"Mladić, nasz serbski bohater!" - skandowali uczestnicy demonstracji zorganizowanej przez ultranacjonalistyczną Serbską Partię Radykalną. Żądali ustąpienia prezydenta Borisa Tadicia, który domagał się aresztowania Mladicia. Na scenie ustawili znak z napisem: "Tadić to nie Serbia". Wielu demonstrantów miało na sobie koszulki z podobizną byłego dowódcy, oskarżonego m.in. o masakrę ok. 8 tys. muzułmańskich mężczyzn i chłopców w Srebrebnicy w wojnie 1992-1995. Międzynarodowy trybunał w Hadze ds. zbrodni wojennych w b. Jugosławii, przed którym ma stanąć w najbliższym czasie Mladić, zamierza go również sądzić za zbrodnie popełnione przez jego żołnierzy podczas oblężenia Sarajewa. Oddziały policji w sile ponad 3 tys. ludzi ochraniały budynki rządowe i zachodnie ambasady. Uniemożliwiły m.in. przyłączenie się do niej niektórych najbardziej agresywnych grup zwolenników Mladicia. Mimo to w centrum serbskiej stolicy doszło do brutalnych starć policji z uczestnikami pochodu, którzy rzucali w funkcjonariuszy kamieniami i butelkami. Kontynuowali pochód przez miasto, niszcząc przy tym śmietniki, sygnalizację świetlną i odpalając petardy. Jak podaje AP, na razie nie ma informacji o ofiarach ani zatrzymaniach. W odpowiedzi na rozwój wydarzeń Serbska Partia Radykalna przerwała demonstrację.