21 współpracowników Rossa potwierdziło "Forbesowi", że obecny sekretarz handlu jest (nie)pospolitym złodziejem. "Forbes" przytacza konkretne sprawy - część zakończyła się ugodami, część jest w toku. W 2005 r. wiceprezes firmy Rossa oskarżył go o bezprawne pozbawienie udziałów. Ross, na drodze ugody, zgodził się zapłacić 10 milionów dolarów. W tym samym roku inny członek zarządu pozwał Rossa za "pozbawienie należnych odsetek" w wysokości 4 milionów dolarów. Panowie zawarli poufną ugodę. W 2016 r. WL Ross zapłaciła Amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd 2,3 mln dolarów po tym, jak firmie zarzucono oszukiwanie inwestorów - w ugodzie nie było przyznania się do winy. Również w 2016 r. firma Rossa musiała zwrócić inwestorom blisko 12 mln dolarów, które "bezprawnie przywłaszczono". Sam Ross twierdzi, że nic o tym nie wiedział. Niewiele później były pracownik firmy zarzucił Rossowi iż ten okradł go na 3,6 mln dolarów. Ostatnia sprawa to pozew z listopada 2017 r. Trzech byłych menedżerów firmy Rossa uważa, że obecny sekretarz handlu pobrał od nich 48 mln dolarów "nienależnych opłat". Według "Forbesa" kantowanie to po prostu biznesowy model Wilbura Rossa. Specjalne oświadczenie wystosował w tej sprawie Departament Handlu: "Raport z anonimowych źródeł oparty jest na plotkach, insynuacjach i niemożliwych do zweryfikowania twierdzeniach. Żaden z regulatorów nie wszczął nigdy śledztwa przeciwko sekretarzowi. Wypłynięcie starych historii w oczywisty sposób jest rezultatem osobistej vendetty" - czytamy. Do tej pory Ross był znany głównie z przyczynienia się do śmierci 12 górników. W 2006 roku w kopalni w Sago, w Wirginii Zachodniej, której właścicielem był Ross, doszło do wybuchu, który zabił 12 górników. Jak później wyszło na jaw, w kopalni tej notorycznie naruszane były normy bezpieczeństwa - kontrole wykazały 208 takich naruszeń - a Wilbur Ross, jak wynikało z zeznań, zdawał sobie z nich sprawę. Naruszenia te bezpośrednio przyczyniły się do tragedii. (mim)