- Mieszkam zaledwie 300 metrów od miejsca, w którym doszło do ataku. Tuż po 7, podczas wieczornej modlitwy, usłyszeliśmy wybuchy - relacjonuje Mahmoud. - Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłem, były trzy ciała niesione do karetki. Byli to sąsiedzi rodziny Omrana. Budynek został całkowicie zniszczony - dodał. Mahmoud następnie zobaczył zbombardowany dom Omrana, do którego próbowali dostać się ratownicy. Fotograf postanowił przyłączyć się do akcji ratunkowej. - Pierwszym z ocalałych był Omran. Wyciągnąłem kamerę i zacząłem filmować. Później dowiedziałem się, że chłopiec ma niewiele ponad 4 lata - czytamy. - Było zbyt ciemno, żeby nakręcić dobry materiał, ale poszedłem za nim. Mężczyźni w białych kaskach zaprowadzili go do karetki i położyli na krześle. Ciągle filmowałem. To właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że chłopiec jest w szoku i zrobiłem zdjęcie. Kiedy zobaczyłem fotografię, łzy napłynęły mi do oczu. Ratownicy kontynuowali wydobywanie członków rodziny Omrana z gruzów. - Jego najstarsza, 11-letnia siostra spojrzała na mnie i powiedziała: "Proszę nie filmować". Odwróciłem się z moim aparatem i powiedziałem jej: "Pewnie, kochanie, nie będę". Mahmoud pisze także, co wydarzyło się po akcji ratunkowej: - Dzięki bogu rodzina Omrana jest bezpieczna. Jego matka zraniła sobie nogi, a ojciec doznał lekkich obrażeń głowy. 7-letnia siostra chłopca przeszła operację po południu, ale ma się dobrze. - Dziś, gdy obudziłem się rano, zobaczyłem, że cały świat korzysta z tego zdjęcia. Pomyślałem sobie, że zdjęcia dzieci i ataków w Syrii pokażą światu, jak wygląda życie tutaj - oznajmił Mahmoud.