Zebrana już została odpowiednia liczba podpisów, by stanowisko komisji transportu poddać pod głosowanie na sesji plenarnej PE, gdzie może zostać odrzucone. 4 czerwca komisja transportu europarlamentu opowiedziała się w głosowaniu za tym, aby przewoźnicy drogowi w transporcie międzynarodowym nie byli objęci dyrektywą o pracownikach delegowanych. Decyzja nie przesądza o ostatecznym kształcie przepisów, ale jest bardzo korzystna dla Polski. Polscy europosłowie z PiS i PO informowali wtedy, że wynik głosowania był wielkim sukcesem dla naszego kraju. Polscy europosłowie liczyli, że wynik głosowania w komisji transportu stanie się oficjalnym mandatem PE w negocjacjach z krajami członkowskimi dotyczącymi przepisów. Grupie socjaldemokratów w PE udało się jednak zebrać odpowiednią liczbę podpisów i złożyć wniosek, aby stanowisko komisji transportu nie było przyjęte automatycznie, a zostało poddane pod głosowanie całej izby. Liczą na to, że podczas sesji plenarnej zostanie ono odrzucone. "Głosowanie ma odbyć się w czwartek. Jeśli miałbym oceniać szanse na obronę stanowiska komisji transportu, to oceniałbym je na 52 do 48. Różnica będzie więc ponownie niewielka. Jeśli spełni się negatywny scenariusz i stanowisko komisji transportu zostanie odrzucone, to na kolejnej sesji plenarnej będzie głosowany projekt Komisji Europejskiej, który jest niekorzystny dla Polski. Będziemy mogli oczywiście składać poprawki, ale do końca nie wiadomo, czy przejdzie korzystny dla Polski wynik" - powiedział PAP w Strasburgu europoseł Kosma Złotowski (PiS). Jak dodał, do czwartku europosłowie PiS zamierzają przekonywać innych europosłów, aby poparli stanowisko komisji transportu. Transport drogowy to branża, w której polscy przewoźnicy w Europie radzą sobie bardzo dobrze. To ważna gałąź gospodarki, która tworzy w Polsce dziesiątki tysięcy miejsc pracy. Jest również istotna w wielu innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej, w których firmy działają na tym rynku. W Brukseli powstał jednak pomysł, aby firmy te objąć przepisami dotyczącymi pracowników delegowanych. Oznaczałoby to, że po kilku dniach od przekroczenia granicy, kierowca podlegałby prawu pracy państwa, w którym przebywa. Na takie rozwiązanie naciskają m.in. Francja i kraje Beneluxu. Krytycy wskazują, że jest to przejaw protekcjonizmu gospodarczego krajów Zachodu, które chcą wypchnąć ze swoich rynków bardziej konkurencyjne firmy z Polski i innych krajów. Ochrona francuskiego rynku pracy była jednym ze sztandarowych elementów kampanii wyborczej prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Dlatego wynik głosowania z 4 czerwca, który zakłada, iż przewoźnicy drogowi w transporcie międzynarodowym nie byliby objęci dyrektywą o pracownikach delegowanych, był bardzo korzystny dla Polski.