Zdaniem Przybylskiej-Maszner, tegoroczne wybory europejskie przejdą do historii ze względu na znaczący wzrost reprezentacji partii skrajnie prawicowych. Jak przypomniała, z sondażowych rezultatów wynika, że w nowym PE ugrupowania eurosceptyczne i narodowe zdobyły ponad 100 mandatów. Po raz pierwszy wybory we Francji wygrał nacjonalistyczny Front Narodowy, w Danii ksenofobiczna Duńska Partia Ludowa, a w kilku innych krajach radykalne ugrupowania osiągnęły po 7-10 proc., co - jak zwróciła uwagę - jest ich rekordowym wynikiem. - Taki wynik jest z pewnością niepokojący. Świadczy, że Europejczycy przestali postrzegać UE jako strukturę, która potrafi rozwiązywać problemy gospodarcze i wpływać na sytuacje międzynarodową. Można powiedzieć, że znacząca liczba obywateli i niektóre kraje członkowskie zanegowały projekt europejski - oceniła. Jak zaznaczyła, z drugiej strony wynik wyborów nie przesądza jeszcze o funkcjonowaniu PE jako instytucji. Mimo straty ponad 50 mandatów największym ugrupowaniem w nowym PE pozostanie centroprawicowa frakcja Europejskiej Partii Ludowej. Swoje pozycje zachowały też pozostałe dwie główne frakcje - socjaldemokraci uzyskali 185 mandatów, a Porozumienie Liberałów i Demokratów ma 71 mandatów. Zwiększyła się liczba niezrzeszonych, którzy uzyskali łącznie 40 mandatów, będzie też 56 nowo wybranych europosłów z partii, które dotąd nie należały do żadnej z grup politycznych. Według Przybylskiej-Maszner możliwe jest powstanie nowej grupy, zrzeszającej przedstawicieli partii skrajnie prawicowych. Jak zaznaczyła, będzie to jednak trudne, bo ustalanie wspólnego stanowiska wymaga kompromisu. - Nie będą mieli realnego wpływu na decyzje polityczne zapadające na forum PE. Mogą jednak przedstawiać swoje poglądy, organizować spektakularne happeningi polityczne, żeby zainteresować swoimi poglądami opinię publiczną - oceniła. W ocenie Przybylskiej-Maszner dla ugrupowań radykalnych PE może stać się "tubą propagandową". Będą w ten sposób usiłowały wpłynąć na wyniki w kolejnych wyborach parlamentarnych czy samorządowych w swoich krajach. Jej zdaniem ta radykalizacja będzie widoczna w mediach. - Z jednej strony może sprawić, że opinia publiczna będzie bardziej zainteresowana tym, co się dzieje w PE i zwiększy wiedzę Europejczyków na ten temat. Z drugiej skupianie się na takich zachowaniach może odciągnąć uwagę od spraw istotnych - mówiła. Jak oceniła, radykałowie będą też aktywni w komisjach i grupach roboczych, co wpłynie na atmosferę prac i będzie miało znaczenie w procesie negocjacji czy konsultacji. Ekspertka podkreśliła też, że PE był dotychczas postrzegany jako instytucja, która wyprzedzała inne w proponowaniu nowych rozwiązań przyspieszających proces integracji europejskiej. - Duża liczba radykałów, którzy będą hamulcowymi, nie wpłynie pozytywnie na proces integracji - stwierdziła. Jej zdaniem zmiana postrzegania PE jako instytucji może zapoczątkować zmianę kursu polityki europejskiej chociażby w obszarze polityki spójności, emigracji czy rolnictwa.