Poważne problemy pojawiłyby się już na wstępie, czyli przy mobilizacji rezerwistów. "Jestem pewien, że próbne poderwanie i wyjście na pozycje pancernego batalionu rezerwistów zakończyłby się organizacyjną klęską" - podkreśla w rozmowie z "Wprost" oficer liniowy. Powód owej "katastrofy" jest prozaiczny. Dotychczas brak było odpowiednich szkoleń. Wznowiono je dopiero w 2013 roku. Wizytówka polskiej armii też niestety nie jest zbyt okazała. Co prawda, zawodowa armia liczy około 100 tysięcy żołnierzy, ale zdaniem ekspertów, liniowe wojsko stanowi zaledwie połowę. Równie ponuro przedstawia się kwestia ewentualnej pomocy, na którą mogłaby liczyć Polska. Specjaliści wskazują na NATO, a przede wszystkim na Stany Zjednoczone, ale i tutaj nie obyłoby się bez problemów. "Amerykanie nie mają wojska w Europie. Zanim zmontowaliby odpowiednio duży kontyngent minęłoby kilkadziesiąt dni i byłoby po zawodach" - podkreśla w rozmowie z "Wprost" jeden z byłych dowódców polskiej armii. Jednym straszakiem, który skutecznie podziałałby na Rosjan, jest amerykańskie lotnictwo. Dlatego - jak twierdzą eksperci - wiadomość o rozmieszczaniu amerykańskich F-16 w Polsce została w Moskwie potraktowana jako sygnał. Ostateczny werdykt ekspertów jest miażdżący. Ewentualnej rosyjskiej inwazji na Zachód nie byłaby w stanie obecnie powstrzymać żadna armia w Europie. Polskiemu wojsku wspieranemu przez amerykańskie lotnictwo również to by się nie udało. "Zaatakowanie Polski oznaczałoby wybuch III wojny światowej. Po takiej wojnie niewiele zostałoby nie tyle z Polski, co z całej współczesnej cywilizacji" - podsumowuje w rozmowie z "Wprost"ekspert odpowiedzialny za bezpieczeństwo państwa. Czarniejszego scenariusza raczej nie można sobie wyobrazić.