Melania Trump była w drodze z Waszyngtonu do Filadelfii. Jej rzecznik prasowy Stephanie Grisham wyjaśniła, że podczas lotu doszło do "drobnych zakłóceń mechanicznych".Jak relacjonują dziennikarze, którzy przebywali na pokładzie samolotu, w pewnej chwili z kabiny pilotów zaczął unosić się dym - podaje AFP."Wszystko jest w porządku. Wszyscy są bezpieczni" - uspokajała Grisham w specjalnym oświadczeniu. Reporterzy CNN, a także inni dziennikarze przebywający na pokładzie zostali poinstruowani w trakcie lotu, by w razie pogarszającej się sytuacji położyli na twarzach mokre ręczniki. Jak donoszą media, dym się jednak rozproszył i kolejne środki bezpieczeństwa nie były potrzebne. Pasażerowie, włącznie z Melanią Trump, przeżyli krótką chwilę grozy.Samolot wylądował w Joint Base Andrews, czyli lotnisku przeznaczonym dla pracowników Białego Domu.Tymczasem Melania Trump musiała odwołać wizytę w Filadelfii, gdzie miała spotkać się z dziećmi i ich matkami uzależnionymi od narkotyków opioidalnych.