Wcześniej minister informował o 151 osobach zabitych i 76 rannych, zastrzegając, że liczba ofiar może wzrosnąć. W chwili wybuchu w kopalni leżącej w prowincji Manisa, około 120 km na północny wschód od Izmiru, było 787 górników. Nad ranem środę wciąż trwa akcja ratunkowa z udziałem 400 ratowników. Yildiz powiedział, że wkracza ona "w krytyczną fazę". Dotąd ewakuowano ponad 360 górników, lecz - jak podaje Associated Press - pod ziemią wciąż uwięzionych jest około dwustu ludzi. Przed szpitalem w Somie tysiące ludzi - rodziny górników i ich koledzy - czekały w nocy z wtorku na środę na informacje o swych bliskich. Policja oddzieliła zgromadzonych kordonem od gmachu szpitala. Do wypadku doszło w w kopalni w Somie w prowincji Manisa, około 120 km na północny wschód od Izmiru nad Morzem Egejskim. Przedstawiciel władz lokalnych powiedział, że zawał w kopalni był następstwem wybuchu transformatora. Przedstawiciele związków zawodowych przekazali, że do wypadku doszło w momencie, gdy do kopalni zjeżdżała nowa zmiana. Ekipy ratunkowe próbują wtłaczać powietrze do chodnika, w którym znajdują się uwięzieni górnicy. Trwa akcja ratunkowa, bierze w niej udział 400 ratowników. Przed szpitalem w Somie zebrały się tysiące ludzi - rodziny górników i ich koledzy - w oczekiwaniu na informacje o swych bliskich. Policja oddziela zgromadzonych kordonem od gmachu szpitala. Cytowany przez agencję AFP górnik przyznał, że w kopalni zdarzały się pomniejsze wypadki, ale po raz pierwszy doszło do tak poważnej katastrofy. W przeszłości najtragiczniejszym wypadkiem tego rodzaju w Turcji był wybuch gazu w kopalni w prowincji Zonguldak nad Morzem Czarnym w 1992 roku. Zginęły wówczas 263 osoby. Premier Turcji Recep Tayyip Erdogan odłożył planowaną na środę jednodniową wizytę w Albanii i ma udać się do Somy - podała Associated Press.