"To nie byli demonstranci. To byli przestępcy z Niemiec i Europy siejący chaos bez zahamowań, którzy atakowali ludzi, plądrowali i podpalali" - powiedział de Maiziere w poniedziałek w Berlinie. Uczestnicy zamieszek nie byli - mówił minister - przeciwnikami G20, jak się ich nazywa w środowisku lewicowym. "Są oni godnymi pogardy przestępczymi ekstremistami, tak samo jak neonaziści i islamscy terroryści" - powiedział de Maiziere. Ten, kto rzuca w policjantów płytami chodnikowymi, jest winny próby morderstwa - dodał szef resortu spraw wewnętrznych. Minister podkreślił, że w niemieckich miastach - ani w Hamburgu, ani w Berlinie - nie mogą istnieć "tolerowane (przez władze) obszary schronienia dla ekstremistów. W Hamburgu bastionem skrajnie lewicowych środowisk jest okupowany przez nie budynek dawnego teatru "Rote Flora", w Berlinie jeden z domów w dzielnicy Friedrichshain. De Maiziere zwrócił uwagę, że ponad stu uczestników zamieszek to osoby z zagranicy. Kilkuset podejrzanych osób zawrócono z granicy - dodał. Szef MSW powiedział, że oczekuje od wymiaru sprawiedliwości surowego ukarania winnych. Zaznaczył, że także w przyszłości szczyty tego rodzaju będą organizowane w dużych miastach. "Każda inna decyzja oznaczałaby kapitulację państwa prawa (wobec ekstremistów)" - tłumaczył. De Maiziere poparł propozycję swojego kolegi z rządu, ministra sprawiedliwości Heiko Maassa, który opowiedział się za powstaniem europejskiej kartoteki ekstremistów dostępnej dla władz krajów UE. "Nie mamy wystarczającej bazy danych w Europie" - powiedział Maass. De Maiziere zastrzegł, że warunkiem powstania takiej kartoteki jest uzgodnienie przez wszystkie kraje definicji ekstremisty. Burmistrz Hamburg <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-olaf-scholz,gsbi,13" title="Olaf Scholz" target="_blank">Olaf Scholz</a> (SPD) powiedział, że nie poda się do dymisji. Hamburska <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-cdu,gsbi,1020" title="CDU" target="_blank">CDU</a> zarzuca rządzącym Hamburgiem SPD i Zielonym zbagatelizowanie niebezpieczeństwa zamieszek i wzywa Scholza do ustąpienia. W starciach z uczestnikami skrajnie lewicowego "czarnego bloku" oraz innymi zadymiarzami podczas szczytu G20 rannych zostało 476 funkcjonariuszy. Liczba rannych demonstrantów, który w większości odmawiali przyjęcia pomocy lekarskiej, nie jest znana. W sumie do pilnowania porządku i bezpieczeństwa na ulicach Hamburga podczas szczytu, który odbył się w piątek i sobotę, zmobilizowano ponad 20 tys. policjantów. W nocy z piątku na sobotę w hamburskiej dzielnicy Schanzenviertel tłum przez kilka godzin demolował i plądrował sklepy, budował i podpalał barykady uliczne i atakował policjantów. Z Berlina Jacek Lepiarz