Słowa Johna Kerry'ego wywołały lawinę komentarzy, bo od wielu miesięcy Waszyngton wykluczał negocjacje z Baszarem al-Asadem. Syryjski prezydent nie mówi "nie", ale czeka na ruch Stanów Zjednoczonych. "Wciąż słyszymy tylko deklaracje. Jeśli pojawią się czyny, zdecydujemy, co dalej" - mówił Baszar al-Asad w Damaszku. Jak dodał, ostateczny głos zawsze należy do mieszkańców Syrii. Była to reakcja na zaskakującą deklarację Johna Kerry’ego, nie wykluczającą negocjacji z syryjskimi władzami. "W końcu będziemy musieli z nimi negocjować" - mówił Kerry w telewizji CBS. Powiedział też, że Waszyngton wraz z innymi stolicami sprawdzają teraz, czy wznowienie rozmów będzie w ogóle możliwe. Dzisiaj, negocjacje z Damaszkiem wykluczyły Francja i Unia Europejska. Z kolei syryjskie władze zapowiadają, że możliwy jest powrót do rozmów z syryjską opozycją. "Chcemy rozpocząć rozmowy polityczne z tymi partiami, które się nie zgadzają z rządem, ale które nie walczą zbrojnie i nie zabijają, ale pragną silnego rządu" - mówił w wywiadzie dla Polskiego Radia syryjski ambasador w Warszawie Idris Mayya. Dyplomata, podobnie jak prezydent Asad, podkreślił, że sąsiedzi Syrii muszą jednak przestać wspierać grupy terrorystyczne i uszczelnić swoje granice z Syrią. Wojna domowa w Syrii jest najbardziej krwawym konfliktem XXI wieku. Jak dotąd, kosztowała życie 215 tysięcy osób. W ciągu ostatnich czterech lat swoje domy opuściło 12 milionów ludzi czyli ponad połowa populacji kraju.