Cook pokreślił, że USA nie maja jak na razie żadnych informacji o losie Serbów. "Jeśli zdobędziemy takie informacje, to natychmiast przekażemy je władzom w Belgradzie" - zapewnił rzecznik Pentagonu. Premier Serbii Aleksandar Vuczić ogłosił w sobotę, że dwoje pracowników ambasady serbskiej w Libii - specjalistka od łączności Sladjana Stanković i kierowca Jovica Stepić - uprowadzonych w listopadzie przez dżihadystów zginęło w piątek podczas bombardowania bazy wojskowej Państwa Islamskiego (IS) przy granicy Tunezji przez lotnictwo USA. "Zadziałały siły od nas niezależne" - oświadczył premier w radiu B-92. Jak dodał, amerykańskie służby wywiadowcze twierdzą, że nie wiedziały, iż w bombardowanym obiekcie przebywają zagraniczni obywatele. Vuczić zapowiedział, że będzie nalegał na wyjaśnienie sprawy i "powie (Amerykanom) wszystko twarzą w twarz", ale nie zamierza zaostrzać stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. Amerykańskie myśliwce bombardujące samoloty F-15E zaatakowały obóz treningowy Państwa Islamskiego położony w Libii, w pobliżu granicy tunezyjskiej. W bombardowaniu zginęło 40 osób, wśród których znajdowali się prawdopodobnie dżihadyści odpowiedzialni za zeszłoroczne zamachy w Tunezji. Rząd USA potwierdził w piątek, że samoloty USA zbombardowały obóz IS niedaleko miejscowości Sabratah, a ludzie, którzy tam przebywali stanowili "bezpośrednie zagrożenie" dla bezpieczeństwa USA. Jak wyjaśnił rzecznik amerykańskiego dowództwa odpowiedzialnego za operacje w Afryce, pułkownik Mark Cheadle, głównym celem amerykańskiej operacji był Tunezyjczyk Nuredin Szuszan powiązany z dwoma dużymi zamachami terrorystycznymi w Tunezji. Rząd libijski, uznany niedawno przez społeczność międzynarodową, potępił w sobotę rajd amerykańskiego lotnictwa przeprowadzony na zachód od Trypolisu, uznając go za "naruszenie suwerenności Libii".