- W najbliższych dniach będziemy współpracować z naszymi partnerami z wymiaru sprawiedliwości i służb porządkowych, aby zyskać pewność, że Amerykanie są odpowiednio chronieni, a sprawiedliwość zostanie wymierzona - podkreśliła Lynch w opublikowanym w czwartek oświadczeniu. Amerykańska marynarka wojenna poinformowała natomiast, że w strzelaninie ranny został jeden żołnierz. Swoje kondolencje rodzinom ofiar złożył tego samego dnia prezydent <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-barack-obama,gsbi,1011" title="Barack Obama" target="_blank">Barack Obama</a>. Zapowiedział, że otrzymają one odpowiednie wsparcie ze strony rządu. - Traktujemy wszystkie strzelaniny bardzo poważnie. Oczywiście jeżeli celem ataku jest amerykański obiekt wojskowy, to musimy mieć pewność, że dysponujemy wszelkimi informacjami, aby móc udzielić wyjaśnień na temat przyczyny napaści, a także środków zapobiegawczych, jakie możemy podjąć w przyszłości. Kiedy tylko zdobędziemy wiedzę na ten temat - poinformujemy opinię publiczną - zapewnił w oświadczeniu amerykański prezydent. Do incydentów doszło przed południem czasu lokalnego w bazie rezerwistów amerykańskiej marynarki wojennej i wojskowym centrum rekrutacyjnym; obydwa budynki oddalone są od siebie o kilkanaście kilometrów. Według FBI napastnik nazywał się Muhammad Youssef Abdulazeez i miał 24 lata. Służb badają obecnie czy jego działania były inspirowane przez dżihadystów z Państwa Islamskiego (IS), albo przez podobną organizację terrorystyczną. Wcześniej poinformowano, że w związku ze strzelaniną podniesiono poziom zabezpieczeń budynków i instytucji federalnych. Według świadków uzbrojony mężczyzna, jadący odkrytym fordem mustangiem, otworzył ogień do dwóch wojskowych ośrodków. Amerykańskie służby przypuszczają, że działał sam.