Sondaże zapowiadają dobry wynik, z ponad 30 proc. głosów, separatystycznego Nowego Sojuszu Flamandzkiego (N-VA), kierowanego przez burmistrza Antwerpii, największego miasta Flandrii, Barta De Wevera. Partia od dawna sprzeciwia się wsparciu finansowemu dla biedniejszej Walonii, francuskojęzycznego regionu na południu kraju. Zapowiadana przez niego polityka oszczędności raczej nie zniechęci jego wyborców - "pracującej Flandrii", która nie chce podwyżek podatków i transferów na rzecz Walonii. De Wever, który jest obecnie najpopularniejszym politykiem na północy kraju, buduje kampanię wokół przekonania, że Walonia jest balastem dla Flandrii, uniemożliwiając jej rozwój.W poprzednich wyborach N-VA także zdobył najwięcej głosów, ale nie był w stanie utworzyć koalicji. De Wever opowiada się za przyznaniem dwóm głównym regionom - niderlandzkojęzycznej Flandrii i francuskojęzycznej Walonii - praktycznie wszystkich prerogatyw, pozostawiając państwu federalnemu jedynie prowadzenie polityki obronnej i zagranicznej. "Maski opadły. Pan chce końca Belgii" - odparł w czasie debaty telewizyjnej lider frankofońskiej Partii Socjalistycznej (PS) Paul Magnette, który przekonuje, że regionalne różnice "stanowią o wielkości i pięknie Belgii". Partia Socjalistyczna może odmówić negocjacji koalicyjnych z N-VA, tym bardziej że Magnette oskarżył De Wevera o to, że za wszelką cenę chce dowieść, iż kohabitacja Flamandów i frankofonów jest niemożliwa, a tym samym dąży do "sparaliżowania" kraju. Także De Wever deklarował, że nie zamierza rządzić z walońskimi socjalistami, których przedstawia jako żyjących z subsydiów i podatków płaconych przez ciężko pracujących flamandzkich przedsiębiorców. Możliwym scenariuszem jest kolejna kadencja liczącej sześć partii koalicji zrzeszającej wszystkie główne ugrupowania poza N-VA i Zielonymi (socjaliści, liberałowie, chadecy - zarówno flamandzcy, jak i frankofońscy) pod przewodnictwem francuskojęzycznego socjalisty, zwolennika jedności Belgii Elio Di Rupo, który był negocjatorem w czasie ostatnich rozmów o tworzeniu rządu, a ostatecznie pod koniec 2011 roku został premierem. Możliwa jest również powtórka rządów tej koalicji, ale z innym liderem. W Walonii PS może liczyć na blisko 30 proc. Elio Di Rupo obiecuje kontynuowanie polityki łączącej elementy dyscypliny budżetowej, rozwoju gospodarczego i osłon socjalnych. Jego rząd na przestrzeni trzech budżetów obciął wydatki o ponad 20 mld euro. W Belgii Walonowie i Flamandowie głosują w zasadzie na "swoje" partie. Skomplikowana federalna struktura i proporcjonalna ordynacja wymagają tworzenia szerokich koalicji i oznaczają w praktyce, że wybory, które są obowiązkowe dla wyborców zarejestrowanych na listach wyborczych, odbywają się w dwóch turach - najpierw wyborcy oddają głosy, a potem partie w długotrwałych negocjacjach ustalają, kto tak naprawdę będzie rządził w koalicji rządowej. W poprzednich wyborach w 2010 roku proces tworzenia rządu zajął rekordowe 541 dni - ku zdumieniu całego świata i zaniepokojeniu europejskich partnerów. Media ostrzegają, że ten niechlubny rekord może zostać pobity. W rządzie muszą zasiadać zarówno ministrowie francuskojęzyczni, jak i niderlandzkojęzyczni. "Byłoby niekorzystne, gdybyśmy musieli czekać dłużej niż cztery, pięć miesięcy - twierdzi belgijski ekonomista w banku ING Philippe Ledent. - Jeśli chodzi o tegoroczny budżet, wszystko jest już postanowione, choć gdyby doszło do trudnych negocjacji, gospodarstwa domowe to odczują". Poza 150-osobową Izbą Reprezentantów wyborcy wyłonią w niedzielę również cztery parlamenty regionalne: flamandzki, waloński, stołecznego regionu Brukseli oraz parlament społeczności niemieckojęzycznej w Belgii. Bruksela jest oficjalnie dwujęzyczna, choć zamieszkana w większości przez frankofonów. Granice okręgów wyborczych pokrywają się z granicą językową wytyczoną w 1963 roku. Rozwój wydarzeń po wyborach na szczeblu centralnym zależy również od wyników głosowania do flamandzkiego zgromadzenia. Jeśli flamandzcy liberałowie, socjaliści i chrześcijańscy demokraci zdobędą sami 50 proc. mandatów - co według ostatnich sondaży nie jest przesądzone, ale też niewykluczone - mogą utworzyć rząd regionalny bez N-VA. Te same partie regionalne mogą nawet rozpocząć rozmowy o koalicji na szczeblu federalnym z partiami frankofońskimi, zadowolonymi, że nie muszą rozmawiać z Bartem De Weverem - przewiduje agencja AFP. Z kolei jeśli N-VA we Flandrii przekroczy z łatwością próg 30 proc., praktycznie niemożliwe będzie pominięcie tego ugrupowania w negocjacjach, najpierw na szczeblu regionalnym, a potem centralnym.