoska policja trafiła na ludzkie szczątki, sprzęt narciarski i okulary. Wstępne badania wykazały, że mężczyzna zginął w latach 50. ubiegłego stulecia. Ustalenie tożsamości tragicznie zmarłego było niemożliwe aż do teraz. Miesiąc temu śledczy opublikowali w internecie zdjęcie drewnianych nart i informacje o śledztwie. Podano, że ok. 30-letni narciarz mógł mieć 175 cm wzrostu. Zginął prawdopodobnie podczas wiosny. Znalezione części garderoby wskazywały, że był Francuzem. Niedługo po tym, jak historia bezimiennego narciarza zyskała rozgłos, policja otrzymała maila od Rogera Le Masne, który twierdził, że sprzęt znaleziony w Alpach mógł należeć do jego krewnego. "Jestem bratem Henriego Le Masne, narciarza, który zaginął 64 lat temu. Był niezależnym od innych kawalerem. Pracował w ministerstwie finansów w Paryżu" - napisał 94-latek. Policja potwierdziła, że dostarczona przez rodzinę fotografia przedstawia mężczyznę w okularach podobnych do tych, które odnaleziono ponad 10 lat temu w górach. Testy DNA potwierdziły pokrewieństwo.