- Oczywiście możemy tarczy powiedzieć nie, ale będzie to miało swoje konsekwencje. Na przykład nie można wykluczyć, że trzeba będzie wówczas wrócić do powszechnego poboru do wojska - powiedział Vondra w niedzielę. Obowiązkowa, powszechna służba wojskowa została w Czechach zniesiona w roku 2005. - Przejście na armię zawodową było możliwe właśnie dzięki oparciu naszego bezpieczeństwa i możliwości obrony na naszych sojusznikach. Zerwanie tych więzów mogłoby być kamieniem niezgody - ostrzegł Vondra. Przywódca socjaldemokratów Jirzi Paroubek, największej partii opozycyjnej, przypomniał iż jego partia nie poprze powstania stacji radarowej, dopóki Czesi nie zgodzą się na to w referendum. Socjaldemokraci żądają także, aby radar był powiązany ze strukturami NATO. Według sondaży około 60 procent Czechów nie zgadza się, aby w ich kraju umieszczono elementy amerykańskiej tarczy antyrakietowej, a prawie 75 procent respondentów uważa, że decyzję w tej sprawie powinni podjąć obywatele w referendum. W sobotę przeciw lokalizacji radaru w Czechach demonstrowało w centrum Pragi ponad 1000 osób. Jeszcze więcej Czechów chce okazać swoje niezadowolenie z tego powodu podczas wizyty prezydenta USA George'a W. Busha w Pradze na początku czerwca. Rząd Czech premiera Mirka Topolanka, mający wsparcie prezydenta Vaclava Klausa, uważa iż kwestie bezpieczeństwa narodowego nie mogą być rozstrzygane w referendum. O lokalizacji radaru ma zdecydować parlament, ale tu liczba głosów koalicji rządowej i opozycji jest zbliżona. Stacja radarowa prawdopodobnie stanie w Brdach, niedaleko Pilzna, ponad 100 km na południowy zachód od Pragi. Rozmowy z USA Czesi chcą koordynować z Polską, gdzie ma się znaleźć inny element tarczy - rakiety przechwytujące.