Według wstępnych informacji ze śledztwa, zamachowiec wysadził się w powietrzne, próbując wejść do autobusu z funkcjonariuszami ochrony prezydenckiej. "Napastnik miał na sobie plecak, ubrany był w płaszcz i miał na uszach słuchawki. Wysadził się w powietrze dopiero przy drzwiach autobusu" - powiedział w lokalnym radiu Hichem Gharbi przedstawiciel ochrony prezydenta. Według MSW wszyscy zabici to agenci służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo prezydenta kraju. Źródła w służbach bezpieczeństwa powiedziały AFP, że zginęła większość osób znajdujących się w środku. Świadkowie mówią, że słyszeli głośny wybuch, w wyniku którego autobus stanął w płomieniach. Wrak zwęglonego pojazdu leżał we wtorek na jednej z głównych ulic w centrum miasta. Prezydent Bedżi Kaid Essebsi odwołał rozpoczynającą się w środę wizytę państwową w Szwajcarii i postanowił pozostać w kraju. W wystąpieniu telewizyjnym Essebsi zarządził w całym kraju stan wyjątkowy na 30 dni, a w Tunisie dodatkowo wprowadził godzinę policyjną rozpoczynającą się o godz. 21 i trwającą do godz. 5 rano. W Tunezji nastąpiło w ostatnim czasie nasilenie działalności dżihadystycznych radykałów, a władze informowały o zapobieżeniu licznym zamachom. W czerwcu na plaży w tunezyjskim kurorcie Susa nad Morzem Śródziemnym doszło do zamachu, w którym zginęło 38 osób. W marcu w ataku na muzeum Bardo w Tunisie zginęły 22 osoby. Do obu zamachów przyznało się Państwo Islamskie.